Na początku nie wiedziałem, co się dzieje. Dlaczego Sir Za Chwilę Zginę biega w rozmywającej grafikę bańce? Ech, sterowniki. Ech, źle zoptymalizowane gry indie. Ech, granie na PC. Z takimi myślami zrobiłem to, co zazwyczaj robi nieźle obeznany z komputerami człowiek XXI wieku. Włączyłem i wyłączyłem grę. Tym razem świat Rogue Legacy był czarno-biały. Fantastycznie. Ech, granie na PC, etc. Wiele nie myśląc, zrobiłem to, co zazwyczaj robi nieźle obeznany z komputerami człowiek XXI wieku po tym, jak zrestartowanie aplikacji nie okazuje się ostatecznym rozwiązaniem – sprawdziłem w internecie, co się dzieje.
A internet, niczym mistrz zen odpowiadający na kretyńskie pytanie nieźle obeznanego z komputerami człowieka XXI wieku, który zamiast zmusić dwa neurony do interakcji woli wpisywać w okienka literki za pomocą klawiatury, poinformował mnie natychmiast, że jestem idiotą. "A opisy czytasz, debilu?" Nie, nie czytam, bo najwyraźniej jestem debilem.
Nie wiem, czy to wina pierwszego Baldur's Gate czy The Elder Scrolls: Morrowind, ale teksty w grach zawsze mnie nudziły. Być może jest to kwestią tego, że za dużo czytam książek i te kiepskiej jakości opowieści, legendy, opisy bez krztyny stylu i głębi mnie po prostu odrzuciły. Jeśli już mam czytać fantastykę, to wolę czytać Scotta Lyncha albo Chinę Mieville'a.
new WP.player({ width:610, height:343, autostart:false, url: 'http://get-2.wpapi.wp.pl/a,61764431,f,thumb/17/5b/23/63c8cd61ce3fdb9fb21f5342dbeb531f/Rogue_Legacy_QL_gotowy.mov', });Gramy i komentujemy! Wersję wideo w wyższej rozdzielczości znajdziecie pod Gry powinny tworzyć swój świat za pomocą metod growych, a nie tych odziedziczonych po papierowych RPG-ach, wciskanych na siłę, upychanych na tysiącach półek opowiastek na poziomie moich wypocin z późnej podstawówki. Przez kilka pierwszych godzin Baldur's Gate jak osioł wertowałem dziesiątki książek w Candlekeep, żeby dowiedzieć się, dlaczego "Pomniejsze drążenie Larlocha" tak się nazywa, a jedyne, co mogłem znaleźć, to opowiastki pisane stylem z czasów, gdy fantasy było niszowym gatunkiem uprawianym przez garstki zapaleńców z kompleksem Profesora.
I tak mi zostało aż do momentu, gdy w Rogue Legacy zacząłem czytać na nowo opisy cech. Ta gra zmusiła mnie do tego przez wprowadzenie uroczego mechanizmu losowania całkowicie wydawałoby się zbędnych z punktu widzenia rozgrywki cech. Tylko że nie są one wcale takie niepotrzebne. Postaci w Rogue Legacy to potomkowie linii genetycznej, którą matka natura stworzyła chyba tylko przez swoje sadystyczne poczucie humoru. Kolejny rycerze i kolejne wojowniczki to tragiczne postaci, pomimo rażących problemów zdrowotnych i czasami psychicznych uparcie próbujące zajść dalej niż ich rodzice. To nie idealnie zbudowany rycerz z Infinity Blade. Z pewnością jest tu gdzieś jakaś myśl na temat równości szans, na temat dążenia do swoich marzeń, egalitaryzmu. Jakaś krytyka elitarnych założeń większości światów fantasy.
Może odkryję ją, gdy tylko przestanę Rogue Legacy czytać, a zacznę w nią grać.