Jak przeczytać mogliście w sprawozdaniu Kuby, dużo czasu spędziłam w piwnicy hali Pixel Heaven, gdzie wystawiali się niezależni polscy twórcy. Pomimo małej ilości miejsca, ogromnej dozy hałasu i dość sporego zainteresowania, udało nam się tam zbadać większość prezentowanych tytułów i porozmawiać z ich autorami. Pragnę przybliżyć wam teraz gry indie, z którymi przyjechali na Żoliborz garażowi majsterkowicze z naszego podwórka.
King Arthur’s Gold
Tytuł Michała Marcinkowskiego – nazwisko możecie kojarzyć z wcześniejszą jego grą - Soldatem. Z Soldatem King Arthur’s Gold łączy nawet ciut więcej. Przede wszystkim model rozgrywki. Obie gry to dwuwymiarowe, wieloosobowe gry walki, których bohaterami są małe, pikselowe ludziki – jednak o ile Soldat daje nam możliwość wcielenia się w żołnierzy, King Arthur’s Gold rzuca nas w czasy bardziej średniowieczne.
Do wyboru mamy tu trzy klasy: łucznika, budowniczego lub rycerza – w zależności od wyboru nasza postać, jak z pewnością się domyśliliście – ma inne zdolności. Gra łączy w sobie kilka elementów – mamy więc dość krwawą walkę oraz elementy strategiczne, które pozwalają nam konstruować budynki i broń.
Gry nie muszę może zresztą opisywać za dokładnie, gdyż (najprawdopodobniej za sprawą sukcesu Soldata) zdobyła już sobie całkiem spory rozgłos i zdecydowało się ją zakupić ponad 18 tysięcy graczy. Co więcej, istnieje również (znacznie wcześniejsza od prezentowanej na Pixel Heaven) wersja beta, którą każdy jest w stanie pobrać za darmo z oficjalnej strony gry. King Arthur’s Gold już rok temu miało swoją premierę na Steamie (prace nad tytułem trwają już dwa lata) jednak, jak podkreślał jej twórca, wraz z ekipą, z którą współpracuje, nie byli zadowoleni z jej ówczesnego kształtu. Gra wróci na serwis, kiedy tylko zostanie ukończona (a w oficjalnej wersji spodziewać się możemy kilku nowości – maszyn oblężniczych, nowej szaty graficznej, czy chociażby kuszy). Niecierpliwi mogą natomiast zakupić płatną wersję beta, do której dostęp znajduje się zaraz pod darmową wersją do pobrania na stronie. Taka przyjemność kosztuje 10 dolarów. Wraz z grą otrzymacie wtedy dostęp do jej kodu (oparta jest w całości na skryptach). Umożliwi to wam tworzenie własnych modyfikacji rozgrywki.
King Arthur’s Gold jest niezwykle dynamiczna, przyjemna wizualnie i dająca wiele satysfakcji. Chociaż miałam okazję wypróbować ją tylko i wyłącznie w trybie jednego gracza i stawić czoła botom, nietrudno wyobrazić sobie wszystkie jej zalety, kiedy przed nami stają inni gracze, obdarzeni inteligencją ludzką.
Defenders of Vermillion
Studio Code Forge – twórcy Royal Sails - wystawili się w sali obok z grą typu castle defense o wdzięcznej nazwie Defenders of Vermillion. Podobnie jak ich wcześniejsza produkcja, nowy tytuł ukazać się ma na urządzenia mobilne. Dostępny będzie jednak również dla użytkowników PC.
Defenders of Vermillion wyróżnia się na tle innych gier gatunku tym, że mechanika rozgrywki oparta jest na systemie gestów. Wszystkie czary i ataki wymagają od nas kreślenia określonych znaków na ekranie – być może niektórzy skojarzyć to mogą z Black & White, gdzie by rzucić w naszą wioskę ognistą kulą, byliśmy zmuszeni pomachać trochę myszą po biurku. System ten czyni rozgrywkę zdecydowanie bardziej oryginalną niż standardowe stawianie wież i oczekiwanie na kolejne fale przeciwników. Im bardziej skomplikowany i czasochłonny w kreśleniu ruch, tym silniejszy atak. Dodatkowo, po lewej stronie poziomu – w którą to stronę nieuchronnie zmierzają wrogowie – znajdują się nasi bohaterowie. Jest to kolejne odstępstwo od znanego wszystkim konceptu budowania wieżyczek i maszyn, które atakować mają atakujące nas jednostki. Bohaterów możemy rzecz jasna rozwijać – w tym celu wykonujemy kolejne misje, by potem przeznaczyć na ten cel zdobyte przez nas zasoby.
Gra wygląda ładnie – stylizowana grafika i dobra animacja naprawdę tu działa. Dodatkowo rozgrywka jest niezwykle intuicyjna. Na pewno powinni po nią sięgnąć fani gatunku, których znudził już klasyczny koncept, tak wiele razy powielany przez tak liczne tytuły.
Defenders of Vermillion posiada własny profil na serwisie wspieram to, więc jeśli ktoś z was jest nią zainteresowany i chciałby wesprzeć jej twórców, ma na to jeszcze 18 dni. Tym bardziej, że każdy z nich pracuje nad nią zupełnie za darmo.
Na koniec dodam jeszcze, że po Pixel Heaven krążyła własna cosplayerka studia, przebrana za łuczniczkę z gry. Ot – ciekawostka.