X Rebirth - recenzja

X Rebirth - recenzja

X Rebirth - recenzja
marcindmjqtx
25.11.2013 18:01, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Supernowa zmieniła wszystko - na zawsze. Upadły stare sojusze, lecz duch dawnych czasów ostał się w tych, co przetrwali. I choć galaktyka przechodzi przez tytułowe odrodzenie, to kolejna odsłona serii „X” zdaje się trwać przy błędach przeszłości.

Ocena: 3/5 Poważne braki w wykończeniu mogą zniechęcić nawet najbardziej wytrwałych. Jeśli jednak kochasz kosmos i niestraszne ci wyzwania, spróbuj. Będzie bolało, ale satysfakcja z sukcesu na pewno to wynagrodzi.

Jedno trzeba przyznać twórcom z niemieckiego studia Egosoft. Ich ambicje sięgają gwiazd, a świat, który kreują w grze, nakreślony jest z rozmachem i wyobraźnią. Jednak tworząc typowo sandboxowy symulator życia na pokładzie statku kosmicznego, przygotowany na prowadzenie handlu, walkę i podróże, zapomnieli o jednej z najważniejszych zasad przy tworzeniu gier - im bardziej skomplikowana rozgrywka, tym lepszy i bardziej przyjazny graczowi interfejs należy zaprojektować. W efekcie tego zaniedbania otrzymujemy grę o wielkim potencjale i możliwościach, lecz niezwykłe irytującą i nieintuicyjną w obsłudze.

Błądzić jest rzeczą ludzką i tego typu pomyłkę można by wybaczyć studiu stawiającemu pierwsze kroki na rynku poważnych gier. Rebirth jest jednak już kolejną grą w uniwersum X i bynajmniej nie pierwszą, która doprowadza do szewskiej pasji pragnących ją poznać graczy. Twórcy wprowadzili sporo zmian w stosunku do poprzedniczek, niestety, nie pomogło to ani osobom z nimi obeznanym, ani tym, którzy od „Rebirth” zaczynają przygodę z serią. Znajomość pozostałych części ma zresztą nikłe znaczenie także z punktu widzenia fabuły, która toczy się wiele lat po wydarzeniach z „X - Albion Prelude”.

X Rebirth

Wybierz swoją drogę Bohaterem gry jest dwudziestoczteroletni Ren Otani, kapitan kosmicznej łajby „Albioński Skunks”. Za sterami wiernego statku,, wolny jak ptak Argończyk ma cały wszechświat w zasięgu rąk. Może zostać kupcem i podróżować między sektorami, by pozyskiwać dobra w najlepszych cenach, a w końcu dorobić się potężnej floty statków towarowych. Może wieść życie pirata, napadać na innych, wyrzynać w pień ich załogi i w przy pomocy marines zdobywać nowe jednostki prawem silniejszego. Może przyjmować zlecenia, będąc posłańcem, przewoźnikiem lub najemnikiem na godziny. Świat „X” jest ogromny i oferuje wiele możliwości. Nie wychylając nosa z jednego z wielu sektorów możemy być zajęci przez długi czas.

I to jest chyba w Rebirth najpiękniejsze. Kto ma dość naiwnych gierek, w których światową dominację osiągamy po półgodzinnym wysiłku, ten niewątpliwie pokocha złożone i wymagające uniwersum X. Tutaj nie obędzie się bez myślenia, planowania i pomysłu. Kartka i długopis to przydatne narzędzia, jeśli chcemy zapamiętać gdzie dorobiliśmy się jakich zniżek, jakie były ceny mikroorganizmów w którym doku albo gdzie nabyć możemy bojowe drony za rozsądną ilość kredytów. Wiadomo jednak, że im trudniejsze wyzwanie, tym większa satysfakcja. Pierwszy zarobiony milion, pierwsza kopalnia czy pierwszy abordaż dostarczają wiele radości i motywują do dalszego grania. Jest jednak jeden problem. Podejrzewam, że lwia część graczy nigdy nie odniesie żadnego z tych sukcesów, a to dlatego, że sfrustrowani użeraniem się z niejasnymi kontrolkami po dwudziestu minutach grania w Rebirth ze złością cisną grę w kąt.

