Outlast 2 - recenzja. Maraton krzyżowy

Outlast 2 - recenzja. Maraton krzyżowy24.04.2017 21:00
Adam Piechota

Grajcie i lękajcie się tego wszyscy.

Z Outlastem miałem problem, który wielu z Was wyda się na pewno znajomy. Zapewniany przez zaskakującą liczbę opinii, że oto nadszedł nowy król grozy, pozwoliłem odlecieć wyobraźni, zanim pobrałem grę. Efekt był, ujmując wprost, co najwyżej przyzwoity. Dzieło Red Barrels posiadało jaja (w przenośni, dosłownie - jak wolicie), posiadało swój unikalny patent z noktowizorem, dołożyło do kanonu gatunku nawet kilka nowych twarzy, ale wykładało się na zupełnych podstawach. Rozczarowująca rozgrywka, podziurawiona sztuczna inteligencja, schemat "skradaj się, by przełączyć wajchę i otworzyć drzwi", rozklekotana konstrukcja z antyklimatycznym, paranormalnym finałem. Odbiło mi się cichutko, zapomniałem szybko, a w rozmowach ze znajomymi nadal wolałem wykorzystywać twórczość Frictional Games.

"Dwójka" ma jeszcze trudniej, bo debiutuje w świecie, gdzie Resident Evil VII jest już rzeczywistością. Wiemy wszakże, że bezbronne ciuciubabki wcale nie muszą koniecznie podbić dawnego królestwa survival horroru. Jasne, Outlast to nadal mniejszy kaliber, indyk w gruncie rzeczy. Ale drugi raz na hype nie dałem się nabrać, zwłaszcza gdy ten podkreślano... tematycznymi pieluchami. Wiecie, że skupkać mieliśmy się ze strachu. I hej, jestem po napisach końcowych, a majty czyste. Tylko majty. Bo z głowy wyrzucić to wszystko, czego byłem świadkiem podczas swojej pięciogodzinnej sesji, będzie mi bardzo trudno.Pisanie recenzji jednostrzałowca to kłopotliwe zadanie. Pamiętajcie, że tylko raz przeżyjecie Outlasta prawdziwie, tabula rasa, z niewiedzą dotyczącą każdego następnego zakrętu. Developer do samego końca pilnował, byśmy o treści "dwójki" wiedzieli jak najmniej. Uszanujmy to. Zakładam, że widzieliście jakiś zwiastun i zaliczyliście zeszłoroczne demko - którego w identycznej formie i tak nie zobaczycie w pełnej grze. Wiecie zatem, iż nowa pozycja nie ma niczego wspólnego z wydarzeniami w psychiatryku Mount Massive (pierwowzór, Whistleblower), że tym razem inny reporter, Blake, inna lokalizacja, bo (nie)zapomniana przez Boga wioska na pustyni Sonora, i generalnie motywy religijno-okulstyczne oraz ponowne "sprawdzanie granic wytrzymałości ludzkiej psychiki". Jeśli się kumamy, to spokojna głowa, nie zepsuję Wam doświadczenia poniżej.Outlast bierze obietnice z dema i rozciąga je na jedną, odlotową-inaczej noc pod nagim niebem. W worze wzorców znajdziemy przeróżne klasyki "horroru wiejskiego": "Kult", "Dzieci kukurydzy" czy "Osadę", ale również growe Call of Ctulhu, serię Forbidden Siren, Penumbrę i... Silent Hill: Shattered Memories. Tak, właśnie tę pojedynczą inkarnację dawnej legendy Konami. Jestem ciekaw, czy inni recenzenci wyłapią to skojarzenie. Pamiętacie na pewno, że krótki przedsmak w pewnym momencie dziwacznie przemieniał rozgrywkę. Spodziewajcie się takich chwytów jeszcze przynajmniej kilku. Szczęśliwie - Red Barrels nie idą ślepo tropem tradycyjnych straszaków psychologicznych, u nich drugie dno nie będzie po prostu przewidywalną kalką drogi krzyżowej Jamesa Sunderlanda. Myśleliście, że religijne idée fixe z materiałów promocyjnych to zaledwie formalna ściema?

