Klonoa Phantasy Reverie Series na Switch. Słodkich snów [RECENZJA]
Klonoa to ani kot, ani pies. Ani też królik. Jego biologiczna tożsamość pozostaje dla nas tajemnicą. Tajemnicą za to nie jest już, że zremasterowane produkcje z tym bohaterem to całkiem porządne gry.
26.07.2022 | aktual.: 02.08.2022 14:30
W 1997 na PlayStation wyszła platformówka o stworku, który ratuje krainę snów przed koszmarolubnym duchem. I choć nie był to tytuł głośny, to jednak spotkał się z ciepłym przyjęciem i później powstały też kolejne części. Jednak główne odsłony były dwie: Klonoa: Door to Phantomile i Klonoa 2: Lunatea's Veil. Jeśli ktoś potrafi szybko liczyć, to wyjdzie mu, że od premiery pierwszej gry minęło 25 lat. To kawał czasu – i zarazem sposobność do świętowania. Bandai Namco wpadło na pomysł, by z okazji ćwierćwiecza cyklu wypuścić remastery wspomnianych dwóch tytułów. Jak myśleli, tak zrobili – premiera zestawu odbyła się w lipcu. I generalnie nie są to złe produkcje.
Obydwie platformówki są z założenia proste jak budowa banana – jeśli go trochę odegniemy. Przede wszystkim biegniemy przed siebie w 2,5D i podskakujemy, a oprócz tego zbieramy kryształy i walczymy z bossami. Postacią sterujemy przyciskami na lewym joy-conie – lub lewym analogiem, jak kto woli. A po prawej części Switcha w ruch idą A i B, z czego jednym skaczemy (a jeśli trzeba podskoczyć wyżej, łapiemy któregoś z wrogów na mapie i wykorzystujemy go w tym celu), a drugi jest odpowiedzialny za akcję i ataki.
Idziemy na łatwiznę
To remastery klasyków, więc i mechaniki zdają się być stare jak świat – tutaj twórcy z Monkey Craft nic nie zmieniali i nie dodawali. Widocznie stwierdzili, że sprawdzone rozwiązania działają najlepiej. Dodano natomiast łatwy poziom trudności. Daje on nam nie trzy, a pięć serduszek zdrowia, przy czym pojedyncze obrażenie zabiera nam połowę serduszka. A oprócz tego w tym przypadku dysponujemy nieograniczoną liczbą żyć, dzięki czemu w razie wyczerpania zdrowia rozgrywkę wznawiamy od ostatniego checkpointa, nie od początku.
Po ukończeniu poszczególnych etapów odblokowuje się nam poziom trudny. Szkoda, że nie jest on dostępny od razu, bo dla niektórych rozgrywka na łatwym i standardowym levelu może być za prosta. Generalnie zaliczanie kolejnych etapów nie wymaga jakiegoś większego pomyślunku czy nieprzeciętnego refleksu. Oczywiście trudność rośnie z czasem, ale nadal wydaje mi się, że lepiej jednak byłoby mieć dostęp do najbardziej wymagającego poziomu od samego początku.
Co-op, to znaczy asekuracja
Nowością wprowadzoną do remasterów jest też opcja współpracy z innym graczem. Można ją włączyć w każdej chwili z poziomu menu. Sęk w tym, że nie jest to pełnoprawny co-op, a jedynie coś w rodzaju dodatku ubogacającego rozgrywkę. Polega to na tym, że druga osoba pomaga nam skakać wyżej, dzięki czemu nie musimy korzystać z asysty wrogiego stworka. Szkoda, że tryb kooperacji jest okrojony – na pewno tytułom wyszłoby na plus, gdyby drugi gracz mógł robić tu coś więcej.
Jakże tu ładnie i kolorowo
Oczywiście gwoździem programu w Phantasy Reverie Series jest odświeżona grafika. Różnica pomiędzy oryginałami a remasterami jest widoczna gołym okiem, jednak żeby było jakoś wyjątkowo ładnie, to nie. W wersji na Switcha produkcje wyglądają przyzwoicie, ale to wszystko – fajerwerków nie ma. Najbardziej do gustu przypadł mi projekt poziomów. Poszczególne etapy są zróżnicowane i prezentują się intrygująco – dotyczy to obydwu odsłon. Obszary, które mijamy, wyglądają trochę surrealistycznie: mamy wrażenie, jakbyśmy rzeczywiście przemierzali krainę snów. Oko przyciągają też napotkane postacie, które łączą cechy ludzi i zwierząt – spotkanie z niektórymi bossami można zapamiętać na długo.
Podkreślę tylko jeszcze raz, że może i chwalę projekty poziomów, jednak wcale nie twierdzę, że grafika wygląda oszałamiająco. W przypadku wersji na Nintendo największą zaletą pozostaje możliwość zabrania tytułów w podróż. A pod tym względem sympatyczne platformówki sprawdzają się pierwszorzędnie: fajnie jest wyłączyć się na parę chwil, by w zatłoczonym autobusie przemierzać kolorowe krainy. Klonoa w wersji na Switcha to naprawdę dobra opcja.
Wolniej i zarazem szybciej
A jednak nie wszystko jest tu idealne. Tym, co trochę gubi ten port, są słabo zauważalne, ale za to dość częste spadki wydajności. Co ciekawe, takiego "zamulenia" można doświadczyć nie tylko podczas rozgrywki, ale też – i jest to nawet częstszy przypadek – gdy wyświetlane są przerywniki filmowe. Przy okazji warto wspomnieć, że w Phantasy Reverie pojawiła się możliwość przyspieszania cut-scenek – robimy to, przytrzymując przycisk R. Najwidoczniej twórcy uznali, że współczesny gracz nie należy do najbardziej cierpliwych. A ogólnie gubienie klatek nie jest rzadkością na Switchu. Niestety w Klonoa nie udało się uniknąć tego problemu.
Dobranoc!
Generalnie rzecz ujmując, Phantasy Reverie Series jest dokładnie tym, co twórcy chcieli zrobić, a więc zestawem porządnie wykonanych remasterów. W wydaniu na handhelda Nintendo tytuły wyglądają zadowalająco. Do rozgrywki także nie mam żadnych uwag – Klonoa pozostaje klasyczną serią z nieskomplikowanymi mechanikami, która może posłużyć za idealny czasoumilacz w podróży. Uważam, że tytuły zasługują na 4/5, ale jest to ocena dla remasterów, a nie nowo powstałych gier. Zapewne w tym drugim przypadku nota byłaby nieco gorsza, bo jak na dzisiejsze standardy, brakuje mi tu czegoś jeszcze – być może innowacyjności i powiewu świeżości.
Czy warto sięgnąć po ten zestaw? Jeśli jesteście fanami cyklu, to tutaj praktycznie nie ma się nad czym zastanawiać, tylko w podwójnych podskokach udać się do sklepu. Inny przypadek to ten, gdy pierwszy raz słyszymy o tej serii, ale jednocześnie widok kolorowych platformówek nie prowokuje nas do zadawania filozoficznych pytań pokroju "a po co to komu?". Tu także nie będzie płaczu – fani gatunku nie przeżyją rozczarowania. Jest też trzecia możliwość, to znaczy taka, że nie mamy sentymentu do pierwowzoru i zarazem nie szalejemy za platformówkami. Wtedy można sobie te gry odpuścić – jeśli wcześniej gatunek był Wam całkowicie obojętny, to nie wydaje mi się, by seria Klonoa wiele w tej kwestii zmieniła.
Tytuł testowaliśmy na Nintendo Switch. Grę do recenzji dostarczył wydawca.