Jeśli byłeś na targach E3 miesiąc lub rok temu, z pewnością wpadł Ci w oko potężny, całkowicie łysy kolo grasujący po pecetowej hali z jeszcze większą lagą. Gość nosił długie, sumiaste wąsy i już na pierwszy rzut oka przypominał polskiego husarza. Za skrzydła robiły mu jednak nie kije z poprzyczepianymi piórami, a dwa stalowe ostrza złowrogo błyszczące w świetle reflektorów. Niektórzy na jego widok usuwali się na bok. Biedak nie rozdał tylu ulotek, ile chciał. Wyglądał bowiem zbyt groźnie, choć był całkowicie niewinny i, jak wieść głosi, nawet sympatyczny. Pochodził z Hiszpanii i na co dzień pracował w Barcelonie. Wspomagał ekipę Fallen Lords: Condemnation...
To pierwsza tak poważna, pecetowa zręcznościówka firmy Novarama. Dotychczas jej pracownicy zajmowali się nieco mniej poważnymi rzeczami. W 2001 i 2002 roku opracowywali komputerowe atlasy geograficzne dla jednego z lokalnych wydawców. Zasuwali też na rzecz Ubi Softu, opracowując interfejs Monster 4x4: Masters of Metal. Całkiem niedawno ukończyli grę przeznaczoną dla konsoli Gameboy i skupili się na przygotowywanym od niemal dwóch lat Fallen Lords: Condemnation. Jest szansa, że skończą go już niedługo, a wówczas fani heroic fantasy będą mieli używane.
Akcja programu toczy się w Niebie, a więc w miejscu, do którego ludzie trafiają po śmierci. Okazuje się, że nie ma w nim anielskich chórów, rzek spływających winem i darmowych hamburgerów dla wszystkich szarych zjadaczy chleba. Od lat toczy się tam za to okrutna wojna między demonami z piekieł i siłami jasności. Trzecią stroną konfliktu są dusze z czyśćca, cienie osób potępionych, które jak dotąd nie zaznały spokoju. A cel konfliktu? Utrzymanie delikatnej równowagi między dobrem a złem. Osobiście nie wiem, jak celem wojny może być utrzymanie równowagi, ale nauczyciel zawsze powiadał mi Co ty tam wiesz, Kąkol!, więc się nie czepiam.
Na początku zabawy gracz opowiada się po jednej ze stron, a następnie... umiera. W chwilę później trafia do Nieba, gdzie rozpoczyna swą karierę jako szeregowy członek armii. Swoją postać obserwuje od tyłu, z pozycji TPP. Za pomocą kilku klawiszy sieka bronią przeciwników, biega, wykonuje efektowne uniki i sieka, kogo popadnie. Wywija bronią niczym wiedźmin, przerzuca ją z ręki do ręki, paruje ciosy, robi półobroty i wypady. Krew leje się na ziemię, kawałki ciał wrogów sypią się obok niej. Skojarzenia z serią Dynasty Warriors nasuwają się same, tyle że Fallen Lords: Condemnation będzie mieć przyzwoity edytor misji oraz będzie rdzennie pecetowe. A to oznacza lepsze sterowanie i naprawdę przyzwoitą grafikę.
Zabawa ma niesamowity klimat, gdyż wrogowie są po prostu nieziemscy i dosiadają potwornych, obrzydliwych bestii. Jako anioł gracz walczy z paskudnymi demonami, skąpanymi w krwi szkieletami, rogaczami i zdeformowanymi istotami z najodleglejszych czeluści. Jako podwładny szatana sieka serafinów, cherubinów i strażników tajemnicy. Korzysta z coraz to lepszych, szalenie niezwykłych broni (łącznie 50 rodzajów), bez przerwy uczy się nowych ciosów, a wraz z kolejnymi sukcesami awansuje. Z czasem bierze udział w bitwach jako dowódca niewielkiego oddziału. Może wydawać swoim podkomendnym proste rozkazy, a nawet korzystać z machin oblężniczych!
Gra ma szansę troszkę namieszać na sztampowym rynku pecetowym, jako że takich produkcji po prostu brakuje. Joanna D'Arc nie spełniła oczekiwań, Dynasty Warriors 4 wciąż się nie ukazało, tymczasem Fallen Lords: Condemnation zaskakuje ciekawymi projektami postaci i niezłą fabułą. Oby tylko znalazł się polski wydawca... chociaż przy tej skali piractwa, jaką mamy w kraju, może to być trudne.