Kasetowy zawrót głowy

Kasetowy zawrót głowy20.03.2011 12:00
marcindmjqtx

Był zimny grudniowy wieczór 1989 roku, a pudełka z prezentami uśmiechały się spod przyozdobionej bombkami choinki. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że w jednym z nich znajduje się urządzenie, które na zawsze zmieni moje postrzeganie świata.

W tamtym czasie mieszkający w małym mieście siedmiolatek nie mógł wiedzieć, jakie trendy panują na rynku komputerowej rozrywki. Nie mieliśmy przecież w domach dostępu do Internetu, a rodzima telewizja raczej nie rozpieszczała nas technologicznymi nowinkami z Zachodu. Nowoczesność zapukała jednak nieśmiało do drzwi mojego pokoju, bo pod choinką znalazłem duże pudełko, w które Święty Mikołaj włożył Atari 65 XE. Szary komputer kontrastował z każdą posiadaną zabawką, zachwycał nowoczesnością, a na rodzicach wymusił rychły zakup drugiego telewizora - liczącego tym razem czternaście cali odbiornika w lokalnym sklepie PEWEX.

Kaseta, zwana również taśmą Dyskietkowy luksus nie od razu zawitał pod moją strzechę, musiałem więc zakolegować się z kasetami magnetofonowymi, które dotychczas kojarzyły mi się wyłącznie z piosenkami Fasolek, Dyskoteką Pana Dżeka i „Ride The Lightning” Metalliki, którą przy każdej możliwej okazji wpajał mi na siłę starszy cioteczny brat. Wtedy nikt nie mówił o piractwie, ochronie własności intelektualnej czy też nielegalnym kopiowaniu gier. Jedynym źródłem nowych tytułów była Warszawa, z której mój nieżyjący już Ojciec (miłośnik nowoczesnej technologii) przywoził kasety ze składankami. Na okładkach maszyna do pisania wystukała tytuły i obroty, od których zaczynała się dana pozycja. Wystarczyło przewinąć kasetę w odpowiednie miejsce, by rozpocząć wgrywanie wybranej gry. Atari nie wymagało strojenia głowicy, przez co w większości przypadków tytuły ładowały się bezproblemowo. Nie miałem również turbo, przez co czas spędzony nad magnetofonem dłużył się w nieskończoność.

Niezapomniany dźwięk wgrywania

Kopiowanie na „jamniku” Jestem jedynakiem, mam za to dwóch ciotecznych braci, którzy podobnie jak ja trzymali w domu małe Atari. Wymiana gier i przegrywanie konkretnych tytułów było więc czynnością naturalną. Rodzice oczywiście kupowali gry legalnie, w warszawskich sklepach, my natomiast nauczeni zaradności z pism pokroju Bajtek czy Atari Magazyn, opanowaliśmy tajemną sztukę wykorzystania klasycznego magnetofonu jamnik. Bo po co pożyczać sobie kasety, skoro można w prosty sposób wykonać jej kopię? Domownicy musieli więc słuchać naszego przegrywania, a kopiowaliśmy jeszcze raźniej, wiedząc, że jamnik ma opcję przyspieszenia obrotów. Czasem coś nie wyszło i trzeba było powtórzyć magiczny rytuał, a dzięki niemu wciąż mam w głowie piski, jakie rejestrowane były na tych archaicznych już wtedy nośnikach danych.

Wiem, że wiele osób pozyskiwało gry w jeszcze jeden, dziwaczny z punktu widzenia dzisiejszego rynku, sposób. Otóż piski danego tytułu nadawane były w radio, wystarczyło w odpowiedniej chwili wcisnąć w magnetofonie przycisk nagrywania. Wojtek Kubarek w taki sposób pozyskał wszystkie części kultowego Robbo.

