Retro - Skyblazer
Retro - Skyblazer
Zdarzyło mi się to niejednokrotnie i pewnie zdarzy się jeszcze nie raz. Dawniej uwielbiałem przeglądać czasopisma szukając jakiś niezwykłych tytułów. Tak właśnie trafiłem na ** ** na SNES-a. Krótka notka i dwa „screeny” wystarczyły, bym bardzo chciał w nią zagrać. W końcu dorwałem ją po latach, a oto co mnie spotkało.
Tym razem wcielaliśmy się w Sky’a - młodego chłopaka o nieznanej przeszłości. Niestety nie jest on bohaterem ciekawej historii zapierającej dech w piersiach. Pewnego dnia zły lord Raglan wzywa swojego sługusa Ashurę. Ten porywa księżniczkę by zdobyć dominację nad światem, a całą sytuację może uratować tylko i wyłącznie Sky. Nie dość, że jest to opowieść z większości gier tamtych czasów, to na dodatek nie działa ona najlepiej. Nie wiadomo w sumie, po co tam ten cały lord Raglan. Nic tak naprawdę nie robi, a brudną robotę odwala za niego Ashura. Samo porwanie księżniczki też wydaje się być bezsensowne. Zamiast wbić się do niej na zamek, wrzucić ją do lochu i tak opanować królestwo, to bawią się w nikczemnych łotrów. No i sam bohater też jest problemem, ale do tego jeszcze dojdziemy.
Sky to bardzo wszechstronna postać, któremu niejeden ninja by pozazdrościł. Prócz biegania i skakania pod niebiosa potrafi też wspinać się po ścianach, chodzić w kuckach, a nawet i pływać bez zaczerpywania co jakiś czas powietrza. Do tego jest mistrzem sztuk walki. Jeżeli cokolwiek staje mu na drodze, to częstuje to serią ciosów. I przyznaję, że w jego wykonaniu jest to bardzo widowiskowe. Sky jednak nie jest zwyczajnym człowiekiem i ma parę asów w swoich rękawach. Potrafi korzystać z magii wszelakiego rodzaju. Z początku zaczynamy tylko z falą energii, ale z czasem uczymy się nowych czarów. W sumie jest tego dość sporo, a i przydają się one od czasu do czasu. Ba! Niektóre zaklęcia są konieczne do pokonywana wybranych poziomów, co trochę tłumaczy fakt, dlaczego tylko Sky jest jedynym, który może uwolnić księżniczkę.
Bohater jednak dysponuje jeszcze jedną zdolnością, która nie dość, że psuje odrobinę przyjemność z rozgrywki, to psuje też prostą fabułę. Sky to człowiek, który potrafi latać. Jak długo chce i jak daleko chce. Niektóre sekcje gry polegają właśnie na przeleceniu przez poziom przy jednoczesnym omijaniu przeszkód i przeciwników. Są nawet rundy bonusowe, w których przemierzamy cały glob zbierając kryształy do czasu aż się nie rozbijemy. Dlaczego więc muszę przechodzić świat na piechotę? Dlaczego muszę męczyć się z przepaściami i niedostępnymi wieżami? Dlaczego Sky od razu nie mógłby polecieć na wyspę, gdzie przetrzymywana jest księżniczka i ją po prostu odbić? I nie, nie musi on przeżyć długiej podróży by nabrać doświadczenia i wzmocnić się nowymi czarami. Końcowych bossów można pokonać bez używania jakiegokolwiek zdolności poznanych podczas gry.
No dobra, może i trochę się czepiam. W końcu samo granie w Skyblazer wcale nie jest złe. Sterowanie jest znakomite. Postać idealnie reaguje na naciskane przez nas klawisze i robi dokładnie to, co chcemy. Nawet chwytanie się ścian działa tutaj tak, jak tego byśmy chcieli. A jest to prawdziwa rzadkość. Same projekty poziomów robią wrażenie. Nie dość, że wymagają od nas korzystania ze wszelkich zdolności Sky’a, to na dodatek dają nam małą możliwość eksploracji. Nie raz można odnaleźć jakiś ukryty pokój z dodatkowym życiem czy leczniczym napojem. A to zawsze miły dodatek w platformówce.
Niestety i tu natrafiamy na mały problem. Skyblazer jest prostą grą. Oczywiście można w niej parę razy zginąć, ale to są sporadyczne przypadki. Nawet bossowie nie robią tutaj zbytnio problemu. Po co zatem nam te życia i czy napoje? Do tego gra jest krótka do bólu. Tam gdzie kończy się pierwszy poziom Super Mario World, kończy się cały Skyblazer. I to wcale nie jest przesada. Aż trochę boli, że twórcy nie zrobili z niego czegoś większego. Szkoda dobrej mechaniki, projektów poziomów i całej masy fajnych pomysłów. Szkoda też doskonałej wręcz oprawy, prześlicznych animacji, i wszystkiego, co się widzi. Bo trzeba wiedzieć, że jest to jedna z najładniejszych gier na SNES-a.
I przyznaję, że zawiodłem się na tej grze. Liczyłem na coś większego i bardziej dopracowanego. Zupełnie jakbym dostał wersję demonstracyjną, a nie pełnoprawną grę. Ale pomimo to nie powiem, że Skyblazer to zły tytuł. Wręcz przeciwnie. Jest śliczny, różnorodny i przyjemnie się w niego gra. A to już dla niektórych powinno wystarczyć, by chociaż go wypróbować.