Neverend

Neverend

Sławomir Serafin
06.03.2005 08:14

Neverend

Bardzo długo było cicho o Neverend. Po oficjalnym ogłoszeniu, że takowy tytuł pozostaje w produkcji, jego autorzy zamilkli na długie, długie miesiące. Nie pojawiały się nowe informacje, nie udzielano wywiadów, szczątkowa strona oficjalna nie doczekała się żadnej aktualizacji. We wrześniu zdawało się, że może coś się jednak rusza, bo nasz PLAY poinformował, iż będzie wydawał grę w Polsce, ale... od tego czasu znów panowała cisza. Aż tu nagle kilka tygodni temu pojawił się filmik zapowiadający grę, uruchomiono nową, wcale pokaźną stronę oficjalną, posypały się świeże screeny. Od screenshotów zresztą wszystko się zaczęło, gdy ponad rok temu znajomy podesłał mi linki do kilku wcale niebrzydkich zdjęć z jakiejś gry...

Okazało się, że fotki pochodzą z gierki słowackiego studia Mayhem, zwanej Neverend właśnie, która ma być RPG podobną w założeniach do konsolowej Final Fantasy, opartą na zaawansowanym silniku 3D. Hę? 3D? Takie ładne? Niemożliwe, kurde balans... A jednak. Otóż Słowacy to tęgie głowy. Studio Mayhem we współpracy z naukowcami z Uniwersytetu Comeniusa opracowało silnik graficzny oparty na technologii Doubleform. Jego działanie sprowadza się do tego, że daje nam pełen trójwymiar, jak w grach renderowanych w czasie rzeczywistym, ale jednocześnie utrzymuje taki poziom szczegółowości, jak przy tłach prerenderowanych. Nie wiem jak to dokładnie działa, aż taki oblatany w tych detalach nie jestem. Wiem tylko tyle, że w jakiś sposób udało się to połączyć w jedno i to bardzo niebrzydkie jedno. Zresztą, co tu będę dużo gadał – spójrzcie na screeny! One mówią same za siebie!

Nie tylko w dziedzinie graficznej autorzy postanowili pogodzić dwie różne idee. Większość gier RPG oferuje nam możliwość stworzenia naszego bohatera, tudzież bohaterów, od podstaw, określając jego wygląd, współczynniki, umiejętności. Jest to fajne i dużo ludzi to lubi, ale... No właśnie, jest jedno ale. W takim układzie nie da się zbudować dobrej fabuły. Po prostu się nie da, gdyż stworzona postać może do niej nie pasować – przecież nie można rozpisać na linie scenariusza dla każdej możliwej kombinacji ras i współczynników. Owszem, próbuje się zmontować jakąś ogólną intrygę, tak niemiłosiernie ubogą w szczegóły, że pasuje do każdego – od wielkiego rycerza do chłopaka opróżniającego nocniki. Z kolei w grach przygodowych mamy genialne fabuły, pełne zwrotów akcji, wątków pobocznych, wciągające jak diabli. Dzieje się tak dzięki temu, że nie mamy żadnej wolności w kwestii kreacji bohatera – zostaje nam on dany na talerzu i już. Jak w książce. Ostatnio zaczyna się coraz częściej owe dwa podejścia łączyć, szczególnie widać to w SW: Knights of the Old Republic, gdzie mieliśmy spore ograniczenia co w kwestii tworzenia postaci, co zresztą wyszło grze na zdrowie, gdyż dzięki temu zyskała ona świetną, przygodową fabułę osnutą wokół naszego bohatera. I podobnie ma też być w Neverend.

Nie mamy prawa wyboru postaci. Naszą heroską będzie, na dobre i na złe, Agavaen, przemiłe dziewczę, ostatnio widziane w towarzystwie szajki złodziei. Rzecz jasna, Agavaen jest kimś więcej niż tylko złodziejką. Wywodzi się ona ze starożytnej rasy faerie, choć jest tylko jej ułomnym, pozbawionym większości mocy potomkiem. Przynajmniej sama tak o sobie myśli. Nie wie, że Moc drzemie w niej i czeka tylko na odpowiednią chwilę, na moment, w którym Agavaen przestanie się wypierać swego dziedzictwa i stanie się piękną, groźną, ale prawdziwą faerie. My, rzecz jasna, będziemy musieli jej w tym pomóc, pokonać wrogów, poznać zaklęcia i tak dalej. Jak tego dokonamy? To już zależy tylko i wyłącznie od nas – ważny jest efekt końcowy. Agavaen ma stać się faerie! Dobrą strażniczką natury, lasów, łąk i wszystkiego co żyje, lub... mrocznym wcieleniem dawnej magii, dyszącym żądzą zemsty na ludziach za wymazanie jej rasy z oblicza świata.

Jak już wspomniałem na początku, gra w swych założeniach podobna jest do Final Fantasy, zupełnie tak jak tworzone przez wrocławian z Tannhauser Gate The Roots. Ergo, pobiegamy więc sobie po przepięknych lokacjach, ciesząc się ich widokiem, a gdy coś się będzie miało wydarzyć, walka, lub też zwykła rozmowa z napotkanym handlarzem, przeskoczymy do ustalonego „pomieszczenia”, takiej małej areny, na której rozegra się akcja. Prawda, że tak jak w FF? Na szczęście autorzy biorą stamtąd tylko to co najlepsze, nie przejmując tej mangowej stylistyki – tego bym chyba nie zniósł, słowackie Czarodziejki z Księżyca to za wiele...

Gra zapowiada się przepysznie po prostu. Nie dość, że ładniutka grafika, to jeszcze bardzo fajna postać główna, dopracowana warstwa fabularna i cała masa typowo „erpegowego” dłubania we współczynnikach, rozwijania umiejętności i upgrade’owania sprzętu do wypruwania flaków. Jeżeli dołożyć do tego jeszcze dynamiczne starcia toczone w czasie rzeczywistym, wymagające stosowania taktyki i wybitnie nie polegające na zwykłym kilkaniu i obserwowaniu, jak postać sama walczy. Będzie fajnie. Aktualny termin premiery to sierpień, czyli mniej więcej ten sam letni okres, w którym ma wyjść The Roots. I dobrze. Będziemy mieli porównanie i przekonamy się, kto lepszy – czy my, czy Słowacy.

Źródło artykułu:WP Gry
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)