Nie ma żadnych wątpliwości. Europa Universalis to gra najlepsza w swoim gatunku, czyli wśród historycznych symulacji polityczno-ekonomiczno-wojskowych. Szwedzkie studio Paradox odwaliło całą masę dobrej roboty, a niepoliczalne rzesze fanów na całym świecie dobitnie świadczą o jakości tego tytułu. W Polsce EU także zdobyła sobie wiernych wielbicieli i to nie tylko ze względu na mocarstwową rolę, jaką Rzeczpospolita odgrywa w grze.
Nie ma co się dziwić, że Szwedzi, dysponując genialnym „silnikiem” postanowili pójść dalej i zarobić trochę kasy na innych okresach historycznych. Na szczęście dla nas, od razu po Europie Universalis 2 rozpoczęto prace nad dwoma odrębnymi projektami. Pierwszy miał traktować o burzliwym okresie II wojny światowej. Jesteśmy już po polskiej premierze tego tytułu i nie ukrywamy, że nasze uczucia względem niego są mocno mieszane. Na szczęście, jak już wspomniałem, Paradox równolegle robił drugą grę, która będzie prequelem EU2.
Dawno, dawno temu, w epoce komputerów ośmiobitowych grywałem z zacięciem w Medieval Lords. Gra traktowała o średniowieczu, Europie, królach i książętach, papieżu i wyprawach krzyżowych. Z wyglądu i stylu właśnie, przypominała bardzo Europę Universalis, mocno uproszczoną, oczywiście. Jak na tamte czasy, była to gierka–marzenie. Kochałem ją bardzo i to głównie za nią płakałem, gdy mój C64 poszedł na przemiał. Dość już jednak wzruszeń i retrospekcji. O Medieval Lords wspomniałem tylko dlatego, że prequel EU pod tytułem Crusader Kings (u nas będzie się to zwało EU: Mroczne Wieki, czy jakoś tak) przypomina tamtą gierkę jak dwie krople wody.
Zaczniemy w roku 1066. W historii powszechnej data ta nie zaznacza jakiegoś szczególnego przełomu, ale tutaj wybrano ją nie tylko ze względu na podbój Anglii przez Wilhelma Zdobywcę. Autorzy gry chcieli się zdecydowanie odciąć od okresu, w którym Europa zagrożona była ze strony Wikingów a data bitwy pod Hastings wydawała się być do tego celu doskonała, jako że w XI wieku wyprawy skandynawskich łupieżców należały już do przeszłości (niezbyt odległej, co prawda).Czasookres gry z drugiej strony zamyka się w roku 1453. Tutaj już łatwiej przyjdzie nam umotywować wybór, ponieważ zdobycie Konstantynopola przez Turków powszechnie uważane jest (wraz z odkryciem Ameryki w 1492) za wydarzenie, które zakończyło średniowiecze i dało początek odrodzeniu (o którym traktuje już Europa Universalis). W związku z faktem, że ramy czasowe CK i EU zazębiają się, panowie z Paradox wymyślili, że dadzą graczom możliwość przeniesienia save’ów z tej pierwszej do drugiej i kontynuowania gry przez następne czterysta lat. Brzmi kapitalnie, ale nie będzie to takie proste, jako, że wymagać będzie całej masy tranformacji. Dlaczego? Ano, dlatego, że Crusader Kings będzie grą zasadniczo różną w swym głównym koncepcie od swej nobliwej poprzedniczki.
Po pierwsze gra toczyć się będzie wyłącznie w Europie, Afryce Północnej i na wycinku Bliskiego Wschodu z Egiptem, Persją i Ziemią Świętą włącznie. Po drugie, gracz nie będzie, tak jak wcześniej, władcą narodowego, jednolitego państwa, ale raczej głową królewskiej (tudzież książęcej lub nawet cesarskiej) dynastii. Po trzecie wreszcie, silnik przeszedł mnóstwo poważniejszych i drobniejszych przeróbek w celu oddania specyfiki feudalno-chrześcijańskiej, w której nie bogactwo i zasięg terytorialny państwa, ale prestiż rodziny i jej pobożność były miernikami sukcesu.Europa w Crusader Kings nie będzie podzielona na prowincje, lecz na o wiele mniejsze hrabstwa i biskupstwa. Pod swą bezpośrednią władzą nie zgromadzimy ich zbyt wiele, bo to po prostu niemożliwe. Nasza dynastia jednakże, będzie mogła władać całkiem dużym, pod względem terytorialnym, państwem, a to ze względu na drabinę stosunków feudalnych. My, król (książę, cesarz) posiadać będziemy wasali w osobie diuków i hrabiów, którzy dzierżyć będą ziemię z naszego nadania (teoretycznie, bo w praktyce była to własność dziedziczna). W zamian zobowiązani są dostarczać część podatków pobranych ze swego władztwa, oraz stawać zbrojno na królewskie żądanie. Jak widać, większość „naszych” prowincji nie będzie tak naprawdę nasza, lecz pozostanie w ręku notabli, którzy, jako zindywidualizowane persony charakteryzować się będą nie tylko współczynnikami typu „waleczność”, czy też „zarządzanie” ale przede wszystkim „lojalnością” wobec swych suwerenów (czyli nas, królów). Oczywiście, będziemy też mogli posiadać tzw. królewszczyzny, czyli hrabstwa pozostające bezpośrednio pod władzą naszej rodziny, ale można będzie mieć tylko jedną taką prowincję na trzy wasalne, więc będą one raczej fundamentem naszej monarchii, a nie nią samą.