Traficie zatem w sam środek opanowanej fanatyzmem wioski z jednym, konkretnym zadaniem - ocalić swoją żonę, również reporterkę. Po kilku minutach wstępu i niemal nieistniejącym samouczku rozpoczyna się Pogoń. Outlast 2 pod tym względem ucieka poprzedniczce na kilka długości; chwile wytchnienia mógłbym policzyć na palcach jednej dłoni. Chyba, bo tak naprawdę ich nie pamiętam. Zazdroszczę tym, którzy będą mieli okazję ten tytuł rzeczywiście zaliczyć w jednym podejściu. Których zagęszczenie nagłych ucieczek, widoku morderczych wieśniaków za ramieniem, świateł latarek w lesie i szarpiących nerwy utworów muzycznych wprawi w autentyczne rozchwianie mentalne. Są tutaj takie sytuacje, jakich pozazdrościłyby nawet największe symbole branży. Nigdy nie będziecie bezpieczni. Nawet tam, gdzie gra zdążyła Was już przyzwyczaić do braku nagłych zrywów. Tak, jako horror "dwójka" zdecydowanie wypada mocniej niż oryginał.Ale może to mieć pewien związek z wrażliwością odbiorcy. Na przykładzie filmów - mnie "Wiedźma" (czy tam, tfu, "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii") przeraża wielokrotnie mocniej niż dowolny wychwalany found-footage. Obawiam się elementów pierwotnych, folkloru i tego organicznego niepokoju związanego z naturą. Dodajmy jeszcze najlepiej religijny posmak. Nie twierdzę, że Red Barrels nagle wspięło się na poziom Roberta Eggersa, ale po dwóch dniach w Arizonie poważnie rozważałem krótką wizytę w osiedlowym kościele. To "zła" gra. Podczas ciorania trzymająca w napięciu, jasne, niczym wiele wirtualnych zabaw w chowanego z potworami, lecz pozostająca pod skórą dłużej. Jak gdyby dostał tam się brud. Nie każdy to zrozumie.Niestety, Outlast 2 nie wyrywa się z rynku niezależnego i szczerze mówiąc, zaczyna mu to przeszkadzać. Wcale nie próbuję tutaj dopiec oprawie wizualnej, gdyż pod tym względem jest zaledwie niewiele gorzej niż w Residencie. To mała gra z gigantycznymi ambicjami. A do tego z dwójką w tytule, a zatem usilnie kontynuująca pomysły poprzedniczki. Noktowizor nadal zapewnia ponadprogramowe nerwówki, ale potrzeba zbierania zapasowych baterii nie ma tutaj żadnego sensu, jeśli rzeczywiście poczujecie się nieustannie ścigani i, jak ja, postanowicie po prostu uciekać. Dodatkowo w kilku momentach autorzy zmuszają do łażenia na paluszkach w ciasnych, źle zaplanowanych miejscówkach. Zakładam, że zdecydujecie się zignorować puste beczki (skrytki) i dwa czy trzy razy niegrzecznie przepchacie się przez antagonistów, dopóki "jakoś nie pójdzie". Opcja odepchnięcia wieśniaków lub przyblokowania wrogich ciosów (RE VII) pasowałaby do Outlasta idealnie.Dalej - poziom traktowania odbiorcy. Tak, chodzi mi przede wszystkim o jump-scare'y, nagłe "ŁUP" w serce gracza. Wciąż ich nie brakuje, zwłaszcza takich najsłabszych, gdy niespodziewanie coś łapie bohatera za łydki. Biegam po zamglonym lesie, goni mnie banda katolickich fanatyków, i tak jest przecież gęsto. Po co równie słabe elementy w dobrej skądinąd horroro-miksturze? A jeśli o rzeczach oskryptowanych mowa, fantastyczna sekwencja ucieczki często przypłacona będzie niepotrzebnymi zgonami, bo skręcicie w lewo zamiast w prawo. Cena napięcia przede wszystkim?Domyślacie się też na pewno, że ciasna konstrukcja, w której rzadko wystarczy miejsca na "labirynciki" z "jedynki", w połączeniu z niezmienionym ilorazem inteligencji przeciwników potrafi rozczarować. Wypominam to bardziej z troski niż rzeczywistej złości, bo ta przygoda jest na tyle charyzmatyczna, iż... zasługuje na nieco więcej. Na przykład na budżet rozmiarów konkurencji Capcomu. Outlast 2 ma dużo do powiedzenia na swoim podwórku (Biohazard niech wykuje na blachę, jak intensywnie przedstawić w grze kopalnię!) i bez wątpienia stanie się takim bardziej podziemnym klasykiem. Czy nie powinien zatem reprezentować najwyższej półki? To poważnie zadane pytanie. Może tak. A może nie. Może powinien wraz z Somą udowadniać, że można taniej, inaczej, a mocniej.Polychłopaki z Warszawy kilka razy zarzucali mi, że wystawiłem siódmemu Residentowi za niską ocenę. Nie zgodzę się - po prostu trochę inaczej postrzegam horrory. Na koncie mam dziesiątki tytułów, więc i dystans zachowuję większy. Podobnie będzie z nowym Outlastem, który ląduje na Polygamii z identycznym wynikiem jak siódmy Resident. Co osobiście postrzegam jako ogromny sukces Red Barrels.Uproszczając (niepotrzebnie) powyższe wypociny: Outlast 2 jest bardzo dobrym horrorem, autentycznie ciężkim doświadczeniem (chociaż kontrowersyjną scenę, o której czytaliśmy kilka tygodni temu, wycięto. Spokojnie, zostało kilkanaście innych, podobnie niewygodnych). Jest za to gorszą grą niż tegoroczne dzieło Capcomu. Zajął mi niewiele ponad pięć godzin, więc problemy gameplayowe nie zdążyły mnie jakoś szczególnie wymęczyć. Za to przy powtórce na pewno dadzą się we znaki. Wiem już, które segmenty mnie odrobinę zirytują, będę zgrzytał zębami. Niemniej, no właśnie, planuję powtórkę. To także niezłe osiągnięcie.

Zaprawdę powiadam Wam: to świetny rok dla gatunku.

Adam Piechota

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.