Viva Pinata: Trouble in Paradise - recenzja

Viva Pinata: Trouble in Paradise - recenzja

Viva Pinata: Trouble in Paradise - recenzja
marcindmjqtx
21.09.2008 02:04, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Wirtualne ogrodnictwo może się wydawać zajęciem równie niepoważnym i niszowym, co łowienie ryb w grach. Nie zmienia to faktu, że swego czasu w niemal każdej japońskiej grze - począwszy od Final Fantasy XIaż po Okami - element wędkarski się pojawiał. Nie wspominając już o wyspecjalizowanych "symulatorach łowienia” takich jak choćby Sega Bass Fishing. Nie ma to także najmniejszego nawet wpływu na fakt, że bardzo wielu ludzi zachwyciło się możliwością stworzenia własnych ogrodów na Xbox 360. Żeby było jeszcze ciekawiej w ogrodach tych nie tylko uprawiali marchew, dynię i papryczki chili, ale mogli je zasiedlać piniatami - wykonanymi z papier mache zwierzętami, których wnętrze wypełnione jest cukierkami. Brzmi zabawnie? Wierzcie mi, to dlatego, że jest to bardzo zabawne.

Pierwsza część Viva Pinata była swego rodzaju rewolucją. Z jednej strony wpisywała się w niezbyt dobrze reprezentowany na konsolach Microsoftu nurt rozrywki rodzinnej, z drugiej przełamywała monopol Electronic Arts na gry symulujące życie. Tak, mam na myśli to, że VP było zasadniczo pewną (szeroko rozumianą) odmianą The Sims, produktem skierowanym do tej samej grupy docelowej. Prawda - zamiast ludzi czy piesków opieką gracze otaczali papierowe zwierzaki. Odpowiedzmy sobie jednak na pytanie czy w przypadku elektronicznej rozrywki ma to jakiekolwiek znaczenie? Miliony ludzi na świecie oszalało na punkcie hodowania i rozmnażania cukierkowych zwierzaków na swoich konsolach. Jeśli macie problem z uwierzeniem w to, zajrzyjcie proszę na Piniata Island - dynamiczny portal społecznościowy, który zrzesza miłośników Viva Pinata.

Nie będę tutaj powtarzał tego wszystkiego, co wiemy już na temat pierwszej części gry. Po pierwsze dlatego, że nawet jeśli ktoś nie kupił swojej konsoli w zestawie z dołączonym egzemplarzem VP, to chyba niemal każdy już wie (choćby z grubsza) jak ona wyglądała i na czym polegała. Co najważniejsze dla nas w tej chwili to fakt, że Viva Pinata: Trouble in Paradise zasadniczo nie różni się od części pierwszej. Nie mamy tutaj do czynienia z jakimś wyraźnym postępem graficznym, kompletnym przebudowaniem menu czy też radykalną zmianą założeń. Pierwowzór bowiem wyznaczył bardzo wysokie standardy, będąc jedną z najładniejszych i najbardziej urokliwych gier obecnej generacji konsol. Osobiście stawiam go w jednym rzędzie z takimi produkcjami jak Eternal Sonata czy wspomniane wcześniej Okami, których szata graficzna sama w sobie mogła stanowić powód do zainteresowania się nimi.

Jak się w to gra? Zasada jest identyczna, co w oryginale - dostajemy skrawek ziemi, na którym zakładamy ogród. Staramy się zwabić pierwszych lokatorów, sadzimy pierwsze rośliny i w miarę czynienia postępów zdobywamy nowe nasiona i sprowadzamy nowe gatunki zwierzaków. Tym razem jednak dodano pewien element historyjki do całego tego ogrodnictwa. Główny przeciwnik prowadzenia spokojnego żywota na wyspie, niejaki Profesor Pester próbował włamać się do Centrali zarządzającej wysyłką piniat na przyjęcia urodzinowe na całym świecie. Niestety, był na tyle nieostrożny, że, zamiast tylko skopiować, zniszczył wszystkie zapisy w katalogu papierowych zwierząt. Tak oto głównym zadaniem gracza staje się odzyskanie tych danych poprzez gromadzenie wszelkich informacji na temat rozmaitych stworzeń żyjących na Pinata Island.

Gra zawiera aż 28 nowych gatunków piniat co znakomicie rozszerza zabawę. Wśród znanych nam stworków pojawiają się teraz między innymi wielbłądo-podobny Camello czy przypominający nosorożca Limeoceros, a także wiele innych. Rzecz jasna nie są one wszystkie dostępne od początku gry - tak samo jak poprzednio pojawiają się w różnym momencie, zależnie od poziomu ogrodnika oraz tego, co aktualnie posiadamy w naszym ogrodzie.

