Far Cry Primal - recenzja. Powrót do dzikości

Far Cry Primal - recenzja. Powrót do dzikości

Far Cry Primal - recenzja. Powrót do dzikości
Maciej Kowalik
23.02.2016 12:10, aktualizacja: 01.03.2016 10:25

Czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc?

Mój stosunek do Far Cry 4 znacie. Po fenomenalnej „trójce”, sequel sprawiał wrażenie gry odbitej na ksero. Z Primalem tak się nie dało. Nie ma tu samochodów, broni palnej, C4 ani szurniętego watażki. Ale wiecie co? W tym wypadku mniej znaczy więcej.

Oczywiście nietrudno znaleźć wspólne elementy z poprzedniczkami. Cała przygoda w erze mezolitycznej jest tu rozpostarta na tym samym rusztowaniu. Główny bohater Takkar poluje, by mieć z czego tworzyć lepsze narzędzia i broń. By dzięki nim polować skuteczniej i na większą zwierzynę, i na wojów z dwóch innych plemion, które toczą walkę o kontrolę nad doliną Oros. Pokazując siłę, sprawia, że rozrzuceni po okolicy ludzie Łindża (jego plemię) przenoszą się do jego wioski. Czasem udostępniając swą wiedzę w postaci kolejnego drzewka umiejętności. Zwykle jednak dodając pasywne bonusy pod postacią niewielkich dostaw skór i żywności do składu w wiosce.Początki są trudne. Takkarowi daleko jeszcze do wojownika z legend, którym ma się stać. Ląduje bardzo blisko końca łańcucha pokarmowego Oros, gdzie w zasadzie każdy drapieżnik stanowi śmiertelne zagrożenie. Ale początki są trudne nie tylko dla naszego bohatera. Także gracz może czuć się dziwnie grając w Far Cry, w którym brakuje tak wielu zdobyczy militarnej techniki, które poprzednio były jednym z głównych źródeł frajdy.Pierwsza maczuga jest tak prymitywna, że nie wiadomo czy pęknie ona czy łeb przeciwnika. Łuk nie powala zasięgiem, ale dobrze, że jest, bo nie wyobrażam sobie polowania bez niego. Oczywiście broń jest stopniowo ulepszana. Dochrapiecie się możliwości dzierżenia dwóch maczug, wywijania maczugą dwuręczną, długiego łuku i takiego, z którego szyje się dwiema strzałami naraz. Są też włócznie. Moja ulubiona broń od momentu, gdy przestało mi brakować surowców do hurtowej ich produkcji. Ciśnięta z mocą przebija pancerz wroga i jakoś nie chce mi się znudzić dziurawienie nią przeciwników, by patrzeć jakiego fiflaka wywiną upadając. Taki mezolityczny shotgunW poprzednich Far Cry'ach i tak biegałem głównie z łukiem (snajperka z tłumikiem była prawie oszustwem), więc po godzince-dwóch przestałem odczuwać w Primalu brak broni palnej.

Arsenał nie jest tu może szczególnie bogaty, ale każda broń ma swoje zastosowanie. Do tego dochodzą pułapki i kilka rodzajów bomb, które przydają się, gdy któryś wartownik zadmie w róg i przywoła kolegów z okolicy. Jest się czym bawić, a dzierżąc wielką maczugę aż chce się wskoczyć w środek bijatyki i gruchotać czaszki. Poprzednio, gdy skradanie nie szło, zabawa często zmieniała się w niezbyt porywającą strzelaninę. Teraz zmienia się w mordobiję. Dziką, brutalną ("podkręcono" efektowność egzekucji), pierwotną.Ładnie pasuje to do charakteru świata, w którym jesteś albo łowcą, albo zwierzyną. Czuć to wyraźnie, od pierwszych minut gry. Oros nie oddaje swoich surowców każdemu. Trzeba nieustannie kontrolować otoczenie i mierzyć siły na zamiary, bo gdy polujemy na jednego zwierza, inny w tym samym czasie może się na nas zasadzać. Poręczna minimapka pokazuje zagrożenia, ale czasem bywa za późno na reakcję i lądujemy z twarzą w błocie, powaleni skokiem pumy, która jest już gotowa do kolejnego ataku. Oczywiście takie rzeczy zdarzały się też w poprzedniczkach, ale tam wraz z rozwojem bohatera przyroda była coraz mocniej redukowana do roli tła. Coś tam biegało, ale kogo to interesowało gdy leciałem swoją lotnią z granatnikiem.W Primal odwrotnie - im mocniejszy i lepiej wyposażony jest Takkar, tym bardziej prawowitym członkiem tego kipiącego walką o przetrwanie tygla się staje. Gdy nie musi bać się byle dzika, może obserwować ten ekosystem bliżej i być świadkiem wielu ciekawych scen, które dzieją się bez jego udziału. Nie on jest najważniejszy, gdy wataha wilków otacza kilka jeleni. Korzystając z wzroku łowcy możemy zobaczyć, że do stadka pijących wodę kozic podpływa wielkie cielsko aligatora i zacząć obstawiać - zaatakuje czy nie. Miałem ciary, gdy gotującą się do ataku pumę z poprzedniego akapitu, na moje szczęście powalił szarżujący nosorożec dosłownie wystrzeliwując ją z ekranu.Światy poprzednich gier też żyły, ale nie były tak bogate, a my często obserwowaliśmy je z daleka. W Primal jesteśmy w samym środku praktycznej demonstracji działania łańcucha pokarmowego w przyrodzie. Tylko stopniowo awansujemy na nim coraz wyżej.