X Rebirth

Samo odnalezienie się w interfejsie może być trudne. Większość danych o naszej sytuacji możemy wyciągnąć z panelu informacyjnego, w głąb którego wchodzimy wraz ze wzrostem szczegółowości interesujących nas zagadnień. Brak tam jednak logiki. Chcąc na przykład dowiedzieć się, jakie towary aktualnie mamy w posiadaniu, zapewne szukać będziemy w zakładce „Handel” lub „Posiadane dobra”. Nic bardziej mylnego! Inwentarz odnajdziemy pod hasłem „Mój własny status”. Witamy w krainie absurdu.

Zagadki interfejsu Zaraz po uruchomieniu gry nie jest jeszcze tak źle. Kto grał w poprzednie części serii, ten wie, że zaczynaliśmy zabawę wisząc gdzieś w zimnym wszechświecie, bez żadnej informacji co ze sobą zrobić. Włączając „Rebirth” można więc było poczuć ciepło na sercu, widząc, że twórcy zadbali o podpowiedzi, które pomagają nam chociaż zacząć. Nic skomplikowanego, nie więcej niż „Leć do...”, „Porozmawiaj z...” , „Naciśnij R by wystrzelić pociski” itp. Schody zaczynają się później, gdy dostajemy zadanie polegające na dostarczeniu pewnego towaru na stację kosmiczną. „Dostarcz towar...” okazuje się instrukcją zbyt ogólną. Gracz grzęźnie w lesie kontrolek, irytuje się, nie wiedząc czemu jego statek towarowy jest niedostępny, następnie przeklikuje pięć stron wyników Google, by dowiedzieć się, jak może sprawdzić, w którym sektorze jest jego jednostka, po czym znajduje rozwiązanie po przeczytaniu kilkustronicowego wątku na forum, w którym rzesze frustratów przeklinają moment kupienia gry.

X Rebirth

Wystarczy narzekania, choć krytyka interfejsu i jego marnej logiki mogłaby się jeszcze ciągnąć przez kilka stron. Kto doczytał do tego momentu, wie już, że nie jest to zabawa dla niecierpliwych i łatwo wpadających w zniechęcenie. Czas na kilka miłych słów. Po opanowaniu obsługi gry zaczyna się prawdziwa zabawa. „Rebirth” wciąga na długie godziny i jest naprawdę zajmujące. Chce się testować każde nowe rozwiązanie, nowy sposób na zdobycie majątku. Małe sukcesy przestają satysfakcjonować. Chce się osiągać rzeczy wielkie i czuje się motywację, by o nie walczyć. Kolejne sektory zaczynamy znać jak własne podwórko, ceny towarów mamy w małym palcu. Na długie godziny świat X staje się naszym światem.

Widokówka nie z tej ziemi A jest to świat bardzo piękny. Kosmos dookoła nas zachwyca monumentalnością. Chce się na chwilę zwolnić i przyjrzeć się słońcu wychylającemu się zza planety, jego promieniom padającym na pokruszone części asteroidy. Gwiazdy, galaktyki, komety, mgławice - wszystko to uatrakcyjnia świat niczym dzieło artysty. Stacje kosmiczne przyciągają mnogością detali i precyzją wykonania, podobnie zresztą jak statki.

Niestety, cały czar pryska, gdy postawimy stopę na twardym gruncie. Wnętrza stacji, choć koszmarnie powtarzalne, są jeszcze niebrzydkie. Za to animacje postaci mogą przyprawić o wybuch śmiechu (albo sentyment do starych, dobrych gier, których wyglądem nikt się nie przejmował). Pokraczne sylwetki, nienaturalne ruchy, poskręcane karki i wzrok utkwiony gdzieś pod sufitem - chyba trzeba się cieszyć, że naszego bohatera nie widzimy na oczy. Byłoby to jeszcze znośne, gdyby poza groteskowym wyglądem NPC-e mieli coś ciekawego do powiedzenia. Niestety, dialogi praktycznie nie istnieją, a jeśli już się przydarzą, to są sztuczne i kiepsko zdubbingowane. Trzeba oczywiście pamiętać, że Rebirth to nie RPG, jednak takie zaniedbania mogą nieco razić w czasach, gdzie coraz częściej kreację bohaterów podnosi się do rangi sztuki.

