Żaden Megaman, żadne Battletoads, nawet opisywane wcześniej La-Mulana nie jest tak sadystycznie szczęśliwe z zabijania Cię cały czas, bez wyraźnego powodu. Nareszcie z dumą stwierdzam, że ukończyłem I Wanna Be The Guy – a teraz niech mnie ktoś przytuli.
Myślę, że nazwanie tego tytułu platformówką jest niedostatecznie właściwym określeniem. Ta gra nie jest platformówką. Ta gra jest piekłem platformówkowym – tutaj kończą wszyscy ci, którzy cwaniakują, że potrafią przejść Super Mario Bros: The Lost Levels bez utraty nawet jednego życia za pierwszym podejściem. Ta gra prawdziwie odsiewa Graczy spośród graczy. Mimo że masz nieskończoną ilość żyć, nie pomoże Ci to w żadnym calu, bo to narzędzie tortur, ukrywające się pod pozorem gry, wręcz z dzikim uśmiechem będzie od Ciebie wymagać wielu, naprawdę wielu, prób i błędów.
Fabularnie tytuł z pozoru nie prezentuje się zbyt ciekawie. Od czego zacząć...? Wcielasz się w piętnastolatka imieniem The Kid (tak, ma na imię Dzieciak.). Ma on jedno marzenie – chce zostać The Guyem. Aby tego dokonać, musi przedostać się przez prawdziwy labirynt zła, w którym wszystko (wszystko!) chce go zabić, pokonać siedmiu bossów, a w końcu zlikwidować obecnego The Guya i zająć jego miejsce. Proste? No, to do roboty. Swoją normalność odzyskasz przy drzwiach, kiedy już skończysz.
Wizualnie pozycja ta nie należy do najpiękniejszych. Rzeczy oryginalne, tworzone na potrzeby gry, są tu czysto praktyczne i nie bardzo jest się czym zachwycać. Reszta grafiki to cały miliard nawiązań do innych dzieł ze starych, dobrych czasów, między innymi serii Megaman, Castlevania, Street Figher, Legend of Zelda i wielu, wielu innych. Udźwiękowienie również często wykorzystuje motywy pochodzące z innych gier, jednak zawiera także kilka oryginalnych utworów. To prawdziwa gratka dla starszych użytkowników i stanowi krótkie pocieszenie po kolejnym przymusowym respawnie. Nie dajmy się jednak zwieść – tu na pierwszym miejscu stoi rozgrywka. Sadystyczna, i jeszcze raz sadystyczna, rozgrywka.
Czy więc dobrze czynię, polecając ten produkt z piekła rodem? Niewątpliwie narażę niejednego z Was na potworną frustrację, ale być może znajdzie się ktoś na tyle wytrwały, aby przebrnąć przez piekło i wyjść z dumą po drugiej stronie tunelu, gdzie będzie mógł obwieścić całemu światu: „Tak, przeszedłem I Wanna Be The Guy”. Po czym ktoś – bo taki ktoś zawsze znajdzie się w Internecie – powie: „Taa? To teraz przejdź na Impossible, bez żadnego miejsca do save'owania”. Na tej planecie są może dwie, trzy osoby, którym się to udało – możesz dołączyć do tego szacownego grona, jeśli jesteś dość dobry. Ja nie jestem.
I Wanna Be That GuyDo ściągnięcia STĄDCena: Za darmo
Więcej o darmowych, niezależnych grach przeczytasz w naszym nowym dziale "Gry z podziemia".
Będziemy w nim publikować artykuły prezentujące całkowicie darmowe gry, na które warto zwrócić uwagę. Jeśli macie jakieś sugestie, uwagi, propozycje gier do opisania, dajcie nam znać w komentarzach na stronie specjalnej cyklu.