Największą zmianą w stosunku do pierwszej części jest możliwość zastawiania pułapek i chwytania w nie nowych, często dotąd nieznanych piniat. Specjalnie w tym celu możemy wybrać się na jeden z odległych obszarów wyspy - Arktykę lub Pustynię. Samo zastawienie pułapki jest niezwykle proste, kupuje się je i ustawia na tej samej zasadzie , jak dowolny element wyposażenia ogrodu. Schwytanie dzikiej piniaty jednak już takie proste nie jest. Po pierwsze należy odpowiednio dobrać przynętę oraz postarać się ułożyć ją zarówno w pułapce oraz gdzieś, gdzie interesujący nas zwierzak ją zauważy. Po drugie trzeba jeszcze zadbać o to aby przynęty nie pożarły nam jakieś inne stworki, z których wiele nie dba specjalnie o to jaki rodzaj przynęty wetknie sobie do pyska. Po trzecie, niektóre, bardziej płochliwe gatunki mogą zauważyć zasadzkę i uciec z niej - należy więc zadbać również o to, jaki rodzaj pułapki wystawiamy i czy nie wzbudzimy paniki wśród naszej potencjalnej zdobyczy.

Obok nowych zwierzaków pojawiły się także zupełnie nowe rośliny, w tym warzywa oraz drzewa.Teraz wyhodować będzie można palmę kokosową, kaktusy oraz chociażby czosnek. Pamiętajcie również by poeksperymentować z usługami "ulepszania” owoców i warzyw proponowanymi przez Barta - często efekty jego starań okażą się niezbędne do tego, by czynić postępy w grze.

Przemodelowano także interfejs użytkownika w taki sposób, że dostęp do najczęściej używanych opcji jest znacznie szybszy i prostszy. Wystarczy teraz dwukrotnie wcisnąć d-pad w lewo by mieć podgląd wszystkich dostępnych nasion, kolejne naciśnięcie daje nam wybór rodzaju nawozu, którego chcemy użyć. Jest to jedna z takich zmian, które naprawdę usprawniają rozgrywkę i teraz można skupić się na tym gdzie i jak chcemy rozmnożyć nasze rośliny zamiast zastanawiać się czy to robić i tracić czas na przedzieranie się przez wielopoziomowe menu.

Innym, całkowicie nowym, elementem gry jest możliwość wykorzystania kamery Xbox Live Vision. Dzięki specjalnym kartom, które możemy znaleźć w pudełku z grą, pozyskujemy nowych mieszkańców ogrodu a także rozmaite dobra - począwszy od czekoladowych monet, poprzez akcesoria i elementy stroju aż po fragmenty wystroju ogrodu. Takie karty możemy również znaleźć w internecie albo wykonać samemu. Kiedy chcemy podzielić się z przyjaciółmi jakimś gatunkiem, który udało nam się znakomicie rozmnożyć wystarczy, za pomocą obecnej w grze funkcji robienia zdjęć, pstryknąć fotkę naszego ulubieńca a następnie nakazać stworzenie z niej karty do gry. Kartę taką możemy następnie posłać znajomym lub udostępnić wszystkim grającym za pośrednictwem naszego konta na stronie poświęconej grze.

Dla wszystkich tych, którym nie wystarczy samo tylko zdobywanie i rozmnażanie nowych gatunków zaimplementowano kilka dodatkowych smaczków związanych z hodowlą naszych ulubieńców. Każdy rodzaj piniat może mieć kilka odmian - zarówno kolorystycznych (które uzyskuje się poprzez podanie zwierzęciu odpowiedniego nasionka, kwiatka czy też potrawy) jak i tzw. wildcards, które różnią się fizycznie (mają dodatkowe rogi, kolce, czasem zmieniają kształt głowy, itp.). Uzyskanie tych ostatnich polega na odpowiednim rozegraniu mini-gry podczas gdy nasi podopieczni "romansują”. Tak więc, aby uzyskać pierwszy wariant wildcard należy ukończyć spacer poprzez labirynt, na najwyższym poziomie trudności, zebrawszy wszystkie serduszka na planszy i poniżej pewnego limitu czasowego. Zebranie wszystkich serc ale przekroczenie (ukrytego) limitu czasu da nam "tylko” bliźniaki. Odmianę drugą uzyskujemy analogicznie jak pierwszą, jednak romansować muszą dwie piniaty, które same należą do pierwszej odmiany, nie zaś "pospolici” przedstawiciele gatunku. Jeśli chodzi o wildcard 3 to powiem Wam tylko, że aby je uzyskać musicie zaprosić do zabawy przyjaciela, który odwiedzi Wasz ogród poprzez Xbox Live.

