This Is the Police – recenzja. Był gliną, ale czy sprawdził się w tym zawodzie?
Czy z pomieszania przygodówki z grą polegającą na zarządzaniu działaniami policji w mieście może wyjść coś ciekawego?
03.08.2016 | aktual.: 03.08.2016 10:41
Pamiętam czasy Sierry Online, tej starej, nie reaktywowanej. Jej przygodówki ze słowem „Quest” w nazwie do dzisiaj są moimi ulubionymi przedstawicielami gatunku, a z największą nostalgią wspominam serię Police Quest. Te gry, zaprojektowane przez prawdziwych policjantów, urzekły mnie tym, że pokazywały pracę zwyczajnych funkcjonariuszy i detektywów, a nie oddziałów specjalnych. Przynajmniej do piątej części, bo Police Quest: SWAT pozwalał wcielić się w rolę członków tej jednostki.
Platformy: PC, Mac
Producent: Weappy Studio
Wydawca: EuroVideo Medien
Data premiery: 2.08.2016
Wymagania: Procesor Dual Core; 2 GB RAM; Geforce 7800 / Radeon HD4600
Grę do recenzji udostępnił deweloper. Graliśmy na PC. Obrazki pochodzą od redakcji.
This Is the Police nie jest ani spadkobiercą serii Police Quest, ani nie nawiązuje jakoś specjalnie do gier Sierry Online. Nie oznacza to jednak, że nie ma z nimi nic wspólnego, bo również obrazuje codzienną pracę funkcjonariuszy, choć z nieco innej perspektywