War of the Worlds, czyli wojna nie z tego świata

War of the Worlds, czyli wojna nie z tego świata15.11.2011 08:58
marcindmjqtx

Wielu grom potrafię wybaczyć niedoskonałości ich oprawy graficznej, doceniając solidną rozgrywkę i ciekawe rozwiązania. Nie zdarzyło się jeszcze, żebym polubił ładną grę mimo fatalnych mechanizmów. Tego stanu nie zmieniła nawet wyjątkowa „Wojna światów”.

„War of the Worlds” („Wojna światów”) to powieść Herberta George'a Wellsa, wydana po raz pierwszy w 1898 roku, stanowiąca absolutną klasykę science fiction. Książka to relacja bezimiennego narratora, który jest świadkiem ataku Marsjan na Londyn. Jego opowieść rysuje ponurą wizję zniszczonej metropolii i okrutnych praktyk Marsjan, którzy nie szczędzą ani ludzi, ani zwierząt.

Ta sama powieść stanowiła podstawę dla słuchowiska Orsona Wellesa, które w 1938 roku wywołało powszechną panikę w Nowym Jorku. Godzinna audycja, nieprzerywana reklamami, za to przeplatana prawdziwymi prognozami pogody i segmentami muzycznymi wydała się autentyczna znacznej części społeczeństwa. Relacja gazowego ataku Marsjan pchnęła słuchaczy do ucieczki w popłochu. Miarą sukcesu słuchowiska niech będzie oburzenie społeczeństwa i mediów oraz sława, jaką zdobył Welles.

Słuchowisko z 1938 roku:

Gra główną inspirację czerpie jednak z ekranizacji (jednej z licznych) z 1953 roku, w reżyserii Byrona Haskina. Skupia się na wątkach przedstawionych w filmie, ale dodaje również nowe elementy.

Ciągła walka Omawiane wcielenie „Wojny światów” to gra platformowa w najczystszej formie. Pozbawiona wszelkich udziwnień i niepotrzebnych komplikacji. Prostota konstrukcji przywodzi na myśl „Limbo” i jeszcze nie raz odwołam się do tego tytułu, gdyż „War of the Worlds” przypomina go także pod innymi względami. Nieskomplikowana konstrukcja oznacza, że poza krótkimi epizodami wewnątrz budynków, zawsze poruszamy się w prawo i nie ma mowy o bactrackingu. Wszystkie przeszkody pokonujemy w biegu, skokiem lub turlając się. A skaczemy nad mniejszymi i większymi przepaściami, płonącymi budynkami i smolistym gazem. Oczywiście uciekamy też przed Marsjanami, którzy manifestują się pod postacią inteligentnych min, latających kamer i pająkopodobnych maszyn kroczących. Nie ma niczego złego w prostocie, która potrafi się przełożyć na satysfakcjonującą rozgrywkę.

Niestety, grając w „War of the Worlds”, zatęskniłem za takimi produkcjami jak „Another World” i „Flashback” czy nawet „Prince of Persia”, które biją na głowę „Wojnę światów” pod kątem płynności poruszania się głównego bohatera i wyśrubowanego sterowania. W omawianym przypadku walka z ograniczeniami sterowania jest trudniejsza niż walka z najeźdźcą. Kilka klatek animacji poświęconych dla każdego z ruchów (biegu, skoku) powodują ciągłe „czkawki” w ruchu. Do tego nie sposób utrzymać jakiegokolwiek pędu. To wyjątkowo upierdliwe, biorąc pod uwagę, że gra polega na ciągłej ucieczce, a ta gra nie wybacza błędów. Częste są sytuacje, w których uciekamy przed promieniem śmierci, próbując pokonać jakąś pionową przeszkodę. Dobiegamy do niej, podskakujemy, okazuje się, że stoimy 3 piksele za bardzo na prawo, odwracamy się, robimy krok od przodu, znów skaczemy, tym razem stoimy o 2 piksele za daleko na lewo, znów obrót i próba zrobienia połowy kroku w ślamazarnym trybie spaceru. Dodam, że rzadko kiedy ma się szansę na drugą próbę. Tym sposobem trafiałem na fragmenty gry, które powtarzałem 20-50 razy, naprawdę.

