Współpraca tri-Ace ze Square Enix zawsze przynosiła dorodne owoce – chociażby takie tytuły, jak Star Ocean: Till the End of Time, Radiata Stories czy Valkyrie Profile. Jakość tej twórczości doskonale poznali właściciele konsol Sony, a już niebawem przekonają się o niej także nabywcy Xboxów 360. Na sprzęt M$ zmierza Infinite Undiscovery, gra zupełnie nowa, mająca ambicję wnieść trochę świeżości w skostniały gatunek jRPG.
Bez wątpienia wspólną cechą wszystkich gier tri-Ace jest silny nacisk na akcję. Podobnie będzie w przypadku Infinite Undiscovery, z jedną dość istotną różnicą – brakiem oddzielnego ekranu starć. Wszystko odbędzie się płynnie, bez niepotrzebnych przerw. Wydaje się to dość naturalne i mało odkrywcze, ale dla jRPGów jest wręcz rewolucyjne. Poruszając się po świecie IU, należy dokładnie obserwować otocznie, aby wyłapać potencjalne zagrożenia i uniknąć ich lub przejąć inicjatywę we właściwym momencie.
Ponieważ czas rzeczywisty zawładnie Infinite Undiscovery, da się to odczuć w sposobie prowadzenia bohaterów. Nadal będziemy mieć do czynienia z drużyną, ale pokierujemy jedynie główną postacią. Pozostała trójka (a więc ekipa liczy maksymalnie 4 członków) będzie zarządzana przez specjalny system, jednak jego działanie nie zostało jeszcze ujawnione. Wiadomo natomiast, że towarzyszy przygody ma być więcej niż czterech i do walki wybierzemy tych najbardziej odpowiednich.
Tytuł gry jest dość intrygującą grą słów, ale generalnie chodzi odkrycia. O odkrywanie tego, co nie zostało jeszcze odkryte (logiczne do bólu), stąd właśnie słowo „undiscovery”. Jednak nie chodzi tu o działania w stylu Krzysztofa Kolumba, ale ogólnie o poznawanie nowych rzeczy/stworzeń/sytuacji i sposób zachowania się wobec nich. Od tego zależeć będzie dalszy rozwój fabuły, szykuje się więc dość nieliniowa zabawa.