Medal of Honor - kolejna ofiara głównego nurtu

Medal of Honor - kolejna ofiara głównego nurtu

marcindmjqtx
08.11.2010 18:05, aktualizacja: 15.01.2016 15:46

Czy da się stworzyć wysokobudżetową grę z głównego nurtu, która będzie pokazywać "jaka jest wojna"? Jak pokazuje Medal of Honor, nie jest to niestety możliwe.

Żyjemy w czasach, w których wystarczy, że w grze nie będzie przeplotu ?szaleńcza jazda na skuterach - rzeź cywilów - slumsy Rio?, a już można zacząć mówić o tym, jaką to poważną, wyważoną, wręcz paradokumentalną produkcją jest Medel of Honor. Bzdura. Owszem, tempo rozgrywki może być wolniejsze, ale produkcja studia Danger Close to tak czy siak kolejna fantazja o super żołnierzu, który wraz z grupą kompanów przerąbuje się przez hordy wrogów.

To kolejna gra, której głównym bohaterem jest super wyszkolony komandos, brodaty wojownik będący uosobieniem męskości. Ktoś, kim chcemy być. A nie przerażony szczeniak, który znalazł się w wojsku tylko dlatego, że bezrobocie w jego mieście nie pozostawiło mu żadnych opcji. I teraz, skulony za skałą żałuje, że jednak nie został w domu.

O bohaterach Medal of Honor wiadomo tyle, co nic. Są w wojsku, są cholernie dobrzy w tym co robią, ale trudno powiedzieć, jakimi są ludźmi. Trudno się o nich martwić i przejmować ich losem. Już więcej miejsca poświęcono na przedstawienie dowódców, którzy opisani są za pomocą wytartych stereotypów: ambitnego i nieliczącego się z niczym generała postawionego naprzeciw młodszego, wrażliwego oficera. Reszta to klasyczna bajka o braterstwie broni, odwadze i niezostawianiu nikogo na pastwę wroga.

Danger Close miota się, z jednej strony unikając skoków na skuterach śnieżnych i globalnych konfliktów, z drugiej umieszczając w swojej grze celowniczkowy poziom ze śmigłowcami, w którym chodzi jedynie o sianie zniszczenia bez zastanawiania się komu i po co.

Wojna niestety po raz kolejny została przedstawiona jako przygoda dla prawdziwych mężczyzn, którzy oczywiście muszą się liczyć ze stratami bliskich, ale taka jest cena za bycie wojownikiem. Przez większość gry sytuacja jest w pełni pod kontrolą - wąski korytarzyk i cel przed oczami.

Swoim naiwnym serduszkiem przez moment wierzyłem, że odnajdę tutaj choć namiastkę uczucia, jakie towarzyszyło mi podczas gry w Operation Flashpoint z 2001 roku. Tym uczuciem był strach. Absolutna konsternacja, gdy w losowy sposób zginął porucznik i sierżant musiał przejąc jego obowiązki. Kompletne przerażenie, gdy oddział został rozbity, a ja musiałem ukrywać się w lesie przed patrolującymi helikopterami i po omacku szukać pomocy. W Medal of Honor wojna jest spacerkiem.

Czegoś się jednak o wojnie nauczyłem Medal of Honor w swojej ucieczce przed bombastycznością Call of Duty coś jednak o wojnie mówi, choć nie wiem, czy w zamierzony przez twórców sposób.

Z jednej strony więc zamiast bohaterskiej obrony fastfoodu mamy bohaterską obronę samotnej chatki w górach. Miejsce pozbawione jakiegokolwiek znaczenia, które jednak trzeba bronić, bo taki jest rozkaz. Finał jest równie przytłumiony - nie trzeba walczyć z wielkim, zmutowanym talibem wyposażonym w dwa wielkie kałachy. Cała akcja gry toczy się w okolicach jednej góry i swoją kameralnością najlepiej pokazuje, że całe to przedsięwzięcie i ofiary nie mają sensu.W końcu to tylko jedna cholerna skała, a tych w Afganistanie nie brakuje.

Z drugiej, przez całą grę towarzyszyło mi cholernie niewygodne uczucie. Przeciwnikami są talibowie, islamscy fundamentaliści, z których poglądami na życie i metodami przekonywania do tych poglądów innych, jest mi kompletnie nie po drodze. Jednakże wyposażony w kałasznikowa bojownik stoi tutaj naprzeciw tym wszystkim helikopterom, Predatorom, celownikom, rakietom, myśliwcom i jest tylko kolejną figurką, którą likwiduje się z oddali. Jest go po prostu strasznie, ale to strasznie żal. Choć nie jest bezbronny, to właściwie nie wiadomo, dlaczego powinno się do niego strzelać.

Call of Duty: Modern Warfare dawało po twarzy misją z AC-130, tutaj takich momentów jest jeszcze więcej i mam brzydkie wrażenie, że sceny te miały wywołać krańcowo inne uczucia niż współczucie. Szczytem jest moment w jednym z początkowych etapów, kiedy to wyposażony w noktowizor gracz wkrada się do pomieszczenia i zabija jednego taliba po drugim, a oni nawet nie reagują i nie próbują ucieczki.

W pułapce rynkowej wojny Zakładając, że główną siłą napędzającą sprzedaż takich gier jak Call of Duty czy Medal of Honor jest granie po sieci, można przyjąć, że w coraz krótszych kampaniach dla pojedynczego gracza można sobie pozwolić na więcej. Niestety, duże pieniądze i oczekiwania akcjonariuszy ograniczają pole manewru, zwłaszcza, gdy współpracuje się z amerykańską armią. Nie można stworzyć zbyt "trudnej" w odbiorze gry, bo w końcu wszystkie badania focusowe mówią inaczej.

W tym roku Oskara za najlepszy film dostała Kathryn Bigelow za "The Hurt Locker. W pułapce wojny". Film o ludziach, którzy tak długo są na wojnie, że zapomnieli, że mogą robić coś innego. Świat gier niestety wydał z siebie kolejną grę o tym, że fajnie jest być na wojnie, bo ma się prawdziwych kumpli i można sobie postrzelać.

Konrad Hildebrand

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)