„War of the Worlds” to również całe fragmenty gry, które musimy przebyć, pozostając niezauważonym. Goniący nas Marsjanie często wodzą promieniem światła po ziemi, w poszukiwaniu kolejnego celu. Jako że walka z nimi jest w większości przypadków niemożliwa, jesteśmy zmuszeni do przemykania kanałami, chowania się pod wrakami czołgów i ciągłego „przełamywania” linii kontaktu wzrokowego. Te sekcje również przyprawiły mnie o kilka siwych włosów. Mimo wyraźnego snopu światła nie sposób określić, czy Marsjanin dostrzeże nas za daną przeszkodą, czy nie. Wyjątkowo denerwujący jest fakt, że wyraźnie widzimy miejsce, w którym to światło się załamuje, co sugeruje, że poza jego zasięgiem jesteśmy bezpieczni. Nic bardziej mylnego. Zdarzały mi się sytuacje, w których, będąc ukrytym pod czołgiem, nie widziano mnie, gdy byłem obrócony w prawo, a dostrzegano mnie w momencie, gdy odwróciłem się w lewo! Bez przemieszczania się, zajmując dokładnie tę samą pozycję!

Czytał kapitan Picard Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że przy pierwszym uruchomieniu gry byłem nią oczarowany. Na ten efekt złożyły się dwie kwestie: oprawa audiowizualna i osoba narratora. Podobnie jak w niedawnym „Bastionie” wszystkim naszym poczynaniom towarzyszy głos narratora. W tym wypadku funkcję tę pełni sam główny bohater, który komentuje rozgrywające się wydarzenia. Głosu użyczył mu genialny Patrick Stewart i jest on chyba najjaśniejszym elementem „Wojny światów”. Słuchanie jego głosu to czysta przyjemność, a kunsztem mogą mu dorównać co najwyżej Morgan Freeman i James Earl Jones. Niestety komentarz pojawia się zbyt rzadko i, nie licząc rozpoczęć poziomów, jest zbyt krótki. Dodając do tego opisane problemy z wielokrotnym powtarzaniem danych fragmentów, mamy do czynienia z sytuacjami, w których albo słyszymy te same słowa 10 razy z rzędu, albo doświadczamy długich minut ciszy bez żadnego komentarza. Oczywiście to nie wina Patricka Stewarta, ale nawet jego głos nie stanowi dostatecznej nagrody, by chcieć brnąc do przodu.

Drugim elementem, i jedynym obok głosu narratora, który mógłby Was zachęcić do sięgnięcia po dzieło Other Ocean Interactive, jest oprawa. Po raz drugi przywołam „Limbo”, ponieważ „Wojna” wygląda jak połączenie tej gry z innym interesującym wizualnie tytułem - „Misadventures of P.B. Winterbottom”. Mamy więc do czynienia z mroczną wizją Londynu, któremu blisko do wyglądu Gotham z obrazów Tima Burtona. Oczywiście bez architektonicznych elementów fantastycznych. Chodzi raczej o nastrój i wykorzystanie (podobnie jak w „Limbo” i „MoPBW”) kilku niezależnych i animowanych planów oraz panującej ciemności, połączonej z burą i przygaszoną paletą barw. Jedynymi żywymi kolorami, jakie pojawiają się na ekranie, są te ściśle związane z zagrożeniem - ogniem, minami i marsjańskimi promieniami śmierci.

Niestety najmniej interesująco prezentuje się ten plan, po którym przyjdzie się nam poruszać. Modele postaci, elementów otoczenia i budynków wyglądają jak pakiet darmowych modeli wprost z samouczka programów do tworzenia grafiki 3D. Jak już wspomniałem, pierwsze kilka minut gry oczarowało mnie wyglądem, ale tylko do czasu aż do głosu doszła sama gra. Podobnie jak w przypadku narracji - aspekty wizualne same w sobie nie dopingują w stopniu, który usprawiedliwiałby dalsza grę.

Jak najdalej od Londynu Przyjemność z gry w „War of the Worlds” mogę przyrównać tylko do tej płynącej z wizyty u dentysty. Granie w ten tytuł sprawiało mi fizyczny ból, a przed przerwaniem tych tortur powstrzymywał mnie tylko fakt, że wyłączenie gry oznacza, że gdy następnym razem zdobędę się na odwagę, by wrócić do okupowanego Londynu, będę musiał pokonać cały poziom od początku. Lepiej poświęcić ten czas na książkę Wellsa, słuchowisko Wellesa i którąś z ekranizacji (byle nie tę fatalną z 2005 roku w reżyserii Spielberga). 800 MSP to za dużo, żeby skazywać się na to cierpienie, i chyba nie ma takiej promocji czy przeceny, która uczyniłaby „War of The Worlds” zakupem wartym rozważenia.

Marcin Jank

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.