Czarna owca w rodzinie Final Fantasy VII

Czarna owca w rodzinie Final Fantasy VII

Jakub Zagalski

Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na rodowód. Dirge of Cerberus: Final Fantasy VII, jak nietrudno wywnioskować, jest spadkobiercą wielbionej przez masy „siódemki”, która wielu graczom z Zachodu (a szczególnie z Polski) otworzyła oczy na gatunek jRPG. Gra na PlayStation 2 wydana prawie dekadę po premierze Final Fantasy VII była kontynuacją hitu Square, przedstawiającą nowe wątki z życia znanych bohaterów. Przy czym w centrum zamieszania stawiała mrocznego Vincenta Valentine'a.

Stworzenie Dirge of Cerberus: Final Fantasy VII zostało podyktowane głównie potrzebą developera, który w trakcie kręcenia filmu Advent Children szybko doszedł do wniosku, że dwie godziny nieinteraktywnej rozrywki nie wystarczą, by dopowiedzieć wszystko, co się chce. Efekt był taki, że oprócz filmu CGI dostaliśmy wspomnianą grę, świetne Crisis Core na PSP i komórkowe Before Crisis (tylko w Japonii).

Skupmy się jednak na Lamencie Cerbera, opowiadającym historię postaci, która we właściwej „siódemce” odegrała dosyć mało znaczącą rolę. Twórcy poświęcili Vincentowi stosunkowo niewiele uwagi, a przecież „wampir” znaleziony przez Clouda w trumnie aż się prosił o więcej scen z jego udziałem. W końcu nie kto inny, tylko właśnie Vincent był szaleńczo zakochany w (uwaga na kilkunastoletni spoiler!) matce Sephirotha, Lucrecii Crescent, na którą można się było natknąć w pewnej jaskini. Niedoszły ojczym białowłosego antagonisty czekał na pierwszoplanową rolę przez dziewięć lat, i kiedy w końcu zrobiono grę specjalnie pod niego, Dirge of Cerberus nie było tym, czym być powinno.

Vincent Valentine jako główny bohater strzelanki TPP z delikatnym ukłonem w stronę gier fabularnych (rozwój postaci, ekwipunek, Materia etc.) zaskoczył fanów Final Fantasy VII. Początkowo spodziewano się bowiem widowiskowego slashera, tym niemniej wybór Valentine'a dyktował konieczność postawienia na rozgrywkę opartą o użycie broni palnej. Co ciekawe, zanim zdecydowano o przynależności Dirge of Cerberus do uniwersum Final Fantasy VII, twórcy rozważali wrzucenie do jednego worka kilku rewolwerowców – każdego z innej parafii. Mowa była między innymi o Yunie w wydaniu X-2 czy Irvinie z „ósemki”. Czyżby zalążek Dissidii z PSP?

Tak czy inaczej, Dirge of Cerberus, jako że miało się stać częścią kompilacji Final Fantasy VII, zostało zadedykowane Vincentowi i innym znanym bohaterom (Yuffie, Cait Sith, Cloud etc.), którzy przewinęli się w mniej lub bardziej znaczącym stopniu. Gra przedstawiła sceny z ich życia trzy lata po zakończeniu „siódemki”, wprowadzając nowe frakcje, nowe problemy i oczywiście nowych wrogów. Niestety wszystkie te nowości, uwzględniając sam model rozgrywki, zawodziły w tak znaczącym stopniu, że japoński developer zapragnął popoprawiać co się da przed wydaniem gry na Zachodzie. Kluczowa poprawka dotyczyła między innymi trybu wieloosobowego, który w europejskim i amerykańskim Dirge of Cerberus po prostu nie zaistniał. Twórcy zdecydowali, że mimo wszystko chcą się skupić na doświadczeniu dla jednego gracza i zamienili misje sieciowe na dodatkowe poziomy do odblokowania w kampanii. Na marginesie - wyobrażacie sobie zastosowanie podobnego zabiegu we współczesnej produkcji?

Dirge of Cerberus, które w trzy lata od premiery dobiło do poziomu 1,5 miliona sprzedanych egzemplarzy, zapadło w pamięć jako typowy średniak. Niewykorzystujący dużej części potencjału, jaki wiązał się z przynależnością do rodziny Final Fantasy VII. Vincent Valentine biegał i strzelał nieporadnie, chociaż starał się z całych sił przypomnieć fanom „siódemki” o doświadczeniu, jakiego zaznali kilka lat wcześniej. I nie da się ukryć, że miło było znowu spotkać Yuffie, zajrzeć do Midgaru czy odwiedzić niewielkie Nibelheim. Odpalić Limit Breaka i wetknąć Materię do slotu w broni.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ukryta siła Dirge of Cerberus: Final Fantasy VII tkwi właśnie w takich drobnych szczegółach. Elementach pobudzających wspomnienia, jeśli oczywiście takowe posiadamy. Osoba „z zewnątrz”, jakimś cudem nieznająca „siódemki” z pierwszego PlayStation może ominąć pokraczne popisy Vincenta szerokim łukiem. Jednak ktoś, kto poświęcił kilkadziesiąt godzin swego życia na przygotowanie się do ostatecznej walki z Sephirothem, nie powinien lekceważyć Lamentu Cerbera.

Słaba to strzelanka, tuszująca niektóre braki sprytnymi rozwiązaniami wizerunkowymi (chociażby zatrudnieniem Gackta), ale w dalszym ciągu stanowiąca część wielbionego przez wielu uniwersum. Fanom, którzy nabili sprzedaż, widocznie to wystarczyło. Krytykom – nie do końca. Ostatecznie jednak Dirge of Cerberus: Final Fantasy VII z pewnością nie trafi do worka z zapomnianymi średniakami. Prędzej do trumny Vincenta, na której powinny widnieć wygrawerowane słowa: Podnieś wieko, a (być może) nie pożałujesz.

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
MOŻE JESZCZE JEDEN ARTYKUŁ? ZOBACZ CO POLECAMY 🌟