Koniec „magicznych chwil” z Tracer. Blizzard bierze się za overwatchowe porno
Wiadomo - jeśli coś istnieje, ktoś stworzy do tego pornografię. Blizzardowi jednak się to nie podoba, choć wcale nie chodzi o przyzwoitość.
30.05.2016 | aktual.: 01.06.2016 16:52
Overwatch to internetowy fenomen ostatnich miesięcy. Ja po becie niespecjalnie się wciągnąłem i nie do końca rozumiem dlaczego niektórzy uważają, że to co najmniej gra dekady, ale jedno trzeba przyznać – Blizzard stworzył świetne postacie, ciekawy świat i dopracowaną technicznie grę. Sam nie gram, ale oglądam animacje, czytam komiksy i chętnie obejrzałbym pełnoprawny serial na podstawie tej gry.
Overwatch Animated Short | “Dragons”
Jestem raczej w mniejszości, bo Overwatch cieszy się niesamowitą popularnością, a w oczekiwaniu na premierę niektórym nieźle odbijało. Oczywiście nie mogło też zabraknąć starej, dobrej 34 zasady Internetu mówiącej: Jeśli coś istnieje, jest z tego porno.
Overwatch nie jest tu wyjątkiem. Mało tego, po starcie otwartej bety gra Blizzarda zdominowała PornHuba zaliczając ponad 800-procentowy wzrost wyszukiwań. Co ciekawe, najpopularniejsza jest Tracer, dla mnie będąca całkiem aseksualna, ale wiadomo, są gusta i guściki.
Mniej lub bardziej niegrzeczne obrazki i filmiki to żadna nowość, bo takie powstawały jeszcze przed otwartą betą. Blizzardowi jednak zaczęło ostatnio przeszkadzać nie tyle zgorszenie siane przez twórców, co fakt wykorzystywania przez nich objętych prawem autorskim modeli wyciągniętych wprost z gry.
Na ogół działa to tak, że autorzy „nieoficjalnych” materiałów korzystają z darmowego Source Filmmaker od Valve, importują do niego wyciągnięte z gry modele, dodają to i owo, a następnie animują ruchy frykcyjne między nimi.
Introducing the Source Filmmaker
Jeden z twórców ukrywający się pod ksywką spornm zamieścił na Reddicie post informujący o zdjęciu jego materiałów z PornHuba, dodał też fotkę wiadomości, którą otrzymali on oraz inny autor. Co ciekawe, zgłoszenia naruszenia praw autorskich nie pochodzą bezpośrednio od Blizzarda, a od zajmującej się takimi sprawami firmy Irdeto, którą „Zamieć” najpewniej w tym celu wynajęła.
W dalszej części posta spornm porównuje działania Blizzarda do ataku na wolność słowa w Internecie i blokowanie fanartów:
Tutaj mamy do czynienia z pewnym nieporozumieniem. Wydawcy nie przeszkadza sam fakt tworzenia pornografii, a wykorzystanie należących do niego modeli postaci. Zatem pisanie, że jest to atak na wolność twórczą i cały fanart to oczywisty błąd. Jeśli ktoś narysuje roznegliżowaną D.Vę, nikt się do niego nie przyczepi. W końcu stworzył coś sam inspirując się tylko postacią z gry.
W każdym razie, wszyscy miłośnicy hmm… alternatywnych przygód bohaterek i bohaterów Overwatch mogą spać spokojnie. Niezwykła popularność tego typu zawartości to dla Blizzarda nie tylko forma darmowej reklamy, ale też dowód na to, że gra dobrze się przyjęła.
Bartosz Stodolny