Mają rozmach ci Włosi, trzeba przyznać. I ambicje też niemałe. Mierzą z tym swoim Etrom całkiem wysoko – ciekawe czy trafią gdzie chcą, czy też Panu Bogu w przysłowiowe okno.
Gra powstaje już prawie od trzech lat. Początkowo planowano premierę latem ubiegłego roku i nawet ówczesny polski dystrybutor, firma Play, donosił, że lokalizacja tego tytułu jest w toku. Nie wiadomo jaki to był tok, ale toczy się do dziś chyba ze zmiennym szczęściem – od września bowiem ubiegłorocznego nie słyszeliśmy już nic więcej o polskiej wersji Etrom. O zachodniej zresztą też nie, jeżeli mamy być ściśli. Zdało się, że projekt umarł i pogrzebion, aż tu kilka dni temu, zupełnie znienacka, Włosi z PM Studios dali znać, że za dwa tygodnie odbędzie się premiera rodzimej wersji gry w pięknym kraju pizzy, lasagne i spaghetti. Skończyli znaczy się. A co dokładnie skończyli? Tak pobieżnie mówiąc, to jeszcze jednego hack’n’slasha, spadkobiercę idei nieśmiertelnego Diablo. Na pierwszy rzut oka przynajmniej i sądząc ze screenów. Sami autorzy bowiem zarzekają się, że ich dzieło jest wiekopomne prawie.
Oczywiście pod wieloma względami, ale głównie jeżeli chodzi o rozmach w kreacji świata. Rozmach postmodernistyczny, bo wielbiciele makaronu postanowili zamiast jeszcze jednego fantasy, jeszcze jednej postapokalipsy czy futurystyki mrocznej, zrobić... je wszystkie naraz. Świat gry jest tutaj mieszanką totalitarnej przyszłości, nasączonego zaawansowaną techniką i korporacyjnymi machlojkami cyberpunka, pustynnego klimatu upadku cywilizacji rodem z Mad Max, mrocznego fantasy z demonami i stworami otchłani, a do tego jeszcze z dość mocnymi wątkami religijnymi. Niezły miszmasz, prawda? Autorzy pragną wszystkie te światy, wszystkie te konwencje, połączyć w jedną całość – i chwała im, jeżeli się uda. Podwójna chwała, jeżeli to będzie znośne. I potrójna, jeśli uda się uniknąć powierzchownego potraktowania każdego z tych motywów – czego się zresztą bardzo obawiam, szczerze mówiąc...
Główny bohater, cóż za niespodzianka, zwie się Etrom właśnie. Jest byłym żołnierzem jednej z armii czterech Megamiast, w których murach i zasłonach energetycznych żyje sobie w nowym wspaniałym świecie, totalitarnym, zuniformizowanym i pozbawionym wolności, resztka ludzkości. Tenże Etrom nasz ma pewien problem z sercem. Mianowicie zagnieździł mu się w nim odłamek potężnej energii, zwanej Esencją Astralną, energii obcej, tajemniczej i całkiem niezrozumiałej. I do tego wywracającej poukładane życie Etroma na lewą stronę, a potem jeszcze kilka razy w górę i w dół. Zaczynają się nim interesować Służby Specjalne, pustynni prorocy wieszczą mu zawile, w ciele płyną fale mocy nieznanej – niedobrze się dzieje, a już najgorsze jest to, że nie za bardzo wiadomo o co chodzi. Aby się tego dowiedzieć, Etrom musi ruszyć na długą wyprawę po odpowiedzi na swoje pytania – a te odpowiedzi znają tylko i wyłącznie najpotężniejsi z bogów.
Oczywiście byle kto do nich nie dotrze, nawet jeśli jest nosicielem Astralnego Czegośtam. Nasz heros musi udowodnić, że jest godzien – szlachtując setki i tysiące stworów, które mu na drodze staną. I tu w zawiłą, górnolotną i podobnież bardzo ciekawą fabułę wkracza znany nam skądinąd element rzeźni. Etrom dokonywał jej będzie na sposobów wiele. Podstawową jego bronią ma być astralny topór. Pasuje on jak ulał do neogotyckiego nowego średniowiecza, w którym rycerze w stylowych zbrojach noszą przy jednym boku miecze, przy drugim laser, a na plecach wyrzutnie rakiet. Także Etrom prócz swego wiernego tomahawka poniesie pod pachą zestaw do mini-holocaust. Karabiny, działka, granatniki, rusznice laserowe, spluwy plazmowe, ognia miotacze, rakiet przeciwpancernych wypluwacze – dla każdego coś morderczego. Gdy tego mało będzie, a takie sytuacje nastąpią wcześniej czy później, nasz bohater zwinnym ruchem przejmie kontrolę nad czołgiem czy bojową machiną kroczącą. Nawet one jednak nie sprostają zadaniu w starciu ze smokami lub demonami otchłani – na tych milusińskich czekać będą nasze moce astralne, od Esencji oczywiście pochodzące, tudzież dwie potwornie wymiatające formy bojowe, w które Etrom pod wpływem owej Esencji transformować może, jeśli czuje, że jest po temu potrzeba.
Będzie rzeźnicko i fabularnie zatem. Autorzy zastrzegają się, że choć w ich grę można grać jak w jeszcze jedno głupiutkie Diablo, to prawdziwa jej siła leżeć ma właśnie w kreacji świata, rozbudowanej fabule, nieliniowej na dodatek i obdarzonej siedmioma zakończeniami alternatywnymi. Fajnie będzie – jeżeli się uda.
Od strony technicznej nie wygląda to powalająco – rok temu jeszcze było nieźle, ale na dzień dzisiejszy to już rzecz mychą trąci i to ostro. Nic to jednak, bo jeżeli rzeczywiście będzie tak dobrze, to i średnią grafikę wybaczyć można, brak multiplayera w sumie też. Ajjj, przepraszam – tryb wieloosobowy ma być, jak najbardziej. Innowacyjny i jedyny w swoim rodzaju – niestety, tylko tyle o nim wiemy.
Czekamy zatem niecierpliwie, bo albo będzie hit sezonu, albo porażka roku – jedno zachwyci, drugie ubawi – tak czy inaczej będzie nieźle.