Tom Clancy’s The Division 2 - recenzja I: Kimając w Białym Domu

Tom Clancy’s The Division 2 - recenzja I: Kimając w Białym Domu20.03.2019 16:17
Adam Piechota

O mojej drodze do trzydziestego poziomu.

Ubisoft jest bezpardonowy, to ja chyba też powinienem. O sukcesie finansowym The Division zadecydowało kilka niezależnych od siebie elementów. Pozagrowych, których tutaj roztrząsać nie trzeba (agresywna kampania, kłamstewka, wielkie obietnice). Ale i wewnętrznych, sprawiających, że standardowy u fundamentów „looter shooter” (określenie dziwne, ale też sympatyczne, przyznajcie) wybijał się na tle konkurencji. Jestem gotów długo sprzeczać się, że kontynuacja nie jest lepsza na wszystkich płaszczyznach. Startuje ze zdecydowanie wygodniejszej pozycji, owszem, jednak swoje za uszami ma. Zwłaszcza gdybyście postanowili na nią spojrzeć jak na strzelankę „przygodową” - taką, którą można (samotnie lub z kolegami), wiecie, po prostu przejść. O tym właśnie będzie dzisiaj.

Ceniliście The Division za fantastyczny setting, unikalny nastrój pogrążonych w mroku i zamieci wieżowców albo umiejętną narrację środowiskową? Czuliście się przytłoczeni gęstością postpandemicznego Nowego Jorku? Przykro mi, ale jak zapewne domyślacie się od pierwszego zwiastuna, nie odnajdziecie tych emocji w „dwójce”. Waszyngton, oczywiście, odwzorowany jest z dbałością o szczegóły (królują zwłaszcza wycieczki po wnętrzach) i miejscami, przy odpowiednich warunkach atmosferycznych potrafi chwycić za serce, a przejmowane przez przyrodę zaułki uświadamiają, że w uniwersum minęło trochę czasu. Niemniej holistycznie wypada zbyt… standardowo. Bezpiecznie. Jest podstawą sieciowego przeboju i to po prostu w nim czuć.

Leży również jakakolwiek treść. Pomijam nawet fakt, że z intrygującego „opowiadania przez otoczenie” pozostały szczątki. Mnie o treść zadań fabularnych idzie. O pierwowzorze można powiedzieć wiele złego, ale na pewno serwował misje, które w połączeniu z hipnotyczną ścieżką dźwiękową wkręcały się w mózg. Powtarzałem je nie po to, żeby zdobyć lepszy sprzęt, tylko raz jeszcze doświadczyć klimatu. Obecnie jedyna interesująca frakcja pojawia się o wiele za późno, ale właściwie po dwóch godzinach twórcy bezczelnie obnażają „looterową” strukturę mechaniki. Pierwowzór dobrze maskował, iż przemieszczamy się z jednego pola bitwy na drugie, kontynuacja nie ma ochoty. Zobaczyliśmy to w redakcji - jeżeli po dwóch godzinach nie „kliknie” ci tak naga powtarzalność rozgrywki, nie masz tutaj już czego szukać.

Co innego zupełnie, jeśli oryginał przyciągnął Was samą rozgrywką. Bo widzicie - byłoby trudno spartolić tak wyśmienity system przemieszczania się między osłonami i „kukania” co chwilę, by oddać strzał. The Division 2 to najlepsza egranizacja filmowej „Gorączki”, jaką można obecnie sobie sprawić. Pokombinowano z liczbą oraz używaniem niektórych gadżetów (nie postawicie już przypadkowo działka na asfalcie, gdy wolicie, by stało na skrzyni przed Wami, zaś użycie apteczki wymaga kilku sekund), nadal nie uporano się z problemem podbiegających do bohatera szaleńców z bronią białą (weź w to wyceluj), ale finalnie jest i jakoś zgrabniej, i szybciej (to chyba te drony <3). Odniesiono się nawet do „gąbkowatości” potężniejszych przeciwników, więc czterdzieści strzałów na głowę przyjmują już wyłącznie chodzące czołgi z minigunem. A że wrzucają ich teraz na koniec dosłownie wszystkich zadań, to wróćcie do akapitu o bolesnym wręcz poczuciu powtarzalności.

