Retro - Sonic 3 & Knuckles

Retro - Sonic 3 & Knuckles

Mateusz Gołębiowski

Pokazałeś, że bohater platformówki wcale nie musi być powolny czy też nie mieć charakteru. Jak ten stary piernik Mario! Nic dziwnego, że swego czasu przebiłeś go popularnością. W końcu ile można biegać wąsatym facetem w ogrodniczkach, który depcze grzyby i kopie żółwie? Woleli ciebie – niebieskiego jeża, któremu niestraszne były kosmiczne prędkości pośród kolców, mechanicznych zwierząt i innych dziwactw. Ale ja jakoś nie lubiłem twoich gier. I ciężko mi powiedzieć dlaczego. Może chodziło o projekty poziomów albo o sterowanie, pewnie niemały wkład w to miała sama konsola, której dźwięki po dziś dzień ranią mi uszy. Ale przyznam się bez bicia. Jest jeden tytuł, którym mi zaimponowałeś i w który zagrywam się po dziś dzień.

Sonic the Hedgehog 3 to bezpośrednia kontynuacja „dwójki”. I mówiąc bezpośrednia, mam na myśli to, że zaczyna się w sekundę po jej zakończeniu. Na Latającą Wyspę spada stacja kosmiczna doktora Robotnika, którą de facto niszczymy pod koniec Sonic the Hedgehog 2. Sonic wraz z Tailsem od razu ruszają na miejsce kraksy by je przeczesać w celu odnalezienia swojego arcywroga. W końcu takie typy nie powinny pałętać się na wolności. Niestety zaraz po przybyciu na wyspę natykają się na tajemniczego, czerwonego osobnika, który okrada ich z Szmaragdów Chaosu, po czym znika. Kim jest i czemu jest przeciwko dwójce bohaterów? Tego nie wiadomo. Pewnym jest, że trzeba odzyskać to, co nasze i dorwać doktora. Prosta historyjka idealnie pasująca do platformówki.

W rozgrywce Sonic 3 nie za wiele różnił się od poprzednika. Wcielaliśmy się w Sonica, który wciąż był zwinny, szybki i było go wszędzie pełno. Nadal mogliśmy nim biegać, skakać i co ważniejsze, rozpędzać się w miejscu. Dodano zaledwie jeden myk, który był tak istotny, że aż prawie niezauważalny. Podczas skoku, była możliwość uruchomienia na sekundę tarczy, która chroniła nas od wszelkich obrażeń. Czy to było potrzebne? Niekoniecznie, ale mniejsza z tym. Oczywiście prócz Sonica był jeszcze jego pomarańczowy kolega Tails. Poza przejawianiem wszelkich umiejętności niebieskiego jeża potrafił też latać i, co ważniejsze, pływać. Wychodziło na to, że był o wiele sprawniejszy od głównego bohatera! Ale nie oszukujmy się. Możliwość wyboru tego lisa to tak naprawdę utajniony łatwy poziom trudności.

Wiadomo jednak, że najważniejsze w Sonicach to plansze, a te w „trójce” były najwyższej klasy. Pierwszy raz w dziejach serii nie miałem wrażenia, że zostały one wygenerowane losowo. Każda sprężyna, rura czy inny wichajster znajdowały się w danym miejscu po coś. A to umożliwiał obranie innej drogi, a to prowadził do jakiegoś sekretu. Wszystko działało niezwykle płynnie i dynamicznie. Sama przyjemność. Do tego usprawniono zdobywanie Szmaragdów Chaosu, które zawsze były konieczne do pozytywnego zakończenia gry. Już nie musieliśmy zbierać multum pierścieni, kończyć z nimi poziomów i martwić się tym, że nie przejdziemy bonusowego etapu, w którym Szmaragdy się znajdowały. Tym razem wejścia do nich były poukrywane na planszach. I to kilka. Wystarczyło trochę poszukać, pokombinować i zmierzyć się z dość wymagającym zbieraniem niebieskich kulek. Jak się udało, to dostawaliśmy Szmaragd, jak nie, to zawsze mieliśmy możliwość zdobycia go innym razem. Wszystko to sprawiało, że w Sonic 3 grało się z olbrzymią przyjemnością i chętnie się do niego wracało. Jednak pomimo to miało się wrażenie, że grze czegoś brakuje. Samych poziomów było mniej niż w drugiej części, niektóre ścieżki na poziomach były niedostępne z niewiadomego powodu, a samo zakończenie pozostawiało wiele do życzenia. Jak się później okazało, gra została pocięta! Głównym powodem były terminy, ale niemały wpływ miał sam rozmiar gry. Sonic 3 był tak duży, że nie dało się go upchnąć w jeden kartridż.

