Najważniejsze gry tej generacji – Xenoblade Chronicles
Najważniejsze gry tej generacji – Xenoblade Chronicles
Czy JRPG powołujący się na dokonania Nietzschego, Junga i Freuda, zadający graczowi egzystencjalne pytania w stylu: skąd pochodzimy, czym jesteśmy, dokąd zmierzamy zasługuje na większą uwagę niż przygody Clouda i Tify? Zdania są podzielone, tym niemniej fakt niewydania Xenogears w Europie sprawił, że po latach ten niezmiernie ważny tytuł jest (zwłaszcza u nas) słabo kojarzony, a przez to niedoceniany.
Podobna sytuacja wystąpiła w przypadku Xenoblade Chronicles - duchowego następcy Xenogears z pierwszego PlayStation. Podobna, ale nie taka sama, gdyż problem z dostępnością nowej gry Monolith Soft nie był związany z brakiem tłumaczenia czy koniecznością importowania gry zza Oceanu. Wręcz przeciwnie, europejskie wydanie Xenoblade Chronicles było dostępne osiem miesięcy przed premierą w USA, która swoją drogą stała pod wielkim znakiem zapytania. Problem leżał i nadal leży gdzie indziej. W konsoli, na której to JRPG jest dostępne.
Białe pudełko Nintendo nie wywołuje u większości polskich graczy pozytywnych emocji, więc nic dziwnego, że Xenoblade Chronicles dostępne wyłącznie na Wii to po prostu jakieś tam JRPG, które nie wiedzieć czemu trafia do rankingów z najlepszymi grami ostatnich lat. O co tyle hałasu? Skąd takie podniecenie? Radzę przekonać się samemu, bo to jedna z tych gatunkowych perełek, obok których nie powinno przechodzić się obojętnie. Niestety zdaję sobie sprawę, że apel redaktora Zagalskiego na stronie gry.wp.pl nie zmieni biegu historii Polski, i kolejna gra Monolith Soft podzieli los nieodżałowanego Xenogears. Będzie rozpoznawana przez fanów gatunku i dziwaków, którzy kupili Wii.
Pomijając ignorancję przejawianą przez przeciętnego polskiego konsumenta gier wideo, Xenoblade Chronicles broni się samo i wciąga od pierwszych minut po uruchomieniu płyty z grą. Niepozorna opowiastka o dwóch rasach: ludziach i robotach, zamieszkujących ciała potężnych gigantów, które przed wiekami stoczyły ze sobą śmiertelny bój, jest zaledwie fasadą. Namiastką ogólnego zamysłu. Doskonale poprowadzona narracja zapoznaje gracza z kolejnymi elementami świata, który stopniowo odkrywa swoje sekrety. I mimo że przez większość czasu odnosimy wrażenie, że fabuła rozbija się o schematyczny banał ratowania świata/ludzkości, to Xenoblade Chronicles (podobnie jak Xenogears) umiejętnie zaskakuje. Daje do myślenia, trzyma w napięciu, zadaje trudne pytania.
new WP.player({ width:610, height:343, autostart:false, url: 'http://get-2.wpapi.wp.pl/a,61764431,f,thumb/40/d6/d6/fecf4bbe7a15e3253140f65c03820e85/xenoblade_ch_ql_gotowy.mov', });Gramy i komentujemy. Wersję wideo w wyższej rozdzielczości znajdziecie pod tym adresemEkipa odpowiedzialna za obie gry nie ukrywa zamiłowania do Nietzschego i Freuda, więc osoby zainteresowane tematem wyciągną z tych produkcji jeszcze więcej niż przeciętny pożeracz zawiłej fabuły. Pominę opisywanie konkretnych odwołań, bo zamiast zachęcić, zepsułbym sporą część zabawy. To przy okazji jedna z tych gier, które można godzinami analizować po obejrzeniu napisów końcowych.
Xenoblade Chronicles jest wielkie i bogate. Kusi mnogością zadań pobocznych, rozwojem postaci i, co rzadko spotykane w grach JRPG, eksploracją nowo odwiedzonej krainy. Przekraczając granicę kolejnych lochów czy otwartej przestrzeni, na mapie widzimy jedynie kilka punktów odniesienia, do których możemy (ale nie musimy) dotrzeć. Warto jednak wtykać nos w każdy kąt, bo odkrywanie wiążę się z bonusem w postaci zastrzyku punktów doświadczenia. Xenoblade Chronicles robi przy okazji świetną rzecz, zachęcając gracza do ponownych wizyt w danym regionie, nawet kilkanaście-kilkadziesiąt godzin po pierwszym spacerze. Zawsze znajdzie się tam bowiem jakiś potężny (wcześniej zbyt potężny) potwór do ubicia albo quest do skończenia.
A że system walki jest jedną z najmocniejszych stron Xenoblade Chronicles, to nikogo nie trzeba przekonywać do biegania po całym regionie i szukaniu guza. W tej grze trudno jest odmówić kolejnej walki, a każdy napotkany potwór aż się prosi o lanie. Monolith Soft słusznie zrezygnowało z archaicznego systemu losowych walk z początkowo niewidzialnymi przeciwnikami. Zamiast tego mamy wędrujące po świecie stworki, które albo nas zupełnie ignorują (bo jesteśmy zbyt silni), albo atakują, gdy pobudzimy jeden z ich zmysłów (wzrok, słuch, wrażliwość na „eter”). Kiedy już dochodzi do rękoczynów, zaczyna się śmiertelny taniec. Zachodzenie przeciwnika z flanki lub od tyłu. Zbijanie osłony i próba przewrócenia go na plecy, lub kombinowanie ze zmianami statusu. Sterowany przez gracza bohater i dwójka pomagierów może stanowić zabójcze trio, pod warunkiem, że od samego początku przyswoimy sobie podstawy systemu. W innym przypadku już pierwsza wizyta w lochu może być momentami bardzo frustrująca.
Trudno jest mówić o Xenoblade Chronicles inaczej niż w superlatywach. Co prawda da się ponarzekać na fabularną końcówkę i drobniejsze wpadki, jednak Monolith Soft zdołało dokonać trudnej sztuki. Japoński developer przypomniał, że można się autentycznie zachwycić kolejną produkcją z niesamowicie popularnego niegdyś gatunku. Jeżeli jeszcze nie macie Wii i/lub nie graliście w Xenoblade Chronicles, to zainwestujcie te kilkaset złotych i 80-100 godzin wolnego czasu. Pomijając slogany typu „najważniejszy przedstawiciel gatunku ostatnich lat” miejcie na uwadze, że to po prostu świetna i wciągająca gra.