Innym, ciekawym urozmaiceniem jest możliwość nauczenia naszych pupili sztuczek. Polega to na, po raz kolejny, eksperymentowaniu z podawanym im jedzeniem. Jeśli uda nam się trafić z ulubionym przysmakiem wówczas usłyszymy grające werble a zwierzak pokaże nam jaki trick umie wykonać. Jeżeli podczas tego pokazu użyjemy specjalnej pałeczki, którą będziemy dyrygować naszym ulubieńcem odtąd zawsze będziemy mogli go namówić do pokazania sztuczki, którą chwalić możemy się znajomym lub też nakazać jej wykonanie dla własnej przyjemności.

Nie można też zapomnieć o tym, że Viva Pinata: Trouble in Paradise przestało być grą dla jednej osoby. Możemy teraz podłączyć do konsoli drugiego pada i pozwolić drugiej osobie pomóc nam w urządzaniu ogrodu. Możemy również, po podłączeniu się do Xbox Live "otworzyć” swoje wierzeje przed odwiedzającymi i graczami z całego świata. Szczerze przyznam, że widok innych osób pielących nam grządki, zbierających owoce i chroniących nas przed atakami Pestera i jego chuliganów jest jedną z najprzyjemniejszych chyba zmian w stosunku do oryginału.

Gra nie została zatytułowana Viva Pinata 2 i bardzo słusznie. Ciężko jest się mimo wszystko oprzeć wrażeniu, że to, co dostajemy mogło by być raczej dodatkiem do poprzedniczki aniżeli "pełnoprawną” drugą częścią. Gra się nadal świetnie, pod wieloma względami jeszcze lepiej aniżeli w Viva Pinata, a jednak jest obecny w VP:TiP jakiś element powtarzalności. W dużej mierze wynika to chyba z faktu, że gros zwierzaków i roślin a także podstawy mechaniki znamy już dobrze z oryginału. Nie zmieniły się one wcale, wygląda na to, że modele znane z VP zostały żywcem przeniesione do nowej gry. Nie jest to wielki zarzut, wielu jest na świecie miłośników "odgrzewanego kotleta” i ja sam, gdy doprawi się go tak, jak doprawione zostały Problemy w Raju, się do nich zaliczam. Skłonny jestem do wybaczeń także dlatego, że obecna odsłona gry została wystawiona na półki sklepowe w cenie niższej aniżeli większość nowości. Dla wszystkich tych, którzy nie spędzili grubo ponad 50 godzin nad pierwszą częścią lub wręcz będzie to ich pierwszy kontakt z papierowymi zwierzakami Viva Pinata: Trouble in Paradise powinno być grą znakomitą.

Jest jeszcze jedna rzecz, na którą nie mogę się nie poskarżyć. Wielkim było dla mnie rozczarowaniem, że tym razem wydawca nie postarał się i gra nie została spolszczona. Jest to przykra sprawa dla mojej córki, która - choć niewątpliwie poprawiła swój angielski od momentu wydania pierwszej części - musi dość często korzystać z mojej pomocy. Chciałbym także przedstawić Wam kilka zdań, które sama na temat tej gry napisała:

"[...]Gram w Viva Pinata nie po raz pierwszy, a nawet rzekłabym po raz drugi, i myślę, że Viva Pinata: Trouble in Paradise mogłoby występować jako dodatek do tamtej gry. Ogólnie polega ona na tym samym: kopaniu stawów, sadzeniu nasionek, wabieniu zwierząt do ogrodu i tworzenia nowych gatunków. [...] [...] Moim zdaniem, VP:TiP nie jest już grą przy której dzieci mówią "Tato włącz mi grę!”. Teraz tatuś będzie musiał posiedzieć i pomóc wykopać duży staw itp. Najgorsze jest to, że ta część nie została przetłumaczona na polski i nauczenie dzieci korzystania z łopaty i paczki z trawą wymaga przypominaniasobie jak się to robiło [w poprzedniej części]. [...] Podsumowując Viva Pinata: Trouble in Paradise nie sposób zaprzeczyć, że jest to gra bardzo dobra. Dzielnie trzyma się wysokich standardów jakości wyznaczonych przez poprzedniczkę a także rozwija się, choć powoli, w coraz bardziej złożony, lecz niesamowicie atrakcyjny symulator wirtualnego ogrodu. Same zwierzęta potrafią być wręcz rozkosznie zabawne, a element ochrony naszej własności przed zakusami Pestera i jego ekipy dodaje zabawie smaczku taktycznego. Mam wielką nadzieję i życzyłbym tego bardzo Wam i sobie by Viva Pinata 2, gdy wreszcie się ukaże zostało jednak przełożone na język polski.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)