Oros tętni życiem. Dobry system dźwięku przestrzennego lub dobre słuchawki i nie ma szans, byście nie zachwycili się fantastyczną oprawą audio. Z grafiką jest nieco gorzej. Primal potrafi wyglądać ślicznie w odpowiednich porach dnia i nocy. Ale jest też trochę nieczytelny. Rzucając się z maczugą na dwie wojujące grupki trudno początkowo ocenić kogo lać, a kogo chronić (a można swoich skrzywdzić przypadkiem, oj tak...). Wzrok łowcy podświetlający żywe organizmy (po ulepszeniach także co ważniejsze elementy do craftingu) rozmywa detale, co może wkurzyć, gdy po upolowaniu jelenia okazuje się, że to tylko kozica. Lepiej posługiwać się słuchem - nie żartuję.Gdyby świat Primala nie był tak bogaty, mielibyśmy problem, bo fabuła w zasadzie tu nie istnieje. Jest kilku dziwaków, którzy wysyłają Takkara na misje, ale tylko z niewielkiej części dałoby się spleść jakiś wątek przewodni. Postacie są ciekawe, napisane i zagrane z pazurem, ale tylko to powstrzymuje gracza po kilku godzinach od przewijania scenek przerywnikowych.Na plus zaliczam stworzenie na potrzeby gry fikcyjnego języka, którym posługują się wszyscy bohaterowie. Nawet Anglicy i Amerykanie będą musieli czytać napisy. A te w polskiej wersji przełożono klimatycznie, pierwotnie - z dużą liczbą bezokoliczników i nieodmienionych przez przypadki rzeczowników.Dość szybko poznacie chociażby dziewczynę, która obcina uszy wrogim wojownikom i dekoruje nimi swoją chatę, bo tylko w ten sposób tłumi rozbrzmiewające jej w głowie krzyki martwych Łindża. Fajne! Na takich bohaterach drugoplanowych dałoby się oprzeć kapitalny scenariusz. Zamiast tego mamy fabularną pustynię. Nie rozumiem tego, bo poprzednie Far Cry'e traktowały gracza inaczej. W Primalu często nie wiadomo tak naprawdę, która misja popchnie fabułę do przodu.Kapitalnym wyjątkiem są misje Urkiego. To taki prehistoryczny Hurk. Narwany jak mało kto, gadający w dialekcie Łindża z mocnym amerykańskim akcentem (akcja dzieje się w Europie) i mający masę złych pomysłów. Urki chce latać - przynieś mu dwa ptasie piórka. Urki chce być nieśmiertelny - przynieś mu kamienie na zbroję. Urki chce pozbyć się zapachu przyciągającego do niego niedźwiedzie - wysmaruj go odchodami nosorożca. A potem napuść na niego niedźwiedzia i...No, cóż. Za moment Urki wpadnie na inny pomysł. W poprzednich Far Cry'ach Hurk miał swoje miejsce głównie w trybach kooperacji. Dla porządku dodam, że takowych w Primalu nie ma. To gra dla jednego gracza.Oczywiście powracają losowo generowane zadania poboczne w stylu uwalniania eskortowanych pod strażą współplemieńców, łapania złodziei, ochraniania swoich czy odpierania ataków wrogów lub dzikich zwierząt. Ich wyliczenie nie robi wrażenia, ale gdy Oros Cię chwyci i poczujesz, że naprawdę "jesteś" w tym świecie, takie zadania stają się po prostu kolejnym elementem walki o terytorium i przetrwanie. Nie brakuje rzecz jasna większych wyzwań. Nie wspinamy się tu na wieże, zamiast tego palimy wrogie placówki, niszczymy totemy, podpalamy stosy.W żadnym Far Cry'u nie czułem takiej satysfakcji przy cichym wyczyszczeniu umocnień przeciwnika. Powodów jest kilka. Po pierwsze - obozy, placówki czy forty bardzo się od siebie różnią. To już nie te kilka schematów, w których największą zmianą było umiejscowienie dziur w płocie. Każde ważne miejsce ma kilka dróg wejścia, co docenią fani skradanek. Czasem trzeba pokombinować, by zdjąć wszystkich wartowników z rogiem alarmowym, a potem unieszkodliwić stacjonarne alarmy. Albo i nie kombinować, tylko improwizować. Bo bywa trudno. W poprzednich grach trudne mogło być zaliczenie lokacji w 100% po cichu. Teraz trudne bywa przeżycie ostatniego wroga. I bardzo mi się to podoba.

