Black Knight Sword - festiwal dziwactw od Sudy51 [recenzja]

Black Knight Sword - festiwal dziwactw od Sudy51 [recenzja]24.12.2012 11:25
marcindmjqtx

Gry Sudy51 i jego Grasshopper Manufacture są na ogół wykręcone, a nawet szalone. Black Knight Sword idzie o krok dalej. To jedna z najdziwniejszych gier, z jakimi miałem do tej pory do czynienia.

Po godzinie spędzonej z „Black Knight Sword” wiedziałem tylko tyle, że jestem ubranym w czarną zbroję rycerzem, a moją misją jest zabicie tajemniczej White Princess. Podczas oglądania napisów końcowych (po około 3 godzinach rozgrywki na niskim poziomie trudności) na dobrą sprawę nie wiedziałem niczego więcej. Tak, minimalizm fabuły jest bardzo mocno odczuwalny w „Black Knight Sword” - a to dość ciekawe odczucie, bo pomiędzy poszczególnymi poziomami oglądamy dziwne plansze, słuchając głosu lektora. Gdzie jest więc haczyk? Kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi w scenkach przerywnikowych - raz mówiono do mnie wierszem, z którego nic nie wynikało, innym razem oglądałem obrazki kurczaków. Ale to dopiero początek szaleństwa od Sudy51.

„Black Knight Sword” to dwuwymiarowa platformówka, która czerpie pełnymi garściami z serii „Castlevania”. Chodzi o sposób sterowania postacią i ogólną koncepcję rozgrywki, na którą składa się skakanie po platformach i walka z przeciwnikami. Podstawowym atakiem naszego bohatera jest uderzenie wielkim, dwuręcznym mieczem. Wraz z postępem rozgrywki odblokujecie między innymi mocniejszy, ładowany kilka sekund atak. Do tego dochodzi magia, dzięki której będziecie mogli strzelać w przeciwników latającym duszkiem. Poza tym protagonista potrafi skakać i robić unik, turlając się. Z zabitych przeciwników wypadają serca (nie serduszka, serca), które należy zbierać, a następnie wydawać w pojawiających się co jakiś czas sklepach. Można tam nabyć między innymi dodatkowe życie, uzupełnienie paska zdrowia czy ulepszenie pancerza.

Wizualnie musicie sobie wyobrazić takie połączenie - „Castlevania”, „LittleBigPlanet” i Monty Python. Poziom dziwactw sięga tu bowiem granicy absurdu. Pozwólcie, że wymienię kilka przykładów. Podstawowymi przeciwnikami są tu wielkie, przypominające kartofle głowy, które idą w naszą stronę pomimo tego, że nie mają nóg. Jeden z poziomów wygląda tak, że siadacie na grzbiecie ogromnej kury, czy raczej koguta, i lecicie w prawo, strzelając z jej dzioba kolorowymi kulkami. W międzyczasie musicie zbierać latające ziarenka i zestrzeliwać przeciwników, by na końcu etapu walczyć z wielkim kartoflem, który wraz z Waszymi celnymi strzałami staje się coraz mniejszy. Nie sposób nie wspomnieć o mikrofalówkach. Należy je obić, aby następnie wygrzebać z nich jakąś „znajdkę” - uzupełnienie paska energii czy kilka serc. Pozwólcie, że nie będę wymieniał kolejnych dziwactw, bo to właśnie ciekawość tego, co absurdalnego zobaczę w „Black Knight Sword”, pchała mnie do przodu. A gdyby tego było Wam mało...

Panie doktorze, mamy tu przypadek Ten, kto zajmował się warstwą wizualną „Black Knight Sword”, a w zasadzie koncepcją całego świata, powinien podwoić ilość przyjmowanych psychotropów. Pierwsze wrażenie to japoński teatr - w tle co chwila zmieniają się bowiem plansze, przy czym jedna jest dziwniejsza od drugiej. Ponura kolorystyka intryguje i przytłacza, podkreślając dziwną wyjątkowość BKS. Odgłosy, jakie wydają z siebie przeciwnicy, są najprawdopodobniej jednymi z najdziwniejszych rzeczy, jakie w życiu słyszałem. I sam nie wiem, czy chcę dopuścić do uszu coś bardziej szalonego. Ogólnie - grając w „Black Knight Sword”, czułem się bardzo dziwnie, wokół gry buduje się specyficzna otoczka psychodelii i cały czas zastanawiam się, czy to tylko zlepek dziwnych pomysłów, czy spójna koncepcja mająca drugie dno. A to kusi, by przejść BKS jeszcze raz i głębiej się nad nim zastanowić. Strasznie dziwne, dawno żadna gra nie wywołała we mnie tylu niecodziennych emocji. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dałem się w „Black Knight Sword” wciągnąć, a teraz trochę boję się do niej wracać - wstyd się przyznać, ale po pierwszym wieczorze z grą miałem w nocy dziwne sny.

