Beyond: Dwie dusze - pierwsze wrażenia
Beyond: Dwie dusze - pierwsze wrażenia
Coś może być w tym pomyśle.
Głównej bohaterce Beyond: Dwie dusze od urodzenia towarzyszy tajemniczy byt, Aiden. Te bezcielesna istota ma ograniczone możliwości przemieszczania się i ingerencji w świat fizyczny, a sama Jodie nie jest w stanie sterować jej poczynaniami - może ją tylko o coś grzecznie poprosić. Za to sam gracz ma już nad Aidenem nieograniczoną kontrolę. Nad Jodie, oczywiście, też.
Beyond stawia więc gracza jednocześnie na dwóch pozycjach - ma się zarówno identyfikować z bohaterką, tak jak w większości gier, jak i być jej lokalnym bogiem, potrafiącym latać i przechodzić przez ściany (mamy wtedy widok z perspektywy pierwszej osoby). Prowadzi to do sytuacji, które kojarzymy z gier, w których wcielaliśmy się we wszechmocne byty (Black & White). Nie tyle chcemy zrobić krzywdę bohaterce, którą przecież jeszcze przed chwilą sterowaliśmy, co przynajmniej trochę pobawić się jej kosztem. Postawić na szali jej los. Bo przecież możemy.
Tworzy to interesującą dynamikę, w której gracz może działać jednocześnie w zgodzie z sobą i wbrew sobie. Fani RPG często zastanawiają się, czy podejmować decyzje, które podjęłaby ich postać, czy które podjęliby oni sami. W Beyond można zrobić jedno i drugie. Kiedy poznajemy nastoletnią Jodie, nie jest ona mściwa. Nawet nie chcemy, żeby była. Ale to wcale nie znaczy, że my nie możemy i że zemsta nie ma prawa się dokonać. Beyond: Dwie dusze to więc najbardziej dosłowna i bezpośrednia realizacja modnego w tym roku motywu gracza jako towarzysza i obrońcy żeńskiej bohaterki (Tomb Raider, Bioshock: Infinite, The Last of Us).
I oby tylko zespół Quantic Dream, twórcy rewelacyjnego Heavy Rain, był jak najbardziej zainteresowany wykorzystywaniem tego kontrastu, tych sprzecznych często interesów bohaterki i gracza, do opowiedzenia satysfakcjonującej, oryginalnej historii! Bo kiedy on się pojawia, kiedy łapiemy się na tym, że przestajemy przewracać meble w sali przesłuchań dopiero wtedy, gdy bohaterka po raz czwarty krzyknie Aiden, przestań, Beyond sprawia wrażenie czegoś niezwykle świeżego.
W pozostałych jest wariacją na temat Heavy Rain. Rozgrywka jako taka jest tu jednakową ułudą. Twórcy w imię filmowości rezygnują z wielu rozwiązań, charakterystycznych dla gier wideo. Poza momentami, kiedy chodzimy po lokacji i szukamy przedmiotów, których można użyć czy osób, z którymi można porozmawiać, całość zabawy sprowadza się do naciskania odpowiednich przycisków w odpowiednich momentach. Jest to tylko trochę ładniej zamaskowane niż w Heavy Rain - podczas walk na przykład w ogóle nie są wyświetlane przyciski, mamy tylko obserwować ruchy Jodie i z nich wnioskować, w jakim kierunku wychylić drążek. W wersji preview pojawia się również sekwencja udająca trzecioosobową strzelankę z systemem osłon, ale znów - naszą rolą jest tu tylko wciśnięcie przycisków tak, żeby postać pobiegła dokładnie w te miejsca i dokładnie w taki sposób, jak zaplanowali twórcy. Zmiany w stosunku do poprzedniej gry Quantic Dreams pod względem rozgrywki i sterowania mogą się wydawać duże i momentami nawet są, ale dotyczą tylko jej powierzchownej warstwy - tego, jak jest ona przedstawiana, nie zaś tego, co faktycznie robimy.
Oczywiście dla fanów Heavy Rain, a tych przecież nie brakuje, to tylko i wyłącznie dobre wiadomości. Beyond: Dwie dusze to kolejna z tych gier, w których najważniejsza jest opowieść i sposób jej prezentacji. A potrafi być on niezmiernie efektowny. Stopień szczegółowości niektórych scen niemal nie pozwala uwierzyć, że całość działa na Playstation 3, chociaż twórcy osiągnęli ten efekt bardzo ograniczając pole widzenia kamery i ustawiając ją niezmiernie blisko głównej bohaterki (jeżeli narzekaliście kiedyś na zawroty głowy czy nudności przy grach, to tutaj możecie być na nie szczególnie narażeni, wiem, że ja przez tego FOV-a też w pewnym momencie odczułem coś takiego, a prawie nigdy mi się to nie zdarza).
O samej opowieści trudno na razie powiedzieć coś więcej, za dużo to z tych trzech godzin nie wynika. Cage z zespołem udowadniają jednak po raz kolejny, że są mistrzami w pociąganiu za emocjonalne sznurki graczy, nawet jeżeli dokonują tego prostymi środkami. Aktorstwo i oprawa dźwiękowa są z innego świata - takiej jakości w grach się po prostu nie spotyka. Z całą pewnością jestem zainteresowany tym, co wydarzy się dalej, nawet jeżeli pojawiające się pod koniec zombie (!) wywołały nieznośne podejrzenie, że Quantic Dream posunie się jednak za bardzo w stronę Fahrenheita.href="http://dot.wp.pl/redir?SN=dpp&url=http%3A%2F%2Fnaryby.wp.pl%2F%3Fgry%C2%A0target=_blank%3ENa">