CD-Action. Jeszcze się nie żegnamy, ale czule wspominamy

CD‑Action. Jeszcze się nie żegnamy, ale czule wspominamy

CD-Action. Jeszcze się nie żegnamy, ale czule wspominamy
Bartosz Witoszka
27.04.2020 15:13, aktualizacja: 27.04.2020 16:42

To nie jest dobry poniedziałek.

Na pewno słyszeliście już o smutnej nowinie, która zdążyła obiec growy internet. Co prawda wydawca pisze jeszcze o wydaniu kilku numerów i dalszych decyzjach, ale ciężko nie mieć poczucia, że to albo koniec, albo przynajmniej koniec pewnej ery. Na wiadomość nasza redakcja zareagowała jak pół sieci, czyli po ludzku zrobiło nam się przykro. Raz, że koledzy i koleżanki z branży tracą pracę. Dwa - większość z nas ma gdzieś na osi czasu bardzo miłe wspomnienia związane z CD-Action.

Postanowiliśmy zebrać je i przypomnieć sobie, co nas osobiście ujmowało w kultowym magazynie [a ja zebrałem komentarze jeszcze z bratnich redakcji - przyp. Brnb]. A wy? Jakie wy macie wspomnienia z "Akszynem"? Dajcie znać w tym okienku na dole pod tekstem.

Bartek Witoszka: Wspomniałem w zeszłym tygodniu, że seria Mass Effect jest dla mnie grą życia. Jest też coś, o czym pewnie nie wiecie - gdyby nie CD-Action, to prawdopodobnie nigdy bym w nią nie zagrał. Doskonale pamiętam wakacje 2011 roku, kiedy w moje ręce wpadł jeden z numerów, do którego była dodana płytka z pełną wersją pierwszego Mass Effecta. Była to moja pierwsza gra BioWare i w ogóle pierwszy drużynowy erpeg, w jakiego kiedykolwiek zagrałem (taa, wiem, ale musicie pamiętać, że mam dopiero 23 lata). Gra, która ukształtowała mnie jako gracza i do której wielokrotnie odwoływałem się w swoich tekstach, trafiła do mnie przypadkiem, właśnie dzięki redakcji CD-Action.

Obraz

I chyba właśnie za to najbardziej zapamiętam CD-Action. Oczywiście obok "pełniaków" szły również publicystyka, recenzje czy inne tego typu treści, dla których tak naprawdę kupowało się tę gazetę. Teraz gdy sam piszę o grach, wiem, jak wiele czasu zajmuje przygotowanie poszczególnych tekstów, dlatego odczuwam wielki szacunek dla wszystkich redaktorów i osób zaangażowanych w tworzenie tego pisma.

Jakub Krawczyński: Nie byłem stałym czytelnikiem CD-Action, ale pismo kojarzyłem "od zawsze", czyli jeszcze od lat 90. I trudno zresztą przecenić jego rolę w świadomości przeciętnego gracza w Polsce. Sam namiętnie kiedyś czytałem Reset, NEOplus i Gambler, ale gdy z końcem 1997 CD-Action zaczęło regularnie wprowadzać pełne wersje gier na krążkach CD co miesiąc, nie dziwiłem się, że większość konkurencji potem zmyła się z rynku.

Z tym trudno było wygrać, co też pokazuje, jak dobrą intuicją wykazali się szefowie pisma. CD-Action czytywałem raczej okazyjnie, bo potem przesiadłem się na konsole, ale zawsze szacunek budziły we mnie te opasłe, ponadstustronnicowe wydawnictwa. Upadek takiego kolosa kojarzy mi się z odejściem od wypasionych instrukcji do gier wideo - kolejny relikt, za którym będziemy zapewne długo tęsknić...

Barnaba Siegel: Nie będę tu specjalnie oryginalny, pisząc, że CD-Action to ważna część mojego dzieciństwa. Gruby kawał pisma, pełne wersje gier w skandalicznie niskiej cenie i redakcja, która tworzyła w młodym czytelniku poczucie, że jej członkowie mają najfajniejszą pracę na świecie. Kilka lat później sam dołączyłem do redakcji Playa i wiem, że z tą pracą, to była święta prawda.