O krok od zostania koderem O mały włos widniałbym na liście twórców Wiedźmina czy Bullestorma. Początki były przecież tak obiecujące - programowanie w Basicu pozwoliło mi zrealizować wszystkie dziecięce pomysły, udowadniając rodzinie, że potrafię zrobić coś pożytecznego i kiedyś będę wielkim programistą, który zmieni świat. Oczywiście prawda okazała się zupełnie inna, bo moje dziecięce programowanie ograniczało się jedynie do bezmyślnego przepisywania z gazet kolejnych linijek kodu - co oczywiście nie przeszkadzało z dumą patrzeć na efekt. Na zawsze już zapamiętam piorun, który przepisywałem prawie dwie godziny. Próbowałem nawet zmieniać parametry kodu, ale efekt był niezbyt imponujący, albo program nie uruchamiał się w ogóle. Zawód kodera stał przede mną otworem, ja jednak wolałem grać. Niestety ciągłe użytkowanie sprzętu zaczęło przynosić smutne rezultaty. I nie chodzi o naukę, bo w szkole radziłem sobie naprawdę dobrze.

Żegnaj magnetofonie Nie rzucałem dżojstikami, a tym bardziej komputerem czy magnetofonem. Ten ostatni niestety wgrywał coraz gorzej, potrafił po prostu stanąć, a ja bałem się, że licznik "przejechał" już po prostu za dużo. Opracowałem jednak pewien sposób - podczas wgrywania takiego Zorro, kładłem na magnetofonie ciężkie, kryształowe naczynie. Widocznie coś się dociskało, bo tytuł ładował się bezproblemowo. Magnetofon powoli dogorywał, a ja wiedziałem, że najwyższy czas na powitanie nowszej technologii - to była po prostu naturalna kolej rzeczy. Prędzej czy później musiałem zobaczyć, czym jest ta słynna w komputerowych gazetach dyskietka i jak to jest pożegnać wgrywanie ulubionych pozycji z kaset. Oczywiście nie mówimy o małych, twardych, kolorowych dyskach. Miękki, duży nośnik, 5,25 cala - synonim luksusu dla każdego posiadacza Atari 65 XE i Atari 130 XE.

Słoneczne piękno Kalifornii California Access CA-2001 była powiewem przyszłości, najwspanialszym prezentem, jaki mogłem dostać i magicznym urządzeniem, które pozwalało mi jeszcze szybciej przenieść się do świata gier. To na dyskietkach kupowałem od LK Avalon, które miały instrukcje i okładki - jednocześnie mogłem zaopatrzyć się w składanki kupowane na giełdzie. Wtedy też pierwszy raz zobaczyłem dema, nie wiedząc jeszcze, że kiedyś trafię na tak zwaną demoscenę. Z dyskietkami było łatwiej i szybciej, choć tam kopiowanie gier było już wyższą szkołą jazdy, z którą mały chłopak nie umiał sobie poradzić. Znajomi mieli już Amigi, ja powoli zauważałem brak mocy małego Atari, próbując naciągnąć Matkę na Pegasusa. Wraz z jego nadejściem, komputer wraz z prawie nieżywym magnetofonem, toną magnetofonowych kaset i kilkoma pudełkami dyskietek, powędrował do uwieszonego pod sufitem pawlacza.

Tak przez sentyment Nie lubiliśmy posiadaczy Commodore C64, bo krzyczeli do nas „atarowca wal z gumowca”. W liczącym kilkanaście tysięcy mieście komputer posiadało wtedy kilka osób, lokalna wymiana  nie była więc łatwa, a jeśli już się udała, to nabierała elitarności i niesamowitej atmosfery. Młody umysł dziecka chłonie wszystko jak gąbka - było tak w przypadku River Raid na Atari 65 XE w 1989 roku, jest tak również z Killzone 3 w 2011 roku. Wtedy jednak wokół komputerów i gier unosiła się magia, która wynikała w pewnym sensie z nieobycia z nowoczesnym światem, jaka charakteryzowała przeciętnego mieszkańca naszego kraju. Komputer był luksusem i nawet boję się myśleć, ile wyrzeczeń kosztował on wtedy moich Rodziców. Gdyby nie Atari, dziś byłbym pewnie innym człowiekiem. Jeden z moich ciotecznych braci sprzedał swoją Atarynkę dawno temu, drugiemu podły złodziej ukradł ją z piwnicy. Moja wciąż leży w tym samym pawlaczu i kiedyś pokażę ją swojemu synowi, opowiadając, jak bawiłem się na sprzęcie, o którym niewielu już pamięta. A potem zarobię majątek, sprzedając ją do jakiegoś muzeum techniki.

Paweł Winiarski

Zobacz także:

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.