Uncharted, skuterem ku zagładzie

Uncharted, skuterem ku zagładzie

RobertJR
22.10.2018 09:29

Nasłuchałem się wiele o serii Uncharted. Że dialogi, że grafika, że gra aktorska i że nawet polski dubbing. Słyszałem, że może się pochwalić zarówno świetnym strzelaniem i sekwencjami akcji, jak i eksploracją z naciskiem na wspinaczkę i okazjonalne zagadki. Dowiedziałem się też, że druga część jest fenomenalna i że właściwie część pierwszą można pominąć. Nie usłyszałem tylko jaki jest prawdziwy powód aby przejść od razu do Uncharted: Among Thiefs. Powód ten odkryłem na własnej skórze i jest nim fakt, iż Uncharted: Drakes Fortune jest grą zwyczajnie słabą.

Nie, nie jest to gra przeciętna. Nie jest to też gra wypadająca blado na tle własnego sequela. Jest słaba pod każdym niemal względem, NIEMAL od początku do końca. Zatem po kolei.

Pierwsze sceny prezentują doskonale jaka jest to gra. Nie mamy czasu choćby na ogarnięcie jak postać reaguje na nasze komendy. Od razu bierz i strzelaj. Do piratów atakujących ze wszystkich stron, także z użyciem granatników. To doskonale podsumowuje jak rozłożone są tu akcenty: najważniejsze jest strzelanie. Słyszałem że odbieramy w tej grze życie nieco zbyt dużej ilości osób jak na przygodową fabułę rodem z Indiany Jonesa, ale nie sądziłem że to aż tak kłuje w oczy. Mamy tutaj sympatycznego zawadiakę który od czasu do czasu da komuś po ryju w przerywnikach filmowych i który w trakcie rozgrywki morduje z zimną krwią setki osób. Mój własny wskaźnik po ukończeniu gry wskazywał, bagatela, 660 przeciwników!

BA! Nie sam Nathan jest tutaj psychopatą. Każda postać w grze podchodzi do odbierania życia jak do czegoś całkowicie naturalnego i nie trudniejszego od, tutaj autentyczne porównanie, robienia zdjęć. Elena, nasza towarzyszka, reporterka, już w pierwszej scenie chwyta za giwerę i bez problemu strzela do nadpływających piratów. A potem już tylko zwiększa swój prywatny kill ratio.

- Wziąłem od piratów. Byli zbyt martwi żeby zauważyć!

Ale to jest argument stary jak dysonans ludonarracyjny. Prawdziwym zgrzytem było dla mnie to, że strzelanie jest mocno przeciętne. Poruszanie się między osłonami działa kiepsko, często wypadamy zza osłony i biegamy, zbierając na klatę kolejne kule, rozpaczliwie starając się ukryć za kolejnym murkiem czy drzewem. Przeciwnicy są właściwie przez większość gry identyczni i nudni, podobnie jak broń której używają. Radość ze strzelania jest żadna i nie pomagają tu okazjonalne etapy z pojazdami. O ile jazda jeepem, w której wyłącznie strzelamy, jest jeszcze do przyjęcia (chociaż pojazdy przeciwników eksplodujące od trafienia jedną celną serią wywołują raczej politowanie niż emocje) to dwa etapy ze skuterem wodnym wołają o pomstę do nieba.

Widząc, że bohaterowie pakują się na skuter za pierwszym razem, liczyłem na etap pełen pędu, może na kilka spektakularnych wyskoków w powietrze, jakąś ucieczkę przed motorówkami przeciwnika. Zamiast tego dostałem najgorsze momenty gry. Nie możemy się rozpędzić, bo zaraz wpadamy na dryfujące wszędzie, wybuchające beczki. Wysadzimy beczki, to zaczynamy obrywać od przeciwników, którzy nagle stają się śmiertelnie groźnymi snajperami. Zatem etap opiera się na podpływaniu parę metrów, zatrzymywaniu się, strzelaniu do beczek i przeciwników z jak największej odległości i płynięciu dalej (Swoją drogą Elena przypieczętowuje w tym etapie swoją opinię zabójczej broni obsługując jedną ręką granatnik). Żeby tego było mało, drugie podejście do tego typu rozgrywki, odbywa się… na rzece! Płyniemy pod prąd, wspinając się na coraz większe kaskady, a z naprzeciwka płyną ku nam, jakże by inaczej, wybuchające beczki! Zatem teraz nie możemy się nawet zatrzymać, rozwalić co jest do rozwalenia i płynąć dalej! Każde zatrzymanie, to albo spadnięcie ze skalnego progu który przed chwilą pokonaliśmy, albo spotkanie z nadpływającą miną. Do tego wspinanie się po progach rzeki sprawia że skuter miota się od brzegu do brzegu obijając się o skały, a niekiedy wręcz obracając się o 180 stopni. Koszmar na wodzie. Gdyby etapy ze skuterami były zamienione kolejnością to zapewne rzuciłbym tę grę w diabły.

