Patrząc na suche liczby, to zawartość zdaje się na tyle mała, że grzechem jest konieczność opłaty za dostęp. Jednak w tym przypadku to nie ilość dostępnych karabinów czy pojazdów robi różnicę. Liczy się podejście do mechaniki, nowe rozwiązania i wykonanie, a właśnie pod tym względem wersja dostępna obecnie za kilkadziesiąt złotych może spokojnie stawać w szranki z gotowymi produkcjami.
Jak na razie w przedpremierowej odsłonie znajdziemy kilkanaście różnych sztuk broni, osiem pojazdów, kilka misji dla jednego gracza prezentujących poszczególne elementy rozgrywki i dwa scenariusze gry wieloosobowej. Ograniczeni (choć to słowo w zasadzie tu nie pasuje) jesteśmy także do mniejszej z wysp stanowiących teren rozgrywki. Stratis to zaledwie 20 km kwadratowych terenu.
Jednak to, co sprawia, że przy tej alfie można utknąć na dłużej to oddanie w ręce graczy edytora misji, co w rezultacie już teraz pozwala na zdecydowane wydłużenie zabawy. Dla mnie był to też swego rodzaju poligon, dzięki któremu mogłem się spokojnie i bez pośpiechu zaznajamiać z nowymi mechanizmami rozgrywki, jakie postanowili wprowadzić twórcy.
new WP.player({ width:610, height:343, autostart:false, url: 'http://get-2.wpapi.wp.pl/a,61764431,f,thumb/5/c/b/5cb0ac1c97c5a049247fd261c3c7c8b1/fecf4bbe7a15e3253140f65c03820e85/Arma_3_Lighting_Showcase_Trailer_www_savevid_com_.mov', });Twórcy opowiadają o strzelaniu w nocyA jest się z czym zaznajamiać. To, czym tak naprawdę jest seria Arma, wyjaśnia choćby pierwszy kontakt z samouczkiem prezentującym postawy kierowanego przez nas żołnierza. Zazwyczaj przyzwyczajeni jesteśmy do trzech: stojącej, w przysiadzie i leżącej. Tutaj dodano wszystkie odcienie szarości pomiędzy tymi trzema podstawowymi, bardzo zbliżając się do liczby 10. A teraz wmiksujmy w to wszystko jeszcze możliwość wychylania się na boki.
Konsekwencją powyższego jest z jednej strony bardzo duża dowolność i możliwość dostosowania naszych zachowań w grze, w której precyzja, nasza pozycja i to w jaki sposób korzystamy z zasłon są kluczowe. Z drugiej wprowadza mechanikę, która skomplikowaniem (także pod względem klawiszy) może sprawić, że grono graczy stanie się odrobinkę bardziej hermetyczne. Gra wyraźnie pokazuje, że jest symulacją.
Kolejną rzeczą, która natychmiast rzuciła mi się w oczy, to zmiana ekranu ekwipunku, która pokazuje w dużym stopniu, jaki kierunek obrali twórcy. Jeden z bardziej irytujących elementów dwójki został dopracowany tak, aby korzystanie z niego nie nastręczało problemów. Wszystko działa teraz na modłę znaną z gier RPG, czyli w skrócie: działa bardzo dobrze. Nierozwiązanym problemem pozostaje przeszukiwanie poległych wrogów, bo korzystanie z ich sprzętu jest jak najbardziej możliwe, ale wciąż wymaga kilku kliknięć za dużo.
Skupianie się na detalach i nowościach nie przysłania w żadnym wypadku oszałamiającej skali tej gry. Pierwsze uruchomienie misji i wdrapanie się na najbliższą górę skutkuje zachwytem nad fotorealistyczną grafiką. Oglądanie wielkich bitew z udziałem dziesiątek jednostek (i tu właśnie wychodzi przydatność edytora) robi jeszcze większe wrażenie. Kwestia wymagań sprzętowych, to w zasadzie kwestia ustawień – gra działać będzie na starszym sprzęcie, ale za cenę jakości grafiki. Według zapewnień twórców, jeśli wasz sprzęt pociągnął dwójkę, to z trójką też powinien dać radę.
Obserwując starcie z perspektywy punktu widokowego – dużo muszę się jeszcze nauczyć, żeby na polu walki stanowić wsparcie, a nie kulę u nogi – bardzo mocno rzuciły mi się w oczy możliwości nurków. Wykorzystywanie osłony wody wprowadza do potyczek element zaskoczenia i możliwość infiltracji, a także sporą taktyczną przewagę w trakcie wymiany ognia blisko brzegu, kiedy to nurkowie mogą bez problemu działać w dwóch różnych środowiskach.
Arma 3 już teraz jawi się jako gra złożona z mnóstwa mniejszych lub większych elementów, z których każdy ma istotny wpływ na rozgrywkę. Niezależnie czy mówimy o wysokości i animacji trawy, czy też o sztucznej inteligencji przeciwnika. Wyruszając na misję jako członek oddziału, wsłuchując się w radiowe pokrzykiwania, dla laika często niezrozumiałe, gra idzie ramię w ramię ze swoim sloganem reklamowym - „to jest wojna”.
Bohemia Interactive idzie raźno wyznaczoną przez siebie drogą tworząc symulację wojskową, która nie jest w żadnym razie po prostu Battlefieldem bez podpowiedzi, ale tytułem dużo bardziej wymagającym i dużo bardziej realistycznym. Zawężając w ten sposób grona odbiorców, producenci na pewno trafia w upodobania fanów poprzednich części gry.