Wiadomo już właściwie wszystko. Blade: Mroczna Trójca, trzecia część popularnej serii, okazała się niewypałem. Nie wtopą, nie gigantyczną porażką i tragedią na skalę Alone in the Dark - po prostu drobnym niewypałem, filmem, któremu się nie powiodło.
Obraz sprzedał się nieźle, ale gorzej niż oczekiwano. Szybko zniknął z dużych polskich kin, a w USA nie zwrócił kosztów produkcji. Gwiazda Wesley'a Snipes’a, aktora znanego z filmów takich jak Człowiek Demolka i Pasażer 57, tym samym nieco przygasła. Czterdziestotrzyletni aktor zaczyna już myśleć o nieco poważniejszym repertuarze.
Skąd wzięła się porażka Mrocznej Trójcy? Dlaczego widzowie tym razem zawiedli, a recenzenci jeździli po filmie jak po łysej kobyle? Wydaje mi się, iż istnieje co najmniej pięć przyczyn, dla których ten kosztujący 70 milionów dolarów projekt nie miał szans się powieść.
Przede wszystkim zawiódł reżyser. Miejsce uzdolnionego Guillermo del Toro, zajętego obecnie zdjęciami do drugiej części Hellboy'a, zajął mało znany scenarzysta David S. Goyer. Gość napisał co prawda scenariusz do Blade 2, ale wcześniej spłodził takie potworki, jak Wykonać wyrok z Van Dammem, oraz drugie części filmów Kickboxer i Kruk. Dość szybko okazało się, że nie radził sobie z planowaniem scen i nie potrafił zapanować nad spójnością tworzonego przez siebie obrazu. W efekcie Blade: Mroczna trójca rozpada się na kilka chaotycznie zmontowanych części, a tempo akcji raz skacze w górę, raz siada niczym sflaczała piłka.
Zmienił się też sam nastrój filmu, a co za tym idzie - portret psychologiczny głównego bohatera. Dotychczas Blade był na swój sposób fascynującym samotnikiem, niewidocznym dla zwykłych ludzi i niezrównanym w walce. W Blade: Mroczna trójca zmuszono go do współpracy z łowcami wampirów, obnażając jego ludzkie cechy - cynizm graniczący z chamstwem, paskudne samouwielbienie, lekkie znużenie całą tą walką z wampirami. W dodatku Blade trafił na czołówki gazet, które przedstawiły go jako szaleńca mordującego niewinnych ludzi. Nie da się też ukryć, że walki stały się nieco mniej widowiskowe. Wesley Snipes postarzał się, w jego ruchach mniej jest gracji, mniej zabawy, a więcej pozy i wystudiowanych gestów.
Same wampiry też się zmieniły, i to niestety nie na lepsze. Kiedyś były to niezwykłe osobowości, zgrana banda zblazowanych, lecz dostojnych i inteligentnych, pewnych siebie biznesmenów. Skojarzenia z Wywiadem z wampirem nasuwały się więc same. Teraz wampiry to cztery stetryczałe słabiaki przesiadujące w jakimś bliżej nie zdefiniowanym wieżowcu. Mają tyle rozumu co kot napłakał, rzucają teksty na poziomie komedii dla dzieci, a w dodatku przywodzi im kobieta z kłami w waginie. Z Daywalkerem nie mają szans z definicji, dlatego też budzą ze snu... Draculę. Jego postaci scenarzysta nie zdołał wykorzystać. Okazuje się bowiem, że legendarny Drake, protoplasta wszystkich kąsaczy, to po prostu aryjski słabiak napompowany sterydami. Gościu owszem, twardszy i szybszy niż jego kumple, ale i tak do rozwalenia w pojedynku na piąchy. Po co więc obudzono demona Brama Stokera? Nie mam zielonego pojęcia, myślę natomiast, że zbezczeszczono jego legendę.
A to niestety tylko jedna z wielu słabości scenariusza. Sporo w nim nielogiczności (na szczęście mniej niż w Resident Evil: Apocalypse), niewiele suspence'u, a strachu za grosz. W dodatku rażą idiotyczne pomysły. Jedna z bohaterek w czasie walk słucha empetrójek z najnowszego iPoda, zaś wampir łazi ze strzałą w oku, lecz później, w czasie rozmowy przy stole, bezceremonialnie ją sobie wyjmuje...
Po piąte wreszcie, niepotrzebnie wprowadzono do filmu elementy czysto komediowe. Owszem, były one obecne już wcześniej, lecz miały charakter zgrywy, klasycznego mrugnięcia oczkiem do widza. W Mrocznej trójcy pojawia się natomiast Hannibal King, brodaty-ciotowaty przywódca pogromców wampirów. Człowiek ów ma zero charyzmy, zero ekranowej mocy, a jego teksty są naprawdę żałosne. Tak żałosne, że aż śmieszne. Dawno nie słyszałem w kinie oklasków, tym razem się zdarzyły...
Czy zatem film ten należy omijać? Nie. Blade 3 to nadal świetne kino akcji, widowiskowe, nakręcone z rozmachem, pełne świetnie sfotografowanych walk. Nie zmusza do myślenia i pozwala nacieszyć się oczom. Trzecia odsłona serii przynosi jednak zawód, jeśli przyrówna się ją do dwóch poprzednich części. To już po prostu nie to.