Niczym pępowina między nami a telewizorem wije się przewód. A jeśli gramy w trybie wieloosobowym, rozpoczyna się prawdziwa zabawa. Wkładamy normalne słuchawki na uszy, a mikrofon xboksowy wieszamy sobie na szyi. Dochodzi do tego jeszcze jeden kabel, łączący mikrofon z padem. Istny koszmar człowieka XXI wieku, który chciałby już żyć w bezprzewodowym świecie, ale wciąż zaplątany jest w okablowanie poprzedniego stulecia.
Rozwiązanie tego problemu jest proste – słuchawki bezprzewodowe. Firma Razer ma dwa modele słuchawek bezprzewodowych Chimaera przygotowanych do współpracy z Xboksem 360. My mieliśmy okazję włożenia na uszy tańszej wersji, oferującej dźwięk stereo (droższa ma dźwięk 5.1). Zamiast przytaczać dane techniczne, które nikomu nic nie mówią (choć wszyscy kiwają wtedy głowami z udawanym zrozumieniem), podzielę się po prostu moimi wrażeniami z obcowania z tym sprzętem.
Pierwszy rzut oka na słuchawki nie myli. Chimaera wyglądają na bardzo solidne i takie właśnie są. Z tą solidnością wiąże się jednak pierwszy problem – gdzie tu wkłada się akumulatorki? Aby umieścić je w sprzęcie, trzeba się troszkę nasiłować. W takich momentach zawsze się boję, że pociągnę coś za mocno i to urwę (nie byłby to pierwszy raz).
Po włożeniu baterii czas na podłączenie stacji dokującej słuchawek do konsoli lub telewizora. Polecam tę drugą opcję. Wtedy swobodnie możemy pozostawić kabel HDMI pomiędzy konsolą a telewizorem i nie bawić się w podłączanie za pomocą kabli typu cinch. Kabelka do podłączenia telewizora i stacji dokującej słuchawek nie ma w zestawie, więc lepiej zaopatrzyć się w niego przed instalacją sprzętu – zaoszczędzimy sobie wtedy frustracji. Trudno narzekać tutaj na Razera, pretensje w tej kwestii powinniśmy skierować raczej do Microsoftu i jego pomysłów na rozmieszczenie wyjść na konsoli.