Ale po latach, pod jakimś zmasowanym atakiem nostalgii, w głowie mocno wypłynęła mi zwłaszcza jedna myśl. Niegrowa. To dział "Na luzie". Dwie strony żartów słownych i obrazkowych oraz ciężki folder na CD/DVD z dodatkami. Wiem, że dybym dziś zajrzał do tego towaru sprzed 15-20 lat, skrzywiłbym się jak przy cytrynie. Tylko tak, pism i serwisów o grach w pewnym momencie było od groma - a dostęp do sieciowego humoru, zwłaszcza importowanego, był reglamentowany. Pismo o grach nie było więc tylko pismem o grach, ale też przystanią dla nas - geeków. I wszystko działało zgodnie z nazwą - na luzie.

Obraz

Jasne, marzyło się o pisaniu do CD-Action, na takiej samej zasadzie, jak chciało się grać w piłkarskiej reprezentacji. Ale to właśnie ziny zamieszczane na płycie były dowodem na to, że pisanie i publikowanie nie jest tak niemożliwe, jak mogło mi się wydawać. Dla mnie nie było to aż tak oczywiste, bo kiedy zaczynałem kupować CDA, nie miałem dostępu do internetu. Przez długi okres to był mój jedyny kontakt z twórczością, która była efektem pracy nie dziennikarzy, a rówieśników czy innych pasjonatów.

Inny aspekt, który od razu przyszedł mi do głowy, to forum poświęcone magazynom o grach (zabijcie mnie, ale nie pamiętam - Barnaba, pomocy!)[hasło brzmi: Markolf - przyp. Brnb]. Trafiłem na nie dzięki CD-Action - to właśnie tam pojawiały się przecieki na temat pełnych wersji, to tam można było czytać, jak Smuggler dyskutuje z czytelnikami czy dziennikarzami z innych pism.

Zakończenie pewnego etapu CD-Action przypomniało mi o tamtych czasach, kiedy wokół czasopism o grach tworzyły się społeczności. Fora gazet przetrwały do dziś, ale to konkretne było specyficzne i kojarzy mi się z "tamtymi" innymi czasami. Ta era w praktyce skończyła się dużo wcześniej, ale dopiero zakończenie jakiegoś etapu CD-Action jest dla mnie tak naprawdę jej zwieńczeniem.

Klaudia Stawska, redaktorka WP Technologie (a dawniej także współpracownik Polygamii): CD-Action było dla mnie portalem do świata gier. Możliwość przeczytania informacji o nadchodzących premierach rozbudzała wyobraźnie, podobnie jak relacje z targów, na które w tamtych czasach nie było dla mnie opcji się dostać.

To, co jednak wyróżniało CD-Action na tle konkurencji, to dołączana do gazety płyta. I nawet nie chodzi o pełne wersje gier, a tę specjalną płytę oznaczoną logiem pisma, która w każdym numerze wypełniona była demami, tapetami, materiałami z gier i kultowym folderem "Na luzie". W czasach jeszcze przed internetem to był prawdziwy rarytas dla graczy. Do dzisiaj większość tych płyt jest u mnie zamknięta w specjalnym pudełku - na pamiątkę. Za dużo wspomnień, by je wyrzucić.

Piotr Urbaniak, redaktor prowadzący dobreprogramy.plPamiętam, był chyba 2003 r., czyli prosty rachunek daje, że miałem całe 10 lat. To był taki okres, w którym zaczynałem interesować się grami w formie cokolwiek bardziej świadomej niż granie w "Jazz Jackrabbit" odpalanego przez ojca. I element nieodłączony: CD-Action, o które sępiłem przy każdej możliwej okazji, czy to od taty, czy od dziadka. Pismo idealne, bo z jednej strony mięsiste, więc przeglądania było co nie miara, a z drugiej - opatrzone płytą i obowiązkowymi pełnymi wersjami. Ostatecznie zgromadziłem ich co najmniej kilkadziesiąt. Tak, mam łezkę w oku.

Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogia.pl: Pamiętam jeden z pierwszych numerów CD-Action, jaki miałem w rękach - z maja 2000 roku. Była dołączona do niego pełna wersja gry "Incoming", w której latało się kosmicznym statkiem powietrznym. W wymaganiach gry był wpisany "akcelerator grafiki 3D". Nie miałem wtedy takiej karty graficznej, ale i tak odpaliłem grę - wieszała się jak diabli, była absolutnie niegrywalna, ale dla mnie to było coś.

Każdy kolejny numer i kolejne gry sprawiły, że udało mi się wyprosić rodziców o lepszą maszynę. CD-Action to duża część mojego gamingowego życia. To dzięki temu czasopismu poznałem wiele gier i miałem co robić. Wolałem to niż bieganie za piłką i tak zostało mi do dziś.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (16)