Nie rozumiem, po co ubisoftować oraz zasypywać mapkę aktywnościami, skoro gra wymaga trzymania się ustalonej przez twórców ścieżki. Nie ruszycie się z aktualnej dzielnicy, jeśli nie będziecie przynajmniej na tym poziomie, jaki sugerują Wam przed następną misją. Zatem „zadania poboczne” stają się obligatoryjnymi, lecz punkty doświadczenia spadają nam na głowę zdecydowanie częściej. Za wszystko. Na przykład za „calakowanie” którejś części miasta, co bardzo doceniam, bo przez pierwszy tydzień każdego romansu z francuskim gigantem mam na to jeszcze nieposkromioną ochotę. Ale doskonale wiecie, czego się spodziewać: przejmowanie baz, zbieranie gówienek, rozwijanie bazy, kupowanie nowych zabawek. Nihil novi sub ubi.

To zatem dla strzelania samego w sobie (albo pętli lootu) zaczyna się do The Division codziennie wracać. Nie dla jelonka skaczącego przed Białym Domem, nie dla atmosfery, nawet nie dla muzyki, bo przez fascynację djentem kompozycje Oli Strandha utraciły charakter thrilleru politycznego. Tylko z takim nastawieniem zwiedzicie wszystkie przepięknie odwzorowane muzea czy zobaczycie w ogóle zachodnią połowę miasta albo wejdziecie do jednej ze (sic!) Stref Mroku, obszaru bez zasad, gdzie każda współpraca zamienić się może w zdradę i grupowe polowania na jednego gracza z lepszymi fantami w plecaku. Jest w podstawie zabawy nieco poezji, gdy przemieszczacie się ryzykownie między biurkami, po polu bitwy jeżdżą samonaprowadzające miny lub latają bojowe drony, wykurzycie granatem nieszczęśnika, którego rozszarpie działko. Podobnie jak w Watch Dogs 2 i Wildlands - takie momenty czystego geniuszu „robią” tę grę. Bez nich, a raczej bez naszej chęci samodzielnego doprawiania pojedynków - będziecie robić ciągle to samo.

To również przykład gry idealnie skrojonej pod kooperację. Przy dwóch osobach - bardzo sprawiedliwej i zauważalnie ciekawszej. Przy trzech lub czterech - zabawnie chaotycznej. Jako zadeklarowany fan singla w wszelakich odmianach wspólne granie wolę pozostawić na endgame, gdzie będzie autentycznie konieczny, lecz z tego, co liznąłem na potrzeby recenzji, wiem, że mając bliską mi osobę, z którą mógłbym przejść całą kampanię, nie wahałbym się ani chwili. Oczywiście, można grać - grać jak mistrz nawet, podkreślmy - samemu, niemniej wtedy konceptualne wady „dwójki” męczą coraz mocniej.

I jak to często w przypadku Ubi bywa, po początkowym zainteresowaniu, nagłym zachłyśnięciu i kilku dniach mocnej frajdy - przychodzi stała. Normalnie byłby to moment, w którym bym beknął (bom cham) i odszedł od stołu. Jednak składowe looter shootera dają się we znaki, zaś najbliższy kalendarz jest na tyle luźny pod względem pracy recenzenckiej, że idę dalej, do poziomu trzydziestego oraz wszystkiego, co czeka mnie od jego osiągnięcia. Nowi przeciwnicy, dużo wyższy stopień wyzwania, ekwipunek o chorych statystykach, raidy i cała ta gatunkowo obowiązkowa reszta.

Gry jako usługi. Chcecie czy nie, w takich czasach przyszło nam dalej fascynować się grami. To może i recenzje powinny ewoluować? Jestem przekonany, że dzięki rozbiciu na dwa teksty pomogę Wam lepiej zrozumieć wizję szwedzkich deweloperów. Kontynuacja, a zatem rozprawa o tym, czy porcja endgame’owa jest warta świeczki, w przyszłym tygodniu. Do tych, których druga połowa The Division 2 nie interesuje (a nie brakuje ich, naprawdę), kieruję poniższą ocenę.

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.