"Po pierwsze nie szkodzić" - odpowiedź na felieton Gawrona z Pixela

"Po pierwsze nie szkodzić" - odpowiedź na felieton Gawrona z Pixela30.01.2021 08:03
Pieniądze!
Źródło zdjęć: © Domena publiczna

Piotr Gawrysiak, 1/2 legendarnego duetu Alex&Gawron z pisma "Top Secret", zastanawiał się w 65. numerze Pixela nad kondycją świata i zawodów zaufania. W tym dziennikarstwa. W tym tego growego. Powód? W przypadku tego ostatniego fachu - słynne "sponsorowane recenzje gier".

"Ile razy można wałkować ten temat?" - pisze mi na messengerze znajomy ex-naczelny. Aż chciałoby się wkleić wiadomy obrazek z CJ-em z "GTA: San Andreas". Ale na ten wątek najwyraźnie nie da się "założyć kłódeczki". Po raz kolejny ktoś rzuca oskarżenie, że autor tekstu czy jego wydawca po prostu bierze w łapę za taki, a nie inny wydźwięk recenzji i ocenę gry.

W felietonie "Ufać i oby nie musieć kontrolować" ("Pixel" nr 65) Piotr pisze, między innymi, o zaufaniu właśnie. O tym, że najcenniejszym zasobem człowieka jest czas, więc wypada zaufać odpowiednim osobom, aby tego czasu nie stracić. Jak się domyślacie, chodzi także o świat mediów - choć rozumiem, że chodziło mu konkretnie o media internetowe. I o takie rozważanie, czy ów cenny czas przeznaczymy na człowieka szczerze polecającego nam jakąś grę, czy zmarnotrawimy na kogoś, kto wciska kit.

Bardzo chciałbym napisać tutaj "zgoda", bo przecież wielu z nas porusza się po sieci jak po polu minowym, choćby omijając wzrokiem reklamy, wyłapując dyskretne linki do sklepów czy informację o tekście sponsorowanym albo lokowaniu produktów. Ale dosłownie zmroziło mnie po przeczytaniu, do czego się konkretnie Piotr odnosi:

We współczesnym świecie, szczególnie tym cyfrowym, dziennikarz przestał być już heroldem obiektywnej prawdy (...), a stał się jej twórcą - dla tego, kto więcej zapłaci. Czytając współczesne gazety (o przepraszam, portale i blogi), coraz częściej zastanawiam się, kto i ile zapłacił za taką, a nie inną treść wiadomości prasowej, recenzji książki, testu sprzętu elektronicznego czy wreszcie recenzji gry. Ta choroba (chyba można to tym słowem określić) dotyka także "dziennikarstwa growego".

I pewnie nie miałbym z tym problemu, gdyby nie fakt, że nie jest to wpis na forum czy grupce facebookowej, a felieton napisany do miesięcznika o grach i związanej z nimi kulturze.

Co kuriozalne, linijkę niżej autor sam przyznaje, że wątpliwie moralne sytuacje zdarzały się za czasów, kiedy... sam zajmował się pisaniem o grach:

Od zawsze przecież było tak, że niejawnie sponsorowano artykuł i recenzje, w mniej lub bardziej bezpośredni sposób. Nawet w Polsce i to nawet w najbardziej siermiężnych czasach Top Secretu i Secret Service...

To nie wygląda dobrze, Piotrze. Po pierwsze - właśnie dowiedziałem się, że ja, jako smarkacz, który prosił rodziców i kupowanie pism o grach (w tym "Secret Service'u"), wychowywałem się na tekstach, w których oceny gier mogły być kupowane.

Po drugie - dowiedziałem się też, co weteran świata dziennikarstwa growego sądzi o ostatnich 20 latach tej branży i tworzących ją ludziach. Branży z którą, jak rozumiem, od tych 20 lat nie masz już bezpośrednio żadnego związku.

I jest to cholernie krzywdzące, że własne doświadczenia z tych dziewiczych dla "game journo" lat brutalnie przekładasz na to, co było po czasach "Secretów" i "Gamblerów". A to nie tylko szmat czasu, ale też mnóstwo energii i pasji, jaką ja, moje koleżanki i koledzy wlewaliśmy w pisane nocami teksty.

To jak właściwie jest?

No właśnie, jak to jest? Przychodzą te przelewy? Wystawia się wysoką notę za pudełko z grą i fantami? A może wszystko odbywa się dyskretniej i do autora dociera tylko odpowiednia dyspozycja od naczelnego? Wypowiem się jako człowiek, który pisał przede wszystkim do magazynów i na klasycznie rozumiane portale o grach.

