Watch Dogs - recenzja

Watch Dogs - recenzja

Watch Dogs - recenzja
marcindmjqtx
27.05.2014 14:41, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Czy tego chcemy, czy nie, w dzisiejszych czasach nasza prywatność jest mocno względna. I to nie przez złe korporacje czy rządy państw, ale przez nas samych. Bez mrugnięcia okiem dzielimy się ze światem najróżniejszymi informacjami o naszych życiach. Co by było, gdyby miasta, w których żyjemy, sterowane były przez superkomputery magazynujące wiedzę na nasz temat i mające kontrolę nad wszystkimi urządzeniami elektronicznymi wokół? Takie pytanie zadali sobie twórcy Watch Dogs, najnowszej superprodukcji Ubisoftu. Czy ich odpowiedź jest przekonująca?

V jak vendetta W sierpniu 2003 roku w części północno-wschodnich stanów USA doszło do "zaciemnienia". Z powodu błędu oprogramowania 55 milionów ludzi straciło dostęp do elektryczności - niektórzy na kilka godzin, niektórzy nawet na dwa dni. To prawdziwe wydarzenie w alternatywnej rzeczywistości Watch Dogs doprowadziło do stworzenia CtOS, superkomputera kontrolującego całą elektronikę w danym mieście i magazynującego informacje o jego mieszkańcach.

Chicago nocą

Aiden Pearce, główny bohater gry, to chicagowski haker, który nielegalnie zdobyty dostęp do centralnego systemu operacyjnego wykorzystuje do kradzieży. Jedna z takich "robótek" dzieje się w luksusowym hotelu Merlaut. Wspierany przez partnera Pearce podłącza się przy pomocy smartfona do kont znajdujących się tam szych. Ściąga pieniądze... i uwagę - ktoś wydaje na niego wyrok śmierci. Cudem udaje mu się uniknąć zamachu, w wypadku samochodowym ginie jednak jego sześcioletnia siostrzenica. Akcja Watch Dogs zaczyna się jedenaście miesięcy później - Aiden ciągle stara się odnaleźć ludzi, którzy chcieli się go pozbyć.

Smartfon Wielkiego Brata Wystarczy wcisnąć jeden przycisk, by Pearce wyciągnął telefon z kieszeni i włączył Profiler, aplikację dającą mu dostęp do tajnych informacji z CtOS. Wszystkie tajemnice przechodniów wychodzą na wierzch. Od razu widać, kto jak się nazywa, ile zarabia i czym się zajmuje. Może ma na swoim smartfonie nielegalne pliki? Może regularnie ogląda pornografię? Może jego matka dopiero co zmarła na raka? Gdy Aiden - a wraz z nim gracz - w celu uzyskania dostępu do danych kolejnych dzielnic Chicago włamuje się do centrów sterowania CtOS, może rzucić okiem, jak te informacje są zbierane. Świat Watch Dogs to orwellowski "Rok 1984" na miarę naszych czasów, gdzie ludzi podgląda się przy pomocy kamerek internetowych, smartfonów, systemów bezpieczeństwa i konsol; to świat, gdzie ktoś czyta i magazynuje prywatną korespondencję zwykłych obywateli; świat, gdzie system wie o ludziach wszystko.

Uczciwy obywatel podglądany przez kamerkę internetową

Smutne, że Watch Dogs na tym poprzestaje. Choć żyjemy w czasach PRISM i Edwarda Snowdena, twórcy opowiadają dość miałką historię o prywatnej zemście hakera-złodziejaszka, która ostatecznie prowadzi go do mafijno-politycznych machlojek na szczycie. Zbyt często korzystają ze schematów: jest więc zła korporacja, jest skorumpowany polityk, są chciwi przestępcy i szlachetni hakerzy - koniecznie "alternatywnie" wystylizowani, bo to przecież taki teraźniejszy "cyberpunk". Tu i tam pojawiają się niekiedy bardziej interesujące tropy, ale gra nigdy ich przekonująco nie rozwija. Tylko ślizga się po tematach, jakby twórcy nie chcieli przekroczyć jakiejś magicznej granicy poprawności politycznej. Ciężko traktować Watch Dogs jako poważny komentarz do współczesnego świata. Czy się to komuś podoba, czy nie, to jedynie rozrywkowy produkt autorstwa, nomen omen, międzynarodowej korporacji.

