Początki tej cudacznej rodzinki sięgają połowy lat 60., kiedy to pierwszy raz pojawiła się na czarnobiałych odbiornikach telewizyjnych. Ja ją poznałem znacznie później, a to za sprawą filmu, który miał swoją premierę w 1991 roku. Polubiłem go od pierwszego obejrzenia, a i reszta świata bardzo dobrze go przyjęła. I tak nastała sława, pieniądze, gadżety, część druga, no i oczywiście cała masa gier na co tylko się da. W moje łapki wpadła wersja NES-owa. I nigdy nie zapomnę tego przeżycia!
Historia w grze praktycznie totalnie ignoruje tę poznaną w filmie. Ba! Prawdę powiedziawszy nie opowiada nam ona w ogóle co się tak naprawdę dzieje. Po prostu wcielamy się w Gomeza, który jako jedyny członek rodziny niemający problemów z poruszaniem się, rusza na akcje ratunkową wszystkich jej członków. I tak powoli dowiadujemy się, że Pugsley utknął w zsypie ewakuacyjnym, Wednesday w jakiś sposób znalazła się w przepastnej lodówce i zamarzła, a Rączka utknęła gdzieś na półce pod sufitem. W tym wszystkim brakuje gdzieś Mortycji, ale zapewne to głównie o nią chodzi w całym zamieszaniu. I to w zasadzie tyle. Samotna podróż ojca, który naraża swoje życie dla dobra rodziny.
Oczywiście by przypasować się do NES-wych standardów, The Addam’s Family jest platformówką. Jednak żeby nie wyszło, że znowu ktoś żeruje na popularności przygód pana hydraulika, Ocean postanowiło trochę namieszać w tym gatunku. Zamiast kilku etapów, które następują jeden po drugim, stworzono całą posesję Addamsów, po której można poruszać się do woli. A żeby owa podróż nie była zbyt łatwa, niektóre drzwi pozamykano, a klucze poukrywano. I tak dostaliśmy PC-tową przygodówkę bez klikania myszką, za to z mnóstwem skakania i chodzenia.
Gomez, jako że jest zwykłym człowiekiem, nie ma żadnych specjalnych mocy. Potrafi to co większość z nas, wliczając w to schylanie się, wspinanie, a nawet pływanie. Jedyną bronią są jego własne obcasy, ale ciężko jest na nich polegać. Trzeba dokładnie wiedzieć, gdzie się znajduje piksel na głowach przeciwników, w który trzeba trafić. Niestety częste chybianie to norma w tej grze. By jednak gra nie stała się koszmarem, w którym giniemy od jednego błędu, Gomez został wyposażony w dość spory pasek życia. Przykrym jednak jest fakt, że znika on w zastraszającym tempie. Dlaczego? Ponieważ absolutnie wszystko chce nas w The Addam’s Family zabić! Sowy, rośliny, duchy, szkielety, miecze, żyrandole, pingwiny, skaczące lalki, fruwający tancerze, a nawet i rodzony brat Fester! Do tego trzeba zaliczyć beznadziejną detekcję kolizji, która działa zawsze na naszą niekorzyść. Wychodzi z tego dość pokaźny bilans śmierci. Gra jednak nie należy do trudnych, a to dzięki nieskończonej ilości kontynuacji.
Niestety istnieje coś, co przeszkadza niesamowicie w jej przejściu. To frustracja, która rozrasta się wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego z The Addam’s Family. Niemały wpływ na jej wzrost ma gumowe sterowanie, które najbardziej daje się we znaki podczas szybkiego omijania przeszkód czy wykonywaniu kilku skoków pod rząd. Do precyzji jest mu strasznie daleko. Do tego niektóre poziomy z automatu wywołują szczękościsk. Mówię tu chociażby o podwodnym tunelu w ogrodzie i nieobliczalnym dachu posiadłości, który rzuca w nas losowo cegłówkami. Niestety żeby to zrozumieć, trzeba przeżyć to na własnej skórze. A jeżeli nie straszne wam fatalne sterowanie i denerwujące etapy, to i tak musicie wiedzieć, że nie przejdziecie The Addam’s Family za pierwszym razem. Dlaczego? By dostać się do ostatniego pokoju, w którym jest przetrzymywana Mortycja, musimy zebrać miliard dolarów, który jest rozsiany po wszelkich zakątkach gry. I mogę się założyć, że przy końcowych drzwiach zabraknie wam parę setek. A powiem wam, że są one tak skrzętnie ukryte, że można odkryć je tylko przez przypadek. Zatem powodzenia, o ile macie duże pokłady cierpliwości.
Nie jestem tylko w stanie wyjaśnić, dlaczego ciągle wracam do tej gry. Rozgrywka jest nudna jak flaki z olejem, od graficznej strony jest zaledwie poprawna i denerwuje jak mało który tytuł. Fakt, ma parę urzekających momentów, jednak jest to o wiele za mało. Możliwe, że winna jest tu magia samego filmu, który tak niesamowicie lubię. A może to moje masochistyczne skłonności? Nieważne! Jeżeli nigdy nie graliście w The Addam’s Family na NES-ie to tak to zostawcie. Lepiej obejrzyjcie kolejny raz przygody tej dość groteskowej rodzinki. Wyjdzie wam to na zdrowie.