I zacznę od siebie. Tak, też kiedyś byłem święcie przekonany, że recenzenci dostają w łapę. Dowody? Żelazne! Na przykład takie, że moim zdaniem gra była słaba/świetna, a recenzent napisał na odwrót. Albo znalazł minusik w tytule, który w moich 12-letnich oczach był nieskazitelny. Czyli dowody z gatunku niby lekko podważalnych, ale przecież wszyscy na korytarzu w podstawówce dobrze wiedzieliśmy, że korupcja w redakcjach musi kwitnąć jak w amerykańskich filmach o policji.

I gdy już wyrosłem z młodzieńczych teorii, nie było dla mnie szokiem, kiedy w 2006 r. napisałem pierwszą recenzję do miesięcznika "Play" i nie dostałem od nikogo propozycji honorarium za wystawienie określonej noty. W życiu bym go nie przyjął, a do tego podejrzewałem, że trafiłem do tych "dobrych". Ale nie ukrywam, że nuta niepewności pozostała, więc spytałem kiedyś wprost któregoś z moich szefów w wydawnictwie, jak to wygląda, jakie są praktyki, jak jest u innych.

- Nie Barnaba, nikt w tej branży nie sponsoruje recenzji. To mit - usłyszałem.

Pytanie powtarzałem parę razy na przestrzeni lat innym, chcąc się upewnić, czy na pewno taki jest standard, czy może faktycznie są jacyś "goście z konkurencji", którzy "piszą, jak im się posmaruje". I nikt nie pozostawił we mnie choćby cienia poczucia, że być może gdzieś w innych pismach czy portalach takie rzeczy się dzieją. Nikt nie podsycał we mnie legend, że "też coś słyszał".

Piszę zawodowo od 14 lat. Pisałem o grach dla "Playa", pisałem do "Komputer Świata GRY", pisałem dla Kultury w "Rzepie", pisałem i dla "Pixela", a także w wielu innych miejscach. Wiecie, co je wszystkie łączyło? Że w żadnym nie dostałem kasy od sponsora za recenzję. I w żadnym nie usłyszałem, że "ocena ma być wyższa, bo ktoś za to zapłacił". Albo "wytniemy ci cały krytyczny akapit".

I nie tylko ja. Przez te 14 lat wielu dziennikarzy, chociażby w publicznych rozmowach z ludźmi w sieci, mówiło, że sponsorowane recenzje to yeti. Jednocześnie przez te 14 lat ogień niepewności wśród postronnych komentatorów wcale nie gasł. Albo przybywali nowi, którzy go ponownie wzniecali. Już do branżowej klasyki przeszedł gorzko-śmieszny żart, gdy jeden recenzent chwali grę, a drugi pisze mu: "No to ile ci zapłacili?", uprzedzając wyssane z palca zarzuty internautów.

Skoro jednak temat wraca na tapet, to ja przyzwałem do tablicy kilku ex-naczelnych, którzy zjedli zęby na pisaniu o grach. Wszyscy mieli pod sobą Bardzo Znane Magazyny i Portale/Blogi. I wszystkim zadałem pytanie, czy spotkali się z sytuacją, że ktoś - cytując z felietonu - "zapłacił za taką, a nie inną treść". Oto odpowiedzi:

  1. - Nie znam NIKOGO, kto by powiedział, że wziął siano za tekst - odpowiedział pierwszy.
  2. - Ja nigdy nie miałem propozycji zrecenzowania za kasę - odpowiedział drugi.
  3. - Przez 11 lat mojej pracy w redakcjach nie zapłacono ZA ŻADNĄ RECENZJĘ NIC. Bo tak działa się w profesjonalnych warunkach - odpowiedział trzeci, Jakub "Cubituss" Kowalski, wieloletni prowadzący magazyn "Komputer Świat GRY", a potem naczelny "KŚG" i "Playa".

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mógłbym zebrać i 100 innych wypowiedzi, a i tak przyjdzie ktoś, kto napisze: "Taa, akurat. Za ocenę X dla gry Y na pewno wzięliście w łapę". I ten rozwałkowany już na cienki placek temat będzie wałkowany dalej jeszcze przez lata.

Dlatego mam prośbę - jeśli ktoś ma zamiar zabierać głos w sprawie rzekomej korupcji w recenzjach gier inaczej niż z poziomu standardowego komentarza w sieci, niech zrobi tę najprostszą rzecz. Niech pokaże dowody. Bez tego ten trwający trzy dekady bezsensowny maraton, pełen pomówień, krzywdzących opinii albo zwykłych kłamstw, będzie trwał w najlepsze.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.