Prawie jak Batman Najbardziej nieprzekonująco Watch Dogs wypada, gdy sięga po motywy superbohaterskie. Wspomniany Profiler pozwala w dowolnym momencie przeglądać dane o ludziach w okolicy. Jeśli poszukać odpowiednio długo, w końcu w tłumie znajdzie się potencjalnego przestępcę (albo ofiarę). Zapobieganie drobnym napaściom i kradzieżom to forma małych misji, które można wykonywać w przerwie od głównej linii fabularnej. Tajemniczy nieznajomy na ulicach Chicago szybko zostaje nazwany "Mścicielem".

Batmobilu brak, ale jest parę innych środków komunikacji

W istocie: Aiden jest trochę jak Batman. Ma swoją Wyrocznię, ma swoją jaskinię i tylko Batmobilu mu brak. Zamiast w gadżety, uzbrojony jest w smartfon o niezwykłych możliwościach (o nich więcej za chwilę) i teleskopową pałkę do ogłuszania przeciwników. Czar pryska, gdy sięga po karabin, a robi to często i bez mrugnięcia okiem. Batman z pistoletem przestaje być przekonujący. A Pearce nie ma najmniejszego problemu z wystrzelaniem kilkudziesięciu Bogu ducha winnych strażników, byle tylko dostać się tam, gdzie chce. Twórcy chyba zdawali sobie sprawę z tego dysonansu, więc bohater od czasu do czasu miewa wątpliwości i skrupuły - ale to rozpaczliwa próba ratowania się z przegranej sytuacji. Umieszczony w grze licznik "reputacji" to żart, bo na dobrą sprawę nie ma on wpływu na nic istotnego.

Watch Dogs cierpi na straszliwe rozdwojenie jaźni (albo i roztrojenie. Albo jeszcze gorzej). Niby porusza aktualne tematy społeczne, ale szybko przestaje się nimi zajmować, przechodząc do opowieści o realistycznym superbohaterze ze smartfonem w ręku. Pojawiają się typowe dla takiej postaci problemy ("Muszę chronić bliskich!"), ale w trakcie rozwoju kampanii dla pojedynczego gracza gubią się gdzieś, rozmyte w nieciekawej historii o mafii. Fabuła przeskakuje od postaci do postaci, żadnej nie poświęcając większej uwagi; od wątku do wątku, gubiąc w tym wszystkim jakąś głębszą myśl. Konkluzja całego tego bałaganu jest rozczarowująca, a on sam - nieciekawy. Szkoda, bo to tło fabularne zasługuje na coś więcej niż jednowymiarowi bohaterowie uwikłani w sztampowe porachunki.

Chicago to ciekawe miasto...

Wciśnij kwadrat, by zhakować Choć Watch Dogs niewątpliwie jest grą o hakerze, to nie jest grą o hakowaniu. Ono pojawia się tu tylko w formie prostej (i sympatycznej) minigierki przypominającej zabawę w łączenie obwodów elektrycznych albo rur kanalizacyjnych, która ma obrazować przełamywanie komputerowych zabezpieczeń. Poza tym smartfon Aidena daje mu oczywiście o wiele więcej możliwości, ale z punktu widzenia gracza wszystkie sprowadzają się do wciśnięcia jednego i zawsze tego samego przycisku. Często zresztą umiejętności i możliwości bohatera to tylko kosmetyka. Joel z The Last of Us rzuciłby butelką, by odciągnąć uwagę przeciwników - Aiden skonstruuje z części elektronicznych mały głośniczek, ale efekt osiągnie taki sam. Profiler zwykle spełnia tę samą funkcję co Wzrok Orła z Assassin's Creed. I tak dalej: przykłady można mnożyć.

Trochę szkoda, że hakowania z prawdziwego zdarzenia jest tak niewiele. Ono też może być fascynujące - czy ktoś pamięta jeszcze Uplink? Nie ma jednak co gdybać: Watch Dogs jest po prostu klonem GTA. Udanym, lecz nie rewolucyjnym.

