Destiny 2: Lightfall – recenzja. Trochę droga ta linka

Choć od premiery Destiny 2 minęło sporo czasu, do tej pory nie miałam okazji zagrać w tę produkcję. A teraz, gdy tak sobie pląsam po Neptunie, dochodzę do wniosku, że w sumie to niewiele straciłam.

Destiny 2: Lightfall – recenzja. Trochę droga ta linkaDestiny 2: Lightfall
Źródło zdjęć: © Polygamia
SKOMENTUJ

Jeśli ktoś – podobnie jak ja – nie miał wcześniej do czynienia z FPS-em od Bungie, to oczywiście można próbować, ale uprzedzam, że na początku nie będzie łatwo. To rozbudowana gra, co daje nam się we znaki praktycznie od razu – to znaczy wtedy, gdy próbujemy przebrnąć przez zawiłe menu główne. Oczywiście nie jest to podręcznik do fizyki kwantowej i ostatecznie idzie się przyzwyczaić.

Destiny 2: Lightfall oferuje udział w misjach na Neptunie. Jednak aby uzyskać dostęp do tej kampanii, osoby zupełnie nowe w temacie muszą najpierw ukończyć wprowadzenie do "podstawki", czyli Narodziny Strażnika. To jest dość przydługa misja, ale – o dziwo – wspominam ją najlepiej z całej mojej dotychczasowej przygody z FPS-em.

"Huh, wow"

Fabuła w Destiny 2: Upadek Światła istnieje, ale równie dobrze mogłoby nie być jej w ogóle. Gdzieś na początku naszym oczom ukazuje się Świadek, czyli dziwny stwór z dymiącą czupryną, który robi tu za głównego antagonistę. Wraz ze swoim uczniem Calusem i Legionem Cienia Świadek atakuje Neomunę, gdzie ma znajdować się tajemniczy Całun, czyli klucz do ostatecznego zwycięstwa w konflikcie Światła i Ciemności.

Problem w tym, że jakoś tak to opowiedziano, że dziwnym sposobem po skończeniu kampanii wiemy tyle, co na jej początku. Wiem, że twórcy planują jeszcze jeden dodatek na zwieńczenie tej opowieści i zapewne tam domkną wszystko, co niedomknięte. Ale jeśli tak jest, to w sumie w ogóle można było darować sobie wydawanie Lightfall i przygotować od razu tę ostatnią część.

Ponadto mam dziwne wrażenie, że Świadek z tymi swoimi dużymi oczkami wygląda trochę aż nazbyt sympatycznie jak na uosobienie Ciemności, które ma zagrażać wszechświatowi. Ale ta postać i tak nie jest najbardziej nieudana – mniej więcej po godzinie grania w DLC trafiamy do Neomuny, gdzie naszym oczom ukazują się walczący Nimbuso i Ozyrys.

Ubiór i sposób bycia tych panów budzi skojarzenia z Fortnite. A to niedobrze. Dialogi – jeśli już jakieś są – brzmią nieciekawie i drętwo. Nimbuso rzuca komentarze w stylu: "huh, wow, ale twoja walka była epicka". Nie chodzi mi o to, żeby postacie sypały dzikimi metaforami okiełznanymi trzynastozgłoskowcami. Ale – do licha – można to było napisać lepiej.

Linka od Bungie

Zdaję sobie sprawę, że warstwa fabularna – a w tym także i konstrukcja postaci – nie jest najistotniejszym elementem w FPS-ach. Tu liczy się przede wszystkim gameplay, a pod tym względem produkcja oczywiście nie zawodzi. Myślę, że nawet osoby, które nie pałają miłością do gatunku, mogłyby się dobrze bawić w Destiny 2. Liczebność i zróżnicowanie broni imponuje już na początku, a wiadomo, że z czasem odblokowujemy dostęp do kolejnych zabawek.

A jeśli chodzi o DLC, to jedną z najważniejszych nowości w rozgrywce jest moc pasma. Pierwszą styczność z pasmem mamy niedługo po dotarciu do Neomuny – czyli mniej więcej po godzinie grania w Upadek Światła.

Moc uzdalnia nas do czynienia radosnego spustoszenia za pomocą zielonego bicza i wielgachnych pocisków, a poza tym mamy okazję przemieszczać się przy użyciu linki. Wystarczy wystrzelić mechanizm w pobliżu miejsca, do którego chcemy się dostać, a Strażnik tam pofrunie. Myślę, że mechaniki, które oferuje moc, całkiem solidnie urozmaicają rozgrywkę.