X Rebirth

Wróćmy jednak w przestrzeń kosmiczną. Samo poruszanie się naszym „Skunksem” jest bardzo przyjemne i łatwe. W obrębie konkretnej lokacji możemy przemieszać się płynnie i w niezłym tempie, zaś podróże między stacjami czy sektorami zostały uproszczone dzięki konceptowi „kosmicznych autostrad”, które w mgnieniu oka przemieszczają nas na olbrzymie odległości. Jeśli zaś na trasie naszych wojaży zdarzy się nam napotkać wrogów lub gdy sami jesteśmy kosmicznymi rzezimieszkami, możemy wdać się w walkę.

Nie tylko ekonomia Gwiezdne bitwy są nieskomplikowane i sprowadzają się właściwie do doścignięcia przeciwnika i ostrzelania go albo z naszych pokładowych dział, albo za pomocą śmiercionośnych, lecz stosunkowo drogich pocisków specjalnych. Jest to prosty schemat, lecz właśnie dzięki temu walka w kosmosie jest dynamiczna i sprawia dużo frajdy. Dzięki mnogości dostępnych rodzajów broni oraz różnorodności wrogich statków potyczki wśród gwiazd nie narażą nas na nudę. Do całej zabawy dochodzą takie „umilacze” jak bojowe drony wspierające nas w walce, lub możliwość sprytnego prowokowania przeciwnika, by w pościgu za nami wleciał wprost w ogień krzyżowy dział umieszczonych na stacji. Niestety, broń i pociski to jedyna różnorodność, jaka czeka nas na polu bitwy. W grze bowiem możemy latać i walczyć tylko jednym statkiem. Nawet posiadając inne jednostki, możemy nimi jedynie zarządzać, nigdy zaś siadać za ich sterami. Może to boleć szczególnie tych, którzy znają poprzednie części serii i lubowali się w testowaniu możliwości nowych statków.

X Rebirth

Kolejna niezła część gry to ścieżka dźwiękowa. Choć często prawie niesłyszalna, potrafi przykuć uwagę sennymi ambientowymi brzmieniami w stylu „Łowcy androidów”, które idealnie pasują do spokoju otaczającego nas świata. Jest to jeden z wielu czynników budujących specyficzny klimat Rebirth, który docenić może każdy ze słabością do science-fiction osadzonego w zimnym, odległym kosmosie, w porównaniu do którego człowiek i jego statek to jedynie nic nieznaczące kruszyny.

Werdykt Im większe oczekiwania, tym większe rozczarowanie. Tak właśnie stało się z „X-Rebirth”. Gra o takim poziomie złożoności niosła ze sobą olbrzymi potencjał, jednak poważne braki w wykończeniu mogą zniechęcić nawet najbardziej wytrwałych. Jeśli jednak kochasz kosmos i niestraszne ci wyzwania, spróbuj. Będzie bolało, ale satysfakcja z sukcesu na pewno to wynagrodzi. W pewnym momencie świat X wciągnie Cię na tyle, że zwyczajnie nie będziesz mieć czasu na przejmowanie się pokręconym interfejsem. W końcu kontrakty handlowe czekają na zawiązanie, statki na zdobycie, a gwiazdy... gwiazdy akurat nie czekają na nic, ale zawsze możemy je przecież podziwiać.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka.)

Krystyna Ślusarczyk

  • Data premiery: 15 listopada 2013
  • Platformy: PC
  • Producent: Egosoft
  • Wydawca: Deep Silver i Tri Synergy
  • Dystrybutor: Cenega

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor.

X Rebirth (PC)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 12 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Volume - recenzja
Volume - recenzja
marcindmjqtx
Lips - recenzja
Lips - recenzja
marcindmjqtx
Hatred - recenzja
Hatred - recenzja
marcindmjqtx
Komentarze (0)