A konkretniej Walt Disney przedstawia – blok, w którym w okolicach godziny dziewiątej można było obejrzeć jeden odcinek kreskówki oraz serialu fabularnego. Ale wspaniałe rzeczy wtedy leciały! Szmergiel, Goofy i inni, Super Baloo, Timon i Pumba i masa innych. Było śmiesznie, bardzo przyjemnie i aż bolało, kiedy się kończyło. Jedną z moich ulubionych animacji z tamtego okresu był Dzielny Agent Kaczor. Łączył ze sobą Kacze opowieści i Batmana, ale jakimś cudem nie przypominał żadnego z nich z osobna. Ciekawi bohaterowie i całkiem niezła fabuła. Zawsze będę polecał! Możecie tylko sobie wyobrazić, jak się ucieszyłem, kiedy dowiedziałem się, że na swoim kochanym Pegasusie mogę wcielić się w Robina Ducka. A raczej w Darkwing Ducka. Polscy tłumacze nigdy nie przestaną mnie zadziwiać.
Darkiwng Duck wyszedł w 1992 roku na NES-a i był jednym z kilku niesamowitych tworów wynikłych ze współpracy Disneya i Capcomu. A że większość z tych gier była platformówkami, to i tak było w tym wypadku. I trudno znaleźć lepszy gatunek dla zamaskowanego kaczora, który przemierza najciemniejsze zakątki miasta by walczyć z przestępczością. W fabule nie mamy co szukać jakichś zaskoczeń, zwrotów akcji czy łzawych momentów. To ta sama historyjka, jaką możemy znaleźć u całej masy innych superbohaterów. Tylko imiona się zmieniają. I tak arcywróg Darkwing Ducka, Steelbeek, zbiera ekipę najgroźniejszych łotrów, przez co miasto St. Canard zalewa fala przestępstw. Oczywiście tylko nasz heros może go powstrzymać i ot cała opowieść.
Jeżeli chodzi o rozgrywkę to wielu przyrównuje Darkwing Ducka do Mega Mana. I nigdy nie miałem pojęcia dlaczego. Jedyne podobieństwa, jakie widzę pomiędzy tymi dwoma tytułami, to miejscami konstrukcje poziomów, chociaż jest to trochę naciągany argument. Sam Darkwing to o wiele sprawniejsza postać od Niebieskiego Bombera. Prócz standardowego skakania potrafi też strzelać, schylać się, zakrywać płaszczem chroniąc się przed pociskami, a nawet i chwytać niektórych platform zwisając przy tym nonszalancko. Opanowanie wszystkich tych zdolności jest dosyć ważne, a gra co chwila sprawdza nasz refleks i znajomość postaci.
Wszystko to dzięki samym poziomom. Są bardzo skrzętnie i pomysłowo zaprojektowane. Różnią się dość diametralnie między sobą, a każdy z nich stawia przed nami jakieś nowe wyzwania. Jednym razem przemierzamy je na ruchomej belce lawirując pomiędzy kolcami, a kiedy indziej zmuszeni jesteśmy do pokonywania ich w kompletnych ciemnościach, włączając od czasu do czasu światło, by zorientować się gdzie są przeciwnicy. Same walki z bossami to nie tylko strzelanie w odpowiednim momencie, ale i solidne testy sprawnościowe. Czasami to nawet więcej skaczemy niż naciskamy spust pukawki. Krótko mówiąc, Darkwing Duck nie nudzi się nawet przez chwilę, co jest ważne, gdyż nietrudno wpuścić do platformówki monotonię.
Niestety w tym wszystkim jest mały, niewykorzystany potencjał. Darkwing w czasie podróży może zbierać różnego rodzaju amunicję do swojego pistoletu, która niestety jest dość bezużyteczna. Nie dość, że ma dziwne trajektorie lotu, to wcale nie jest mocniejsza od standardowych naboi. Tylko strzały z przyssawkami mają tu jakiś sens, ale to dlatego, że umożliwiają nam wspinanie się po nich na niedostępne platformy ze zdrowiem czy dodatkowym życiem. Trochę szkoda, że nie posiedziano przy tym trochę dłużej. Tak to mamy opcję, z której rzadko kiedy się korzysta.
Cokolwiek Capcom robił na licencji Disneya, było bardzo przyjemne dla oka. I tak jest w przypadku Darkwing Duck. Jest kolorowo, ślicznie i szczegółowo. Każda postać z kreskówki dała się bez problemu zidentyfikować w grze. I nie mówię tu o tych z przerywników, tylko o małych, pikselowych sprite’ach. Trochę szkoda, że wszelkie efekty dźwiękowe występujące w grze potrafią doprowadzić do krwawienia uszu. Jest to kumulacja okropnych zgrzytów i pisków. Na szczęście w tle pogrywa sobie bardzo przyjemna muzyczka, dzięki czemu nie są one aż tak denerwujące.
Tak, uwielbiam Darkwing Ducka. Jest to jedna z moich ulubionych platformówek z Pegasusa, a teraz jest jedną z najczęściej odpalanych przeze mnie gier na NES-ie. Nie jest może grą idealną i wiele można by było w niej poprawić, jednak nie zmienia to faktu, że przechodzi się ją z wielką przyjemnością. Nie graliście? Spróbujcie koniecznie! A jak wam się spodoba to koniecznie też obejrzyjcie kreskówkę.