"To już nie będzie Ubisoft", gdyby kontrolę przejęło Vivendi
Nam też by to nie pasowało.
Gdy ostatnio wspominaliśmy o tym, że Vivendi nie ustaje w swoim powolnym acz stabilnym przejęciu Ubisoftu, narodziła się mała dyskusja na temat: co by takie przejęcie zmieniło? Bo przecież dość łatwo Francuzów zaszufladkować do tych wielkich korporacji, które - jak Activision z Call of Duty - gry łupią rokrocznie na tej samej formule, niszcząc całą kreatywność tej branży. Nieprawda to z co najmniej dwóch powodów. Pierwszy: formuła ulega przemodelowaniom, na nowy kierunek. Drugi: wskażcie jedną wielką firmę, która ostatnio wypuściła tyle nowych IP, co Ubi. Policzcie, ile tego było przez ostatnie dwa lata chociażby. Dlatego osobiście (i chwilowo) nie mam z nimi żadnej zadry. W tym roku bardzo ładnie wzbogacili growy horyzont. I w walce z Vivendi biorę ich stronę.
W krótkim wywiadzie z PCGamesN temat znowu poruszyła Anne Blondel, pani wiceprezydent Ubisoftu. "Nic nie byłoby już takie same" - powiedziała.
We Are Ubisoft
Ona mówi "ryzyko", Wy wskazujecie Assassin's Creed. Tutaj do wybronienia jest jedynie fakt, że seria odeszła na tak długo, ile potrzebować będzie jej odświeżenie. Bo Unity i Syndicate, niestety, nic wspólnego z ryzykiem nie miały. Ale ona mówi "ryzyko", Wy wskazujecie Watch Dogs. Gdzie "dwójka" zrobiła tak wiele, by zmienić formułę, a jej wyniki sprzedaży w innej firmie mogłyby zdecydować o zabiciu marki. Dalej robi się ciekawiej. Far Cry Primal jako stylistyczna antyteza odcinania kuponych i "łatwego sequela". Steep, The Crew, The Division, TrackMania (świetny powrót na konsole), Rainbow Six Siege, a za chwilę For Honor i Wildlands. Sporo dobra, bez którego nie chciałbym sobie wyobrażać obecnej branży.
Adam Piechota