No, teraz to już rzeczywiście jesteśmy sto lat za Murzynami. Nie tylko Czesi, Ruscy i Ukraińcy robią lepsze gry od nas, także Węgrzy wyprzedzają nas o kilka długości. Choć ci ostatni to raczej w strategie się wpuszczają, gdy nasi developerzy wierzą w FPS i gry akcji (i na razie tylko tę wiarę mamy, bo jedyny naprawdę fajny tytuł - Painkiller Adriana Chmielarza, jeszcze jest w produkcji i premiera odbędzie się dopiero w przyszłym roku).
Węgrzy ostatnio chyba upodobali sobie RTS osadzone w klimatach II wojny światowej. Gorąco i niecierpliwie oczekiwany Codename Panzers to nie jedyny bowiem tytuł z tego gatunku, który uderzy w naszą kieszeń po Nowym Roku. Doświadczeni weterani z Digital Reality (ci od Haegemonii) dłubią bowiem przy projekcie Desert Rats vs. Afrika Korps, który, jak łatwo się domyślić, pozwoli nam poganiać się na libijskich pustyniach z dwoma marszałkami – Rommel’em i Montgomery’m. No, nie dosłownie, rzecz jasna...
Gra składać się ma z dwóch kampanii – niemieckiej i brytyjskiej, liczących 20 misji. Autorzy zapowiadają, że poszczególne scenariusze będą zróżnicowane pod względem celów, jakie w nich należy osiągnąć oraz zadań, jakie należy wykonać. Kurde, mam nadzieję, że nie będą to takie flaki z olejem, jak losowe bitwy w Blitzkrieg. Oprócz dalekich zwiadów, eskort konwojów transportowych i obrony strategicznych punktów, będziemy mieli okazję pobawić się też w zdobywanie silnie umocnionych pozycji (a że wszystkie scenariusze w grze są odniesieniem do wydarzeń historycznych, to możemy się spodziewać ciężkich walk pod Tobrukiem). To ostatnie może być nawet dość ciekawe, zwłaszcza że autorzy zdają sobie sprawę, iż w takich sytuacjach kluczową rolę odgrywa piechota - dali nam jej aż osiem rodzajów. Oprócz zwykłych piechurów z karabinami, pistoletami maszynowymi i erkaemami mamy dostać też do dyspozycji przeciwpancerniaków, żołnierzy z granatnikami i miotaczami ognia. Oprócz tego w naszych szeregach znajdzie się kilku specjalistów takich jak saper, sanitariusz (Need a Medic!) czy snajper. Heh, trzeba będzie szanować piechurów...
Oczywiście poza nimi w nasze łapki oddany zostanie cały ówczesny arsenał artylerii oraz pojazdów wszelakich – ponad dwadzieścia modeli sprzętu dla każdej ze stron. Pełna lista tych cudeniek nie jest jeszcze znana, ale na bank będziemy mogli się pobawić czołgami Pz III G, Pz IV D a może i nawet Tygrysami, nie mówiąc już o legendarnych działach 88mm. Po stronie brytyjskiej zobaczymy na pewno Granty, Shermany i całą masę innego sprzętu.
Najfajniejsze zaś w tym wszystkim ma być to, że przed każdą misją (a często i w trakcie) nastąpi faza uzupełnień i zarządzania. Naszą armię będziemy mogli dowolnie modyfikować i wymieniać doświadczonym jednostkom sprzęt na lepszy. Ten element, znany z kultowego Panzer General, znalazł się też w szczątkowej i zupełnie niewystarczającej formie w wymienionym już wyżej Blitztkrieg - miejmy nadzieję, że tutaj będzie to bardziej rozbudowane i fajniejsze (a wszystko wskazuje na to, że tak właśnie się stanie).
Tym, co przemówi mocnym głosem za wybraniem do swej kolekcji właśnie opisywanego RTS’a będzie z pewnością oprawa graficzna. Wystarczy oblukać screeny tudzież trailerki, by ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że graficznie gra prezentuje się wprost niesamowicie. Pełne 3D to dziś często powtarzane zaklęcie developerskie niższego kręgu, które nie robi już na nas żadnego wrażenia. Także obiecywanie dynamicznych cieni, efektów pogodowych, zaawansowanego modelu uszkodzeń i spektakularnych wybuchów sprawia, że podniecają się tylko gimnazjaliści. W tym przypadku jednak wierzę w te zapewnienia - Desert Rats vs. Afrika Korps wygląda po prostu wyśmienicie już teraz. Nie wiem, czy przebije on ilością technicznych innowacji i niesamowitych rozwiązań takiego Perimeter, ale na pewno wybije się ponad standard, powalając na kolana realizmem kreskówkową i przesadzoną graficzkę rządzącą obecnie w gatunku RTS...
Tak, tak, nie ma dwóch zdań – Węgrzy mają dla nas dwa pyszne dania - Codename Panzers i Desert Rats vs. Afrika Korps właśnie. Kurde, kto wie, czy po premierze nie zacznie mi się ten kraj kojarzyć oprócz Egri Bikaver, Tokaju i ostrych jak diabli potraw, także z „drugowojennymi” RTSami...