Call of Duty: Ghosts - wrażenia z kampanii single player
Call of Duty: Ghosts - wrażenia z kampanii single player
Kiedy Dominik oceniał Beyond: Dwie dusze - oceniał zresztą dość brutalnie – odniosłem wrażenie, że skupił się nie tylko na tym, że ten tytuł jest słaby jako gra, ale także na tym, że nie funkcjonuje jako interaktywny film. Kiepska historia, tanie sztuczki wywołujące emocje, zła praca kamery. David Cage poległ jako reżyser, nie deweloper.
Infinity Ward, stojące za Ghosts, za tę markę bierze się kolejny raz i widać to doświadczenie. Nie tylko w jakości technicznej gry, której głównie przeszkadza fakt, że budowana jest ona w oparciu o stareńki silnik przechodzący coraz to nowe liftingi. Widać ich ekspertyzę przede wszystkim w tym, że najnowsze Call of Duty dokładnie wie, czym chce być. A chce być first person action movie (FPAM) – kinem akcji z widokiem z pierwszej osoby.
Historia opowiedziana w grze jest całkiem prosta. Oto w alternatywnej wersji naszego świata, południowoamerykańskie kraje wydobywające ropę naftową zawiązują, w odpowiedzi na globalny kryzys, Federację, która szybko staje się globalną potęgą, w związku z czym jej następnym krokiem jest atak na Stany Zjednoczone występujące tutaj raczej z pozycji tego słabszego, bardziej pokiereszowanego.
Odstawiając na bok całą martyrologię Ameryki, dostajemy do rąk historię oddziału specjalnego o nazwie „Duchy”, który dzięki swojemu wyszkoleniu gotów jest operować za liniami wroga, wykonując misje, o jakich zwykłym śmiertelnikom nawet by się nie śniło. Tym razem w obronie swojego własnego kraju, a nie dla demokracji i pokoju na świecie, co z pewnością jest odświeżającą zmianą.
new WP.player({ width:610, height:343, autostart:false, url: 'http://get-2.wpapi.wp.pl/a,61764431,f,thumb/75/c8/79/fecf4bbe7a15e3253140f65c03820e85/cod_ghosts_single_ql_gotowy.mov', });Gramy i komentujemy! Wersję wideo w wyższej rozdzielczości znajdziecie pod tym adresemTaki zarys scenariusza pozwala twórcom na wsadzenie gracza w sam środek klasycznego, amerykańskiego kina akcji. Jesteśmy super specjalni, mamy co ratować, więc zrobimy to najbardziej spektakularnie, jak tylko się da. Kolejne etapy w grze to migawki do złudzenia przypominające sceny filmowe – skradanie się po dżungli, pościgi jeepami, włamywanie się do wieżowców, helikopterowe sianie zniszczenia.
Gdzieś po drodze oczywiście udział weźmiemy także w strzelaninach, co przecież w założeniu powinno być solą tej gry. Nie ma co spodziewać się nowości. Znów biegamy od pokoju do pokoju, wykańczając fale wrogów z użyciem coraz to nowych gadżetów i broni. Twórcy wprowadzili „alternatywne ścieżki” do poszczególnych map, co sprawia, że możemy przeciwników zajść od tyłu (tudzież boku) i znacząco pomoc naszej aktualnej drużynie.
Wszystko to jednak jeśli chodzi o samą rozgrywkę jest bardzo proste, a sama gra kładzie nacisk na to, jak odbierzemy poszczególne misje jako całość, jako jeden filmowy wątek, bardziej niż na to, żebyśmy koniecznie poczuli się jak w grze. Nawet przez chwilę nie poczujemy się zagubieni w tym, co mamy robić ani jakich klawiszy do tego potrzebujemy, a grając na normalnym poziomie trudności, nie będzie wyczynem przejście całej gry bez choćby jednej śmierci.
Dawno już fabularna część żadnej strzelanki nie sprawiła, że chciałbym do niej wrócić. Call of Duty: Ghosts, po tym jak zapoznamy się z każdą misją, zachęca do powrotu, choćby po to, żeby wykonać wszystkie czynności jak najefektowniej albo chociaż spróbować swoich sił na wyższych poziomach trudności, co nie tyle daje więcej przyjemności z grania, ale zapewnia poczucie bycia prawdziwym bohaterem, który przeszedł piekło.
Drugie Black Ops, czyli poprzednia część serii, próbowała eksperymentować z nowościami, które miały bardziej zbliżyć ją w stronę „gry” właśnie. Duchy nowościami budują fantastyczne sceny, w których branie udziału sprawia wiele frajdy. Ot, choćby reklamowany pies, który pod względem mechaniki jest wręcz prostackim rozwiązaniem, opartym zaledwie na dwóch przyciskach. Jednak wprowadzenie go do gry buduje scenę, emocje i tempo w bardzo odpowiedni sposób.
Jeżeli kampanię oceniać będziemy przez pryzmat „grania”, to zarzutów jest cała masa. Brak innowacji, powtarzalne elementy strzelankowe, odebranie graczowi praktycznie całej swobody, graficzne zacofanie względem innych tytułów na rynku.
Jeżeli jednak zawiesimy swoją niewiarę – podobnie jak w przypadku kina akcji lat 80 czy udanego do niego powrotu w postaci Niezniszczalnych - i pozwolimy zabrać się na interaktywną wycieczkę po spektakularnym ratowaniu Ameryki, to czeka nas świetnie zrealizowana przygoda. Świetny FPAM.