Róże i fiolety

Poza fabułą i garstką mechanik najnowsze rozszerzenie do Destiny 2 oferuje zupełnie nową lokację na do tej pory niedostępnym Neptunie, czyli Neomunę. W rozwiniętym technologicznie mieście znajdziemy mnóstwo futurystycznych budynków w neonowych kolorkach.

Cyberpunk to całkiem dobry kierunek – i generalnie to wszystko byłoby miłe dla oka, ale oprawa wizualna w Destiny 2 trochę już trąci myszką: poszczególne elementy świata prezentują się lekko schematycznie. I może to dziwne, ale wydaje mi się, że wspomniane wprowadzenie fabularne do "podstawki" wygląda lepiej.

A skoro przy warstwie technicznej jesteśmy, to warto napomknąć, że w wersji na PS5 nie pokuszono się o wsparcie dla DualSense. Dla osób, które przywykły do technologii pada, może to być spory minus. Zamiast efektów haptycznych mamy tu zwykłe wibracje. Oporu triggerów także nie uświadczymy – choć na przykład w mechanikach pasma tkwił potencjał do wykorzystania spustów.

Brzydkie słowa na "p"

Kampania Destiny 2: Lightfall oferuje dwa poziomy trudności: klasyczny i legendarny. Jedną z misji przechodziłam dwukrotnie, za każdym razem wybierając inny poziom – i przyznam, że różnica była odczuwalna. W tym drugim przypadku wrogowie cechują się większą odpornością na obrażenia – no i delikwentów jest po prostu więcej. Poza tym na poziomie legendarnym nie wyświetla się nam radar, choć położenie celu wyświetla się przez chwilę, gdy przechodzimy do menu mapy/zadań.

Poziom trudności wybieramy przy starcie misji lub po uruchomieniu gry. W sumie to na jedno wychodzi. Jeśli bowiem nadgryźliśmy jakieś zadanie i wyłączyliśmy produkcję na jakiś czas, to po jej uruchomieniu możemy zmienić trudność, ale to wiąże się z restartem nadgryzionej misji. Mówiąc prościej: nie da się zmienić poziomu zaawansowania rozgrywki w trakcie zadania.

Tryb legendarny uruchomiłam raz i nie zamierzam już więcej tego robić. Nie wiem, czy to kwestia tego, że gram na padzie, czy ja po prostu nie umiem w FPS-y (a może i jedno i drugie), ale w tym przypadku moja postać zdecydowanie za często zmuszona była powracać do odległego checkpointa.

Tego typu sytuacje wyzwalały we mnie ekspresje z zastosowaniem zaawansowanej terminologii z zakresu łaciny podwórkowej. Niemniej wiem, że na pewno znajdą się i tacy, którym tryb legendarny przypadnie do gustu. Ale fakt – punktów zapisu mogłoby tu być więcej.

Dziękuję, postoję

Checkpointy to jedno, a długość misji to drugie. W ogóle czasem może się wydawać, że zadania tak sobie trwają i trwają i nie widać ich końca. Trochę to wszystko rozwleczono, co w połączeniu z dość niemrawą warstwą fabularną pozwala wysnuć wniosek, że tak naprawdę to nie wiadomo, po co ten Upadek Światła w ogóle powstał.

Destiny 2: Lightfall oferuje kawał solidnego gameplayu, ale brakuje tu jakiejś intrygującej opowieści, która czyniłaby zasadnym kilkugodzinne mordowanie zastępów Legionu Cienia. Bez solidnej historii czy ciekawie napisanych postaci wyszła z tego trochę taka stereotypowa "bezsensowna strzelanka" z nieco przydługimi zadaniami.

Jeśli mam być szczera, to uważam, że 200 – albo i 400 – złotych za zieloną linkę do gimnastyki i niezbyt świeżo wyglądające miasto to trochę za drogo. Być może inne dodatki i kampanie są lepsze, ale ja po kilku wieczorach spędzonych z Lightfall na razie nie mam ochoty na więcej. Czeka na mnie mnóstwo ciekawszych – i nowszych – produkcji.

Grę testowaliśmy na PlayStation 5. Kod do testów dostarczył wydawca.

Plusy
  • Gameplay
  • Pasmo
  • Legendarny poziom trudności spodoba się fanom
Minusy
  • Nieciekawa fabuła
  • Przydługie misje
  • Trochę za mało punktów kontrolnych
  • Dialogi

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne