Blaszana szopka: Scrubs

Blaszana szopka: Scrubs03.09.2009 08:30
marcindmjqtx

Wbrew pozorom to nie będzie tekst o popularnym serialu, znanym pod (słabym) polskim tytułem Hoży doktorzy, choć cyniczny doktor Cox z pewnością opowiedziałby się po jednej stron dyskusji, która rozgorzała przy stoliku w kolońskiej piwiarni.  To będzie tekst o filozofii. Przestraszeni?

Pośrednią inspiracją całej dysputy, był artykuł Play to Win - Becoming the Champion. Grać, żeby wygrać, wydaje się sprawą jasną jak słońce. Przecież celem gry jest zawsze zajęcie pierwszego miejsca, zabicie potwora, uratowanie księżniczki, oklepanie  kolegi po paszczy, czy wbicie mu tysiąca goli. Ale czy zawsze?

Zgodnie z teorią "play to win" (PTW) gracze dzielą się na dwa typy - zwycięzców i tytułowych scrubs. Zwycięzca zrobi wszystko, żeby wygrać. Każda metoda jest dobra, oczywiście pod warunkiem, że nie narusza bezpośrednio zasad gry (a to oznacza wyrzucenie poza nawias wszelkich narzędzi modyfikujących grę - mowa rzecz jasna o cheatach).

Scrub to z kolei, w bardzo wolnym tłumaczeniu, śmieć. Gość, któremu nie zależy na wygranej. Taki, który w imię "dobrej zabawy" i "zasad fair play" nie będzie używał  tylko jednego ciosu w Street Fighterze, albo tej samej wygrywającej taktyki w PESie czy FIFIE. Krótko mówiąc lamus, który  pokonywany będzie jęczał i narzekał, smęcąc coś o równych zasadach dla wszystkich.

Z pewnymi założeniami PTW (Play To Win) nie ma co dyskutować. Ktoś, kto zabiera się za granie pr0 i wchodzi pomiędzy ludzi ogarniających jakaś grę, musi liczyć się z tym , że będzie zbierał razy. Że przegra kilkadziesiąt meczy/pojedynków/walk zanim w końcu odniesie swoje pierwsze zwycięstwo. W takiej sytuacji narzekanie jest rzeczywiście potwornym lamerstwem.

Problem w tym, że taki podział ma sens  tylko pod warunkiem, że mówimy o graniu zawodowym. Kiedy stawka jest wysoka, a rywalizacja ma czysto sportowy (a nie casualowy) charkter, imanie się każdego sposobu na zwycięstwo i wykorzystywanie każdej sztuczki, który nie jest zakazana, ma głęboki sens.  Autor tego artykułu sam zresztą przyznaje, że "play to win" narodziło się  pod wpływem jego zawodowej kariery w Street Fighterze.  Ale w świecie zwykłych ludzi, którzy do gier nie podchodzą tak poważnie, PTW może okazać się klasycznym "party pooperem".

Przykład pierwszy - GRID, moja wielka fascynacja wyścigowa zeszłych wakacji. Gdy udawało się znaleźć serwer, na którym jeździły same legendy (najwyższy poziom w grze), byłem w niebie, bo tylko tam miałem okazję doświadczyć prawdziwych wyścigowych emocji. Wygrana miała wartość, bo po pierwsze ścigałem się przeciw doświadczonym kierowcom, po drugie moi kompani starali się wcielać w życie te same zasady, które obowiązują w prawdziwych wyścigach. I to mimo tego, że GRID tak naprawdę faworyzował ostrą jazdę, nie penalizując wystarczająco za wypychanie z trasy i taranowanie, a do tego pozwalał na całkowicie  bezkarne ścinanie zakrętów. Niestety w większości przypadków tak idylliczna rozgrywka była tylko marzeniem, bo ludzie z radością stosowali każdą taktykę, która pozwalała im wygrać.

Doprowadzało to do absurdalnych sytuacji, w których na pierwszym zakręcie tworzył się tradycyjny kocioł, który przeżywali zwykle ci, którzy mieli szczęście, bo umiejętności nie miały tu żadnego znaczenia, a wyścigi wygrywali kolesie, którzy nie potrafili co prawda poprawnie wziąć najprostszego zakrętu, ale w odpowiednim miejscu omijali szykanę, wychodząc na natychmiastowe prowadzenie.

Play to win? Nie da się ukryć, ale w tym przypadku sprowadza się to do prostego równania - co jest fajniejsze: wyścig w którym wszyscy starają się jechać bez chamskich numerów, pozwalając zadecydować umiejętnościom, czy wolna amerykanka, w której wszystkie chwyty są dozwolone, a wygrywa ten który najlepiej ogarnął sztukę wykorzystywania luk w zasadach gry?

Przykład drugi, całkiem nowy - Fight Night Round 4 i kwestia body punchingu. Na skutek źle zaprojektowanego systemu zależności pomiędzy ciosami, blokami a wytrzymałością, gracze błyskawicznie stworzyli "winning tactic", dającą niesamowitą przewagę nad przeciwnikiem próbującym uprawiać  "poprawny boks". Zamiast efektownych kombinacji, bloków i kontr, wystarczy po prostu walić niskimi ciosami na korpus przeciwnika, aż spadnie mu wskaźnik stamina, a potem dokończyć kilkoma haymakerami. Taktyka równie skuteczna, co brzydka i nudna. A do tego niesprawiedliwa, bo znów nie liczą się tu umiejętności, a opanowanie jednej sztuczki.  I znów - zadajmy sobie pytanie, co jest bardziej emocjonujące: piękna walka, w której następują niespodziewane zwroty akcji, a obaj zawodnicy wykazują się dogłębną znajomością gry, stosując szeroki wachlarz umiejętności, czy taka w której na używa się jednego ciosu (PTW)?

Za każdym razem można winę zrzucić na twórców. To ich wina, że nie przewidzieli exploitów. To oni nie dopilnowali. "Blame the game, not the player". Jest w tym sporo racji, bo z wieloma problemami można sobie poradzić zwykłą pomysłowością i przezornością. Ale wszystkiego dopilnować się nie da, a gra to nie tylko zestaw zasad stworzonych przez autorów. To także pewien rodzaj konwencji społecznej, przyjmowanej przez wszystkich jej uczestników, na czas trwania rozgrywki. Czy zabawa będzie miała sens, często zależy od przyjęcia niepisanych reguł, jak w przypadku przepisowej jazdy w GRIDzie, czy stosowania zróżnicowanych taktyk w FN4. Upokarzając bodypunchingiem kolegę na wieczorku przy FN4, nie zaskarbiamy sobie jego szacunku, ale raczej gwarantujemy sobie jego niechęć.  Jeżdżąc agresywnie i oszukańczo w GRIDzie da nam może zwycięstwo, ale gracze z którymi naprawdę warto się ścigać, będą na nas patrzyć jak na scruba właśnie, który z braku umiejętności, posuwa się do metod niegodnych naprawdę dobrego gracza. Owszem, gramy by wygrać, ale przy okazji przegrywamy własną reputację.

Im dłużej gram w gry, tym bardziej dochodzę do wniosku, że dla mnie najbardziej liczy się nie cel, ale sama czynność grania. To ona daje mi prawdziwą radość, a nie obejrzenie zakończenia, czy zajęcie pierwszego miejsca na serwerze w trakcie meczu w Battlefielda.  Mogę przegrać walkę, albo wyścig, mogę zostać pokonany w WoWie, ale póki wiem, że porażkę poprzedzała piękna i równa walka, czuję satysfakcję. Być może to czyni ze mnie śmiecia, ale dla mnie bardziej od  "Play to Win" liczy się "play for fun".

Tadeusz Zieliński

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.