Kilka słów o Magic the Gathering: Commander
Kilka słów o Magic the Gathering: Commander
Piękna również dzięki temu, jak wiele różnych stylów i podejść do rozgrywki potrafi przyjąć z otwartymi ramionami. Każdy słyszał bądź czytał gdzieś kiedyś o zawodowcach, ludziach, którzy są się w stanie z MTG utrzymać. Grać w karty i jeszcze dostawać za to pieniądze, cóż za piękne marzenie! Prawie jak grać na komputerze i dostawać za to pieniądze… Ale ich jest rzecz jasna garstka. Za nimi ciągnie się sznurek naśladowców i “profesjonalistów”, albo przekonanych, że już za chwilę i oni zajmą takie miejsce, albo przynajmniej chcących poogrzewać się w blasku tej chwały.
Ale przecież prawdziwy Magic to wciśnięte gdzieś na uboczach, małe sklepiki, gdzie znudzony, brodaty sprzedawca od czasu do czasu wyjdzie zza lady, by poprzyglądać się, jak na jednym czy dwóch stolikach toczą boje starzy bywalcy. To obskurne piwnice, gdzie spotykają się grupki znajomych, by spróbować tej legendarnej gry, nawet mimo tego, że podręcznik czytał tylko jeden z nich i zrozumiał jakąś połowę. To drugie piętro McDonalda we Wrzeszczu, jak jeszcze był McDonald we Wrzeszczu.
We wszystkich tych miejscach od drobiazgowej znajomości reguł i umiejętności konstruowania talii działających jak dobrze naoliwiony zegarek dużo ważniejsza jest dobra zabawa. Szczególnie, kiedy w potyczce uczestniczą więcej niż dwie osoby. Przy czterech czy pięciu liczba możliwych połączeń i wzajemnych interakcji zarówno kart na stole jak i charakterów grających sprawia, że trudno mówić o przewidywalnej, matematycznej rozgrywce. To raczej spektakularne boje, w ten czy inny sposób przechodzące do grupowych legend. Śmiechu jest co nie miara. Żartom i przytykom nie ma końca. Noże wbijane są w plecy z zadziwiającą regularnością.
Nic dziwnego, że podejście do szczegółowych zasad Magic: The Gathering bywa w takich sytuacjach bardzo liberalne. Nikt nie lubi tego jednego mądrali, który w połowie pasjonującego meczu zacznie tłumaczyć, że leżąca na stole od 30 minut karta robi coś innego, niż wszyscy myśleli. Każdy z nas był i tym mądralą. Zmienia się więc, modyfikuje, a najtrafniejsze pomysły i urozmaicenia propagują się później w kręgach znajomych i na lokalnej scenie.
Jedną z takich modyfikacji, pomyślanych do rozgrywek wieloosobowych, jest Commander. Jego regułu brzmią dokładnie tak, jakby wymyśliła je sobie naprędce grupka pięciu znajomych, kiedy za oknami dawno było już ciemno, a zmęczone mózgi podsyłały szalone pomysły. “Słuchajcie, gramy tak w piątkę, ale wszystko już o swoich taliach wiemy i zaczyna być trochę nudno”, powiedział mózg numer 1. “Zmieńmy coś! Weźcie to pudło kart i zróbcie sobie wszyscy po nowej talii, ale tak, by każda karta występowała w niej najwyżej raz. Bo i tak w tym pudle ciężko będzie znaleźć ich więcej”. “To jak już ma być nieprzewidywalnie, to zwiększmy ilość kart w talii! Tak do 100!”, powiedział mózg numer 2. “Ale żeby każdy czuł się trochę pewniej, jedna, wybrana z tych kart odłożona będzie od początku gry na bok i dostępna do zagrania w każdym momencie. Niech będzie legendarna i nazwijmy ją dowódcą!”, powiedział mózg numer 3. Później w wyniku licznych pojedynków reguły dopracowano jeszcze tak, że w każdej talii mogą się znajdować wyłącznie karty w kolorach dowódcy, każdy ma 40 życia zamiast 20, a jednorazowy atak za 21 zawsze zabija (ee, bo tak?) i voila - wesoły, nieprzewidywalny ale rozsądny tryb gry do zabawy w kilka osób gotowy.
Legenda głosi zaś, że tryb Commander wymyślili sędziowie, chcący wypełnić czymś sobie czas w oczekiwaniu na rozpoczęcie większych imprez. Bo legenda oczywiście potrzebuje swoich bohaterów, a sędziowie rzadko są doceniani, więc dajmy im chociaż to. Niech mają. Niech wszyscy wiedzą, jak dogłębną znajomość zasad i mechanizmów MTG można przekuć na modyfikację, która czyni zeń grę nową i fascynującą.
A prawda jest taka, że Commandera mógł wymyślić każdy z nas. Bo Magic: The Gathering to piękna gra.
Ten wariant rozgrywki zyskał taką popularność, że mimo swoich całkowicie oddolnych korzeni został zaadaptowany przez Wizards of the Coast, firmę odpowiedzialną za MTG. Dzięki temu można teraz w sklepach kupić gotowe talie do Commandera, co powinno szczególnie ucieszyć graczy, którzy nie dysponują zbyt wielkimi kolekcjami kart. Jeżeli chcecie nadać nowego smaczku wspólnym pojedynkom w MTG, to warto spróbować!