"Hakerska" minigierka

Uzbrojony w miasto Dostęp do CtOS daje Pearce'owi szereg możliwości. Po pierwsze, ma do dyspozycji najróżniejsze elementy miejskiej infrastruktury. Może więc zmienić światła na skrzyżowaniu, by wywołać karambol; wysadzić rurę kanalizacyjną; uruchomić kolczatki; a nawet podnieść most zwodzony czy zatrzymać nadziemną kolejkę. Komputerowi przeciwnicy są wyjątkowo skutecznymi kierowcami, tak więc korzystanie z tych elementów podczas pościgów jest nieodzowne. I bardzo satysfakcjonujące: to efektowne stłuczki samochodowe na zawołanie.

Po drugie, Aiden ma na swoim smartfonie kilka aplikacji, które jeszcze bardziej mogą mu ułatwić życie. Wystarczy jedno kliknięcie, by na kilkanaście sekund wyłączyć prąd w całym mieście albo zakłócić komunikację w pobliskim rejonie. Szczególnie przydatna jest ta pierwsza możliwość - tak w momentach, gdy trzeba się skradać, jak i w naprawdę gorących pościgach.

Niektórzy lubią patrzeć, jak świat płonie

Wielki Brat patrzy Po trzecie wreszcie, smartfon pozwala przechwytywać obraz z pobliskich kamer. Jakkolwiek nierealistyczne by to nie było, Aiden może wpływać na elektronikę, która znajduje się także w ich polu widzenia. Stałym elementem gry jest więc "surfowanie" po kamerach, co umożliwia dostęp do inaczej niedostępnych miejsc. Jest też nieodzowne przy strzelaninach.

W Watch Dogs nie ma raczej liniowych korytarzy, zamiast tego twórcy postawili na otwarte tereny. Czasami należy się gdzieś dostać, co można (lecz zwykle nie trzeba) zrobić po cichu, czasami trzeba po prostu wybić wszystkich w polu widzenia. Tak czy inaczej, korzystanie z kamer pozwala na precyzyjną ocenę sytuacji i wywołanie zamętu wśród przeciwników. Można zakłócić ich komunikację, odciągnąć na bok albo po prostu wysadzić w powietrze przy pomocy choćby skrzynek z transformatorami czy... ich własnych ładunków wybuchowych. Lokacje pomyślane są tak, by raczej nie dało się w ten sposób wyeliminować wszystkich wrogów, ale to i tak potężny powiew świeżości. Ze standardowych strzelanin robią się małe, dynamiczne zagadki do rozwiązania ("Kogo i jak by tu się najpierw pozbyć?"). Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż ukrycie się w bezpiecznym miejscu i obserwowanie, jak przeciwnicy bezsilnie miotają się, próbując zrozumieć, co się wokół nich dzieje...

Nie mogło zabraknąć chowania się za osłonami

Cudowna w Watch Dogs jest swoboda, jaką twórcy dają graczowi. Rzadko zdarza się, że jakąś misję trzeba przejść w konkretnie określony sposób. Zwykle możliwości jest kilka - można się przekradać między strażnikami, dotrzeć do celu zupełnie dzięki kamerom czy po prostu wystrzelać wszystkich "na Rambo". Albo połączyć wszystkie sposoby w jeden. Gra daje mnóstwo narzędzi do rozwiązania problemu, ale ich wykorzystanie leży już w gestii gracza. Pamiętam jedną misję, gdzie musiałem pozostać niewykryty, a szczególnie trudno było mi się przekraść. Próbowałem pozbyć się wszystkich przy pomocy kamer, pałki i pistoletu z tłumikiem, ale zawsze coś szło nie tak. Udało się dopiero wówczas, gdy olśniło mnie, by skorzystać z zaciemnienia - w mroku przekradłem się między przeciwnikami. Jakby tego było mało, samouczki w Watch Dogs ograniczono do niezbędnego minimum - większość rzeczy trzeba odkryć samemu. Grając w wysokobudżetową produkcję nie czułem się traktowany jak prowadzony za rączkę idiota - oby tak dalej, Ubisofcie!

Otwarty i dla każdego Choć same misje głównego wątku fabularnego (bardzo różnorodne, swoją drogą) to zabawa na jakieś 20 godzin, to Watch Dogs oferuje dużo, dużo więcej. Chicago jest wypchane dosłownie dziesiątkami, jeśli nie setkami misji pobocznych - są i pościgi samochodowe, i strzelaniny, jedne i drugie w najróżniejszych odmianach. Są najróżniejsze minigierki, od trzech kubków i pokera, po "gry rozszerzonej rzeczywistości", gdzie np. strzela się do 8-bitowych obcych. Albo "cybernetyczne odloty", zupełnie surrealistyczne rzeczy w stylu odbijania się od tęczowych kwiatków i latania pomiędzy wieżowcami. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze multum najróżniejszych znajdziek. W Watch Dogs ciężko przejechać dwie przecznice, by nie wpaść na co najmniej kilka rzeczy do zrobienia. Ubisoft nie raz i nie dwa pokazywał, że potrafi robić wypchane zawartością po brzegi gry z otwartym światem - Watch Dogs to chyba jego najlepsza próba, bo praktycznie wszystkie poboczne aktywności są warte uwagi. Choć w jednym wypadku ktoś był ewidentnie nadgorliwy. Tak, możliwość przebrania bohatera w inne ciuszki to standard w produkcjach z otwartym światem, ale tu wygląda to śmiesznie, gdy gracz może wybierać między kilkoma zestawami ciemnych płaszczów i czapek z daszkiem. Za to miłą niespodzianką jest prosty, ale sensownie pomyślany system rozwoju postaci.

Aiden w roli szafiarki

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze świetnie wklejony w zabawę tryb dla wielu graczy. Od czasu do czasu otrzymuje się powiadomienie o innych osobach szukających chętnych do jednego z kilku trybów rozgrywki. Są tu zespołowe strzelaniny, są wyścigi, jest zabawa w śledzenie czy wykradanie danych. Wystarczy jeden przycisk, by do nich dołączyć; równie łatwo po kilku minutach można wrócić "do siebie". A jeśli samemu chce się poszukać graczy, trzeba tylko wybrać ze smartfona Aidena odpowiednią opcję. Żadnego wychodzenia do menu, żadnego podłączania się do serwerów. Czasami tryb wieloosobowy jest nie do uniknięcia, bo świat może zostać "najechany" przez obcego "hakera" - wtedy zadaniem jest znalezienie go i wyeliminowanie. Jestem pod wrażeniem tego, jak sprawnie wpleciono to w rozgrywkę, nie ukrywam jednak, że mnie irytowało. Zdarzyło mi się kilka razy, że byłem zajęty czymś innym i wcale nie miałem ochoty na zabawę w kotka i myszkę. Można to wyłączyć w opcjach, ale trzeba się jeszcze do tego dokopać - ja, przyznam szczerze, żyłem w nieświadomości. Ale to w gruncie rzeczy drobiazg.

Takie rzeczy też się tu dzieją...

Werdykt W momencie pierwszej zapowiedzi, w czerwcu 2012 roku, Watch Dogs jawiło się jako rewolucja. Nie jest nią. Nie jest też grą o hakowaniu, bo Aiden Pearce jest bardziej Batmanem, niż Wyrocznią; nie jest, niestety, poważnym komentarzem do kwestii prywatności we współczesnym świecie, a raczej historią o superbohaterze mimo woli w zaadaptowanym na potrzeby teraźniejszości cyberpunku. Jest wyjątkowo sprawnym klonem GTA, z pościgami, karabinami i elementami skradankowymi; z nie za dużym, ale pełnym rzeczy do zrobienia otwartym światem i umiejętnie wpisanym w niego trybem dla wielu graczy. Pytanie oczywiście, czy po GTA V potrzebujemy jeszcze takich gier. Ja bawiłem się bardzo dobrze, choć mam wrażenie, że był potencjał na coś znacznie większego.

Tomasz Kutera

Platformy:Windows, PS3, PS4, Xbox 360, Xbox One; w przyszłości także Wii U Producent:Ubisoft Montreal, a także: Ubisoft Reflections, Ubisoft Paris Wydawca:Ubisoft Dystrybutor:Ubisoft Polska Data premiery:27.05.2014 PEGI:18 Wymagania: 2,66 GHz (przynajmniej cztery rdzenie), 6 GB RAM, karta graficzna 1 GB z DirectX 11, HDD 25 GB

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PlayStation 4. Screeny pochodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)