Wystarczyło jednak poczekać zaledwie pół roku od premiery, by na sklepowych półkach znaleźć coś, co nazywało się Sonic & Knuckles. Nowa gra po tak krótkim czasie? Wcale nie! Była to zwykła, dalsza część opowieści z Sonika 3, czyli dokładnie ta sama gra, z tymi samymi celami, z tym samym sterowaniem, ale oczywiście z nowymi poziomami. Oczywiście te były równie dobre, co w pierwszej połowie, zatem rozgrywka była równie przyjemna. Niestety traciliśmy możliwość grania Tailsem, ale Sega załatwiła dla niego znakomite zastępstwo. W końcu dostawaliśmy możliwość wcielenia się w Knucklesa. Nowa postać o nowych możliwościach, czyli zupełnie inne podejście do całej rozgrywki. Ten bohater sprawiał wrażenie bardziej ślamazarnego w porównaniu do poprzedników, a już na pewno skakał z nich najniżej. W zanadrzu potrafił szybować w powietrzu, chwytać się ścian i dodatkowo się po nich wspinać. Dzięki temu mogliśmy omijać całe sekcje czy skracać sobie gdzieniegdzie drogę. Może i granie nim z początku wywoływało nerwowe skurcze twarzy, a jego opanowanie zajmowało trochę czasu, ale to nie zmieniało faktu, że grało się nim o wiele przyjemniej niż Tailsem. Może dlatego, że stawiał przed nami jakieś wyzwanie.

Ale Sonic & Knuckles to nie była zwykła gra. To rewolucja, której nie można było spotkać nigdzie indziej. I nie chodziło tu o doskonałą rozgrywkę czy prześliczną oprawę. Kartridż z tą grą był pierwszym w świecie dodatkiem do gry na konsolę. Jego konstrukcja umożliwiała otwarcie małej klapki na szczycie, pod którą ukrywał się slot na kolejną grę. Wsadzając do niego Sonica 3, po włączeniu otrzymujemy bodajże najlepszą grę o tym niebieskim jeżu w historii – Sonic 3 & Knuckles. W końcu mogliśmy pograć wszystkimi trzema bohaterami na wszystkich poziomach, w końcu niedostępne wcześniej sekcje stawały przed nami otworem i co ważniejsze, w końcu nie mieliśmy wrażenia, że gra jest niedokończona. Do tego dodano możliwość zbierania niespotykanych wcześniej Super Szmaragdów, które zamieniały cały tercet w jeszcze lepsze wersje siebie. Tak, Tailsa też! Przez to nie widziało się już sensu w graniu w każdą z tych gier z osobna. Istniał tylko Sonic 3 & Knuckles! Ale kartridż z Sonic & Knuckles miał jeszcze jedną, bardzo zaskakującą właściwość. Otóż na jego szczyt można było zamontować Sonica 2 i w rezultacie otrzymać Sonic 2 & Knuckles. Niby dawało to tylko możliwość przejścia „dwójki” Knucklesem, ale z drugiej strony Sega wcale nie musiała się bawić w takie bzdury. Miło wiedzieć, że komuś, kiedyś się chciało ponad normę.

Historia tych dwóch kartridży nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. W świecie hermetycznie zamkniętych gier konsolowych okazało się, że po ich wydaniu można później z nimi trochę zaszaleć i robić do nich rozszerzenia. Nikt wcześniej nie robił niczego podobnego i nawet o tym nie myślał. A tu Sega rzuciła się na głębokie wody i od razu osiągnęła sukces. Aż dziw, że nikt nie postanowił zrobić czegoś podobnego później. Następną próbą rozszerzenia gry na konsoli to bodajże Grand Theft Auto: London, 1969 na PlayStation, czyli ponad 4 lata po Sonic 3 & Knuckles. Dziwnie się na to patrzy teraz, kiedy żaden tytuł nie może przetrwać miesiąca bez jakiegoś DLC.

Niby powinienem jeszcze trochę pozachwycać się grafiką Sonic 3 & Knuckles albo wspomnieć o wspaniałej ścieżce dźwiękowej, przy której maczał palce sam Michael Jackson. Tylko po co? Przecież i tak każdy z was musi w niego zagrać i to bez dyskusji. Doskonała platformówka, idealna kontynuacja, a przy tym bardzo ciekawy rodzynek w historii gier.

Źródło artykułu:WP Gry
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.