Danger Zone - recenzja. Do trzech razy sztuka?

Danger Zone - recenzja. Do trzech razy sztuka?15.06.2017 13:29
Paweł Olszewski

Drugie podejście ekipy z Three Fields Entertainment do dziedzictwa Burnouta kończy się niezbyt efektowną kraksą.

Three Fields Entertainment to "twórcy Burnouta". I rzeczywiście, w ich nowych grach można znaleźć wspólny mianownik z serią Criterion - totalną demolkę. Nie zgadza się tylko licznik - nie są to gry wyścigowe.Ich pierwsza produkcja była zręcznościówką pozwalającą pograć w minigolfa w miejscach, które do gry się raczej nie nadają - na przykład wypchanych przeszklonymi gablotami salonach. Pomysł może i na papierze fajny, w praktyce okazał się po prostu głupi i niezbyt grywalny. Three Fields Entertainment pokazało w nim jednak, że lubi punktowaną demolkę. O nią też chodzi w Danger Zone. Gdybym musiał opisać tę grę w jednym zdaniu, to byłoby to "prototyp trybu Crash z Burnouta". Na szczęście nie muszę, mogąc się tu - nomen omen - przejechać po tej grze.

Kto grał w Burnouta ten zapewne pamięta, że tryb Crash składał się z zakorkowanych, znanych z tradycyjnych wyścigów skrzyżowań, rozjazdów i serpentyn. Miejsca, które mijaliśmy z prędkością 200 km/h, tutaj czekały na swego rodzaju eksplorację. Fakt, że płonącym wrakiem, ale, do pewnego stopnia, jednak eksplorację. Danger Zone też oferuje najróżniejsze krzyżówki, ale a) nijak się one mają do prawdziwych rozjazdów, b) wszystkie są takie same wizualnie i c) ich pokonywanie sprawia bardzo umiarkowaną frajdę.WSZYSTKIE poziomy Danger Zone znajdują się w betonowym garażu. Zapomnij o różnych środowiskach, warunkach atmosferycznych czy porach dnia. Jest... beton. Dosłownie i w przenośni. Czepiam się, bo "taka konwencja testów zderzeniowych", i chodzi o gameplay? OK, ale tylko pod warunkiem, że na PSX nudziła cię fabuła Metal Gear Solid i ograniczałeś się do VR Missions. Gameplay niby ten sam, frajda już niekoniecznie. Dziwi też architektura tych rozjazdów - bardzo szybko tracą one sens. Fragmenty jezdni urywają się, nie stanowiąc spójnej drogi. Samochody pojawiają się natomiast ze swego rodzaju portali. I w nich też znikają, jeżeli nie zdążymy w nie wjechać. Zarzuty składają się na ten najważniejszy - wątpliwą radość z gry.

Model sterowania autem (dobrze przeczytałeś, jest całe jedno) pozostawia wiele do życzenia. Ja na przykład po zapoznaniu się z nim życzę sobie, żeby Three Fields Entertainment przypadkiem nie zabierało się za pełnoprawnego, duchowego spadkobiercę Burnouta. Da się przygazować i delikatnie skręcić, próba jakiegokolwiek innego manewru zawsze kończy się jednak kraksą. I tak, wiem, że to gra o kraksach, ale te powinny odbywać się na naszych warunkach. Druga sprawa, że auto te, a także samochody-rekwizyty, wyglądają niemiłosiernie biednie. Gdyby nie pojawiający się po włączeniu gry logos Unreal Engine 4, powiedziałbym, że to jakaś starsza iteracja Unity. Takie niestety jest pierwsze, jak i drugie wrażenie. Samochody przed skasowaniem wyglądają jak resoraki. Po, jak trochę zdemolowane resoraki. Model zniszczenia nie robi w 2017 roku absolutnie żadnego wrażenia, plasując się lata świetle za tkwiącym w becie Wreckfestem czy kilkoma podobnymi, "earlyaccessowymi" projektami, z BeamNG.drive na czele. To, co mogło napędzać Danger Zone, czyli wizualizacja naszych zniszczeń, rozczarowuje i nudzi.Nie pomaga fakt, że można delikatnie korygować lot dymiącego wraku, łapać powerupy i odpalać tzw. SmashBreakery, przedłużając karambole. To wszystko fajnie brzmi, ale nie bawi, nie brzmi i nie wygląda. Po karambolu nie ma powtórki, mamy tylko podążającą po liniowej ścieżce kamerę pokazującą rozbite w drobny mak samochody, i punktację, w komplecie ze światowym rankingiem. Widoczne tam wyniki teoretycznie potrafią zmotywować, praktycznie zadowalałem się brązem odblokowującym kolejny tor i leciałem dalej.Powoływanie się na Burnouta i robienie takiej gry jak Danger Zone jest jak gadanie o Tekkenie 3 i jednocześnie wciskanie ludziom zręcznościówki o grze w piłkę plażową. Odcinając się jednak nawet od tych inspiracji czy porównań, Danger Zone jest po prostu kiepski i zapomnimy o nim szybciej niż o Dangerous Golf. Przykra sprawa, bo Danger Zone uświadamia też, że już dziś możemy zapomnieć o takim indie-budżetowym następcy Burnouta. Dewelopera przerosło wymyślenie na nowo i zrobienie trybu Crash, nie ma więc opcji, żeby poradzilł sobie z całą grą, której minigierka ta była kiedyś tylko małym wycinkiem.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.