Kiedy Park jurajski wchodził w 1993 roku do kin, nikt się nie spodziewał, jakiego rabanu narobi na całym świecie. Wystarczyło kilka dni, by wszyscy zaczęli o nim mówić, parę tygodni, by wszelkie pustynie zaludniły się od archeologów-amatorów i wielu długich lat, by ta cała gorączka minęła. Oczywiście, przy całym tym szaleństwie, producenci rzeczy z wizerunkiem szkieletu tyranozaura na czerwonym tle zarabiali krocie. I nieważne, czy to były pantalony, kije do golfa, czy zestaw kiełbas dla prawdziwych mięsożerców. Nie było zatem sposobu, by rynek gier nie poddał się tej potężnej fali popularności. Został on bardzo szybko zalany przez tytuły na podstawie filmu i to na wszystko, na czym dało się grać. I nikt nie zwracał uwagi, czy były to dobre tytuły, czy nie. Najważniejsze, że dinozaury w środku były sygnowane pieczątką Jurassic Park.
Wersja NES-owa była pierwszą, z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Wszystko dzięki wspaniałemu Pegasusowi. Z początku gra robiła piorunujące wrażenie. W tle leciała klimatyczna muzyka, z dołu ekranu wyłaniała się wielka głowa tyranozaura, by w pewnym momencie na nas ryknąć, ukazując swoje ociekające śliną zębiska jak i menu główne. Po naciśnięciu „startu” dostawaliśmy krótką odprawę niewyjaśniającą nam zbyt wiele, po czym pojawialiśmy się przed bramą do tytułowego Parku jurajskiego. Szybko można było się zorientować, że nic nie wprowadzało nas do jakiejkolwiek fabuły. Dostawaliśmy tylko rozkazy, które musieliśmy wykonywać, by przeskakiwać z poziomu na poziom i tyle.
Sama gra zaś była strzelaniną oglądaną z lotu ptaka. Wcielaliśmy się w postać doktora Alana Granta, którego uzbrojono w strzelbę. Mieliśmy możliwość poruszania się w ośmiu różnych kierunkach, a mogliśmy pójść gdzie tylko nasza dusza zapragnęła. Z początku mogłoby się wydawać, że naszym celem do osiągnięcia sukcesu jest likwidowanie wszelakich dinozaurów. Niestety naboje w Jurassic Park były towarem deficytowym, a prehistoryczne gady i tak pojawiały się ponownie w tych samych miejscach co wcześniej, zatem cały plan szybko spalał na panewce. Okazuje się, że naszym prawdziwym zadaniem było zbieranie, bądź niszczenie jaj usianych gdzie tylko się da po mapie. Po zlikwidowaniu ostatniego z nich dostawaliśmy kartę dostępu do zamkniętego budynku, by w nim powtórzyć cały mozolny proces. Gdzieniegdzie byliśmy zmuszani do obsługi terminali w celu otwarcia bramy czy przywrócenia zasilania, jednak nie dało się ukryć, że to podążanie za jajami to główne zajęcie. By jednak nie znudziło nam się to za szybko, Ocean przygotował dla nas drobne urozmaicenia. Przyszło nam wziąć udział w slalomie pomiędzy triceratopsami, zmierzyć się z królem dinozaurów T. Rexem, a nawet powiosłować pontonem w górę rzeki, by powyławiać z niej jeszcze więcej… jajek.
Niestety przy wykonywaniu tych wszystkich zadań traciło się ogromne ilości cierpliwości, a na jej miejsce szybciutko pojawiały się nerwy i morze frustracji. Dlaczego ta postać tak wolno chodzi? Czemu te naboje nie zawsze trafiają? Dlaczego straciłem energię? Gdzie jest to ostatnie jajo? Czemu ten ponton nie płynie tam gdzie chcę? Niestety, Jurassic Park potrafił mocno zmęczyć tym ciągłym napięciem, przez co przyjemność z grania znikała bardzo szybko. Najlepiej było robić sobie od czasu do czasu przerwy, chociaż samo zakończenie gry nie było zbytnio fascynujące.
Pomimo tego i tak warto było brnąć dalej. Ja osobiście przechodziłem Jurassic Park wielokrotnie tylko po to by… posłuchać muzyki w poszczególnych etapach. Ta gra posiada jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych na NES-ie i doskonale się jej słucha poza nią, zwłaszcza utworu, który występuje na pierwszym poziomie. I pal licho, że został on „pożyczony” z Comic Bakery. W Jurassic Park i tak brzmi lepiej!
Czy zatem warto zagrać w ten tytuł? Sama gra fabularnie nie zachwyca, po drodze potrafi mocno zdenerwować, trochę nas wynudzić, jednak mimo to i tak można znaleźć w niej niemałe pokłady frajdy, a i nie raz pozytywnie się zaskoczyć. Moment. To zupełnie tak samo jak w filmie! Historia Jurassic Park chwieje się w posadach, bohaterowie są frustrujący i miejscami nie do zniesienia, czasami wieje nudą, a kiedy pojawiają się dinozaury by pozjadać paru ludzi, to aż skaczemy z radości kibicując im z zapałem. Wychodzi na to, że produkcja od Ocean to bardzo dobry przekład filmu w świat gier. Fakt, może i nie jestem wielkim fanem tego kinowego hitu, jednak wiele osób wprost go uwielbia. I o dziwo taka sama zasada włada i grą. Spróbować nie zaszkodzi.