Koszmar na wodzie

Etapy z pojazdami można jednak uznać za przerywnik. Nieudany. Trudno. Ale sekwencje platformowe to sedno gry. Jak można wpaść na pomysł, aby postać nie łapała się automatycznie krawędzi?! Nathan, pokierowany ku przepaści, zwyczajnie w nią wpadnie i najczęściej się zabije. Wiecie kto jeszcze tak robił? Lara Croft… w Tomb Raider 4! A ludzie mają czelność mówić że to nowe Tomb Raidery zrzynają z Uncharted.

Mechanizm automatycznego chwytania się krawędzi z której zbiegamy byłby w tej grze więcej niż pożądany, zwłaszcza w sytuacji w której praca kamery i grafika permanentnie utrudniają nam właściwą ocenę sytuacji. Często trafiają się momenty, w których nie wiadomo na którą półkę skalną skoczyć w następnej kolejności, albo czy Nathan złapie się kolejnego gzymsu.

Nieporadność z jaką zaprojektowano sterowanie w tej grze ilustruje najlepiej ten przykład. Wspinamy się na zrujnowaną wieżę. Na jej szczycie bohater spuszcza w dół linę- zatem zakładam, że po to aby szybciej znaleźć się na dole. Nauczony już, że Nathan ochoczo rzuca się w każdą możliwą przepaść używam, do opuszczenia się z krawędzi, specjalnie dedykowanego w tym celu przycisku. I nic. Ja dyndam, lina dynda. Dyndamy. Kręcę gałką we wszystkie strony, łażę wzdłuż krawędzi tam i z powrotem. W końcu zaczynam schodzić tak jak tu dotarłem. Nie mogę- kamera ustawia się tak, że nie mogę opuścić się na odpowiedni występ. Oczywiście chodziło o to, że akurat w tym przypadku, należało z pełnym przekonaniem ruszyć w kierunku przepaści, tam gdzie zamocowano linę, i w tym akurat jednostkowym przypadku, Nathan nie spadał, tylko łapał linię. OCZYWIŚCIE!

Gra jest nieszczęśliwie szara, co jeszcze bardziej utrudnia rozgrywkę. Tutaj zabawa w: znajdź se łańcuch!

I mógłbym tak długo, bo nie czepiałem się jeszcze chociażby scenopisarstwa. O ile dialogi, bądź co bądź, powszechnie chwalone, można uznać za specjalnie podkręcone i pełne onelinerów, to w pewnych momentach postaci, przez to co mówią, wychodzą na kretynów.

Nathan i Elena przedzierają się przez dżunglę. Nagle Nathan pyta

- Słyszysz to?

- Ale co?

- Właśnie… kompletnie nic (w tle wyraźnie słyszalne: szum wody, ptaki, wiatr, szelest roślinności)

Dziękuję, kurtyna.

Mógłbym tak długo, ale po co? Nie piszę recenzji, te wyszły lata temu. Ale chcę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Przy premierze nowego Tomb Raider w 2013 roku słyszałem wielokrotnie, że wzoruje się on bardzo wyraźnie na Uncharted. Serio? Tak się składa, że rok przed Drake's Fortune wyszła gra Tomb Raider: Legend. Jest ona nie tylko znacznie lepsza niż pierwsze Uncharted, ale też pozwala wierzyć, że twórcy najnowszych przygód Lary wcale nie starali się powielać pomysłów na rozgrywkę z gier Naughty Dog tylko rozwijali mechanizmy z wcześniejszych gier o pani archeolog. Uważam, że byliśmy świadkami ogromnego zakłamywania historii!

Bo co takiego Tomb Raider z 2013 pożyczył od Uncharted? Wspinaczkę? Jest w serii od zawsze, jednak została znacznie unowocześniona i przystosowana do dzisiejszych realiów właśnie w TR: Legend. Do tego w Legendzie mamy znacznie lepsze sterowanie, przystosowane właśnie do sekwencji platformowych. Walki są znacznie ciekawsze ze względu na większą różnorodność przeciwników. Przerywniki z jazdą na motocyklu, choć prostackie, przynajmniej nie wywołują frustracji. Zatem w mojej opinii, to Uncharted można wytykać silne inspiracje TR, nie na odwrót. Można, jeśli ktoś lubi takie rzeczy wytykać. Ja osobiście nie widzę potrzeby, ale niech działa to w obie strony.

Na początku pisałem też, że Uncharted 1 jest słabe NIEMAL od początku do końca. I rzeczywiście, pod koniec tej gry, nagle, coś się zmienia. Najpierw podstawowi przeciwnicy otrzymują broń snajperską, co wymusza ostrożniejsze przemieszczanie się od osłony do osłony. Potem pojawia się zupełnie nowy typ przeciwników, który wymaga od nas kompletnie nowej taktyki, a fabuła znacznie przyśpiesza. Walka przenosi się do ciekawszych lokacji- bardziej wertykalnych, z większą ilością osłon. I muszę przyznać, że na koniec, granie sprawiało mi nawet przyjemność.

Nie jakąś ogromną, ale na tyle dużą, że sięgnąłem po sequel. I byłem bardzo, bardzo szczęśliwy że to zrobiłem. Ludzie, nie grajcie w Uncharted 1, grajcie w Uncharted 2!

Robert Jakub Rożen


tekst pierwotnie opublikowany na stronie: robert-jr.blogspot.com

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)