Bo ataki na wrogie umocnienia to najlepszy test dla dwóch nowinek, o których jeszcze nie wspomniałem. Otóż Takkar dość szybko uczy się oswajania zwierząt. Jest to na mój gust trochę zbyt banalne - ot rzucamy przynętę, a potem podchodzimy i już - bestia jest nasza. Pierwszym stworzeniem, które oswoimy jest sowa.To taka Primalowa wersja mobilnej lornetki. Która może zanurkować, by wbić swe szpony we wroga. Lub zrzucić mu jakąś bombkę. Lot sówki kontroluje gracz, a ona automatycznie oznacza cele. Przydatna rzecz.Ale nie tak przydatna jak kilkanaście zwierzaków, które może on - po oswojeniu - przyzwać do swego boku. Początkowo nie rozumiałem tego systemu. Oswoiłem tygrysa szablozębnego, więc po co mi coś jeszcze. Ano chociażby po to, by Cyjon pomagał mi zbierać mięso i rośliny w okolicy. Albo po to, by gepard dogonił rzadkiego jelenia, którego potrzebuję do wybudowania łowczyni chaty, która da mi dostęp do podwójnego łuku. Poskromienie Krwawego Pazura - specjalne bestie wymagają długich podchodów zanim poddadzą się mocy Takkara - dało mi wspaniałego ochroniarza i fantastyczną broń na kilku nieogarniętych wojów plemion Udam czy Izila, ale gdy widzę kroczącego na mnie wielkoluda w kościanej zbroi i hełmie, wolę mieć przy sobie niedźwiedzia.Są też zwierzaki, które świetnie się skradają i nie wzbudzają alarmu, gdy po cichu ścigają wyznaczony cel. Polowanie z nimi i eliminowanie obozu z dwóch stron to spora frajda. Przyzwany zwierz nie może umrzeć. Nawet jeśli nie zdążymy go wyleczyć, wystarczy zebrać kilka czerwonych kwiatów, by znów móc go przyzwać z menu. A na niektórych z nich da się nawet jeździć. Oczywiście najbardziej satysfakcjonujące są przejażdżki na mamutach połączone z destrukcją wszystkiego i wszystkich wokół. To dużo zabawniejsze niż przypadkowe wkurzenie jednej z tych bestii. Są zaskakująco szybkie i - jak to prasłonie - nigdy nie zapominają.Największym minusem nowego Far Cry jest brak jasnego celu i motywującej fabuły. Ale w kontrze stoi kapitalny, żywy świat, w który łatwo wsiąknąć, choć trudniej potem wytłumaczyć skąd tak wielka satysfakcja z kolejnej takiej samej misji.

Platformy: PC, PS4, X1 Producent: Ubisoft Montreal Wydawca: Ubisoft Dystrybutor: Ubisoft Polska Data premiery: 23.02.2016 (PS4 i X1); PC: 01.03.2016 PEGI: 18 Wymagania: Intel Core i3-550/AMD Phenom II X4 955; 4GB RAM; GeForce GTX 460/Radeon HD 57

Primal to gra dla graczy. To świat dla graczy. Nie dla czepialskich. Mimo że prehistoria, to jest tu świeżość, której szukałem. I jest też wyzwanie, którego poprzednio brakowało. Zabawa rozkręca się wolno, ale potem trudno się oderwać.Więcej o systemie ocenGrę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)