Łatwo i trudno Nie podoba mi się sposób, w jaki twórcy podeszli do poziomów trudności. Jest między nimi zbyt duża przepaść, przez co trudno znaleźć ten sprawiający największą frajdę. Łatwy nie stanowi żadnego wyzwania dla weteranów dwuwymiarowych platformówek, a i nowicjusze poczują się jak podczas „spaceru po parku”. Polecam jednak rozpoczęcie przygody z „Black Knight Sword” właśnie od tego poziomu - spokojnie obejrzycie sobie intrygującą oprawę graficzną, skupiając się jednocześnie na wykręconych projektach przeciwników. Po zaliczeniu tego poziomu odblokowuje się Easy+, który na dobrą sprawę powinien być dostępny od początku, stanowi bowiem pomost pomiędzy poziomem łatwym a normalnym. Ten drugi będzie już od Was wymagał wielokrotnego powtarzania niektórych momentów, napsuje trochę krwi i przypomni, o co chodzi w tego typu grach i dlaczego lata temu ludzie spędzali przed konsolą długie godziny tylko po to, żeby wymęczyć dany etap czy pokonać jakiegoś bossa. Po ostatni poziom trudności zwyczajnie boję się sięgać, bo Normal mocno mnie wychłostał i były momenty, kiedy siadałem w kącie, płacząc jak mała dziewczynka.

Werdykt „Black Knight Sword” to przedziwna gra. Niby zwykła dwuwymiarowa platformówka w starym, dobrym stylu, a jednak ze względu na specyficzną oprawę i wykręcone projekty miejscówek i przeciwników, trudno przejść obok niej obojętnie. Lojalnie ostrzegam - to gra dla fanów twórczości Sudy51 i zwykły, statystyczny gracz nie tyle nie da się porwać temu szaleństwu, co zwyczajnie wyłączy grę po pierwszych dwudziestu minutach, mając wrażenie, że uczestniczy w jakimś nienormalnym eksperymencie. Za grę zapłacicie 800 MSP (XBLA) lub 10 dolarów (PSN).

Paweł Winiarski

Szanowna Użytkowniczko! Szanowny Użytkowniku!
×
Aby dalej móc dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne i udostępniać coraz lepsze usługi, potrzebujemy zgody na dopasowanie treści marketingowych do Twojego zachowania. Twoje dane są u nas bezpieczne, a zgodę możesz wycofać w każdej chwili na podstronie polityka prywatności.

Kliknij "PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub na symbol "X" w górnym rogu tej planszy, jeżeli zgadzasz się na przetwarzanie przez Wirtualną Polskę i naszych Zaufanych Partnerów Twoich danych osobowych, zbieranych w ramach korzystania przez Ciebie z usług, portali i serwisów internetowych Wirtualnej Polski (w tym danych zapisywanych w plikach cookies) w celach marketingowych realizowanych na zlecenie naszych Zaufanych Partnerów. Jeśli nie zgadzasz się na przetwarzanie Twoich danych osobowych skorzystaj z ustawień w polityce prywatności. Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać zmieniając ustawienia w polityce prywatności (w której znajdziesz odpowiedzi na wszystkie pytania związane z przetwarzaniem Twoich danych osobowych).

Od 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 (określane jako "RODO"). W związku z tym chcielibyśmy poinformować o przetwarzaniu Twoich danych oraz zasadach, na jakich odbywa się to po dniu 25 maja 2018 roku.

Kto będzie administratorem Twoich danych?

Administratorami Twoich danych będzie Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, oraz pozostałe spółki z grupy Wirtualna Polska, jak również nasi Zaufani Partnerzy, z którymi stale współpracujemy. Szczegółowe informacje dotyczące administratorów znajdują się w polityce prywatności.

O jakich danych mówimy?

Chodzi o dane osobowe, które są zbierane w ramach korzystania przez Ciebie z naszych usług, portali i serwisów internetowych udostępnianych przez Wirtualną Polskę, w tym zapisywanych w plikach cookies, które są instalowane na naszych stronach przez Wirtualną Polskę oraz naszych Zaufanych Partnerów.

Dlaczego chcemy przetwarzać Twoje dane?

Przetwarzamy je dostarczać coraz lepsze materiały redakcyjne, dopasować ich tematykę do Twoich zainteresowań, tworzyć portale i serwisy internetowe, z których będziesz korzystać z przyjemnością, zapewniać większe bezpieczeństwo usług, udoskonalać nasze usługi i maksymalnie dopasować je do Twoich zainteresowań, pokazywać reklamy dopasowane do Twoich potrzeb. Szczegółowe informacje dotyczące celów przetwarzania Twoich danych znajdują się w polityce prywatności.

Komu możemy przekazać dane?

Twoje dane możemy przekazywać podmiotom przetwarzającym je na nasze zlecenie oraz podmiotom uprawnionym do uzyskania danych na podstawie obowiązującego prawa – oczywiście tylko, gdy wystąpią z żądaniem w oparciu o stosowną podstawę prawną.

Jakie masz prawa w stosunku do Twoich danych?

Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania danych. Możesz wycofać zgodę na przetwarzanie, zgłosić sprzeciw oraz skorzystać z innych praw wymienionych szczegółowo w polityce prywatności.

Jakie są podstawy prawne przetwarzania Twoich danych?

Podstawą prawną przetwarzania Twoich danych w celu świadczenia usług jest niezbędność do wykonania umów o ich świadczenie (tymi umowami są zazwyczaj regulaminy). Podstawą prawną przetwarzania danych w celu pomiarów statystycznych i marketingu własnego administratorów jest tzw. uzasadniony interes administratora. Przetwarzanie Twoich danych w celach marketingowych realizowanych przez Wirtualną Polskę na zlecenie Zaufanych Partnerów i bezpośrednio przez Zaufanych Partnerów będzie odbywać się na podstawie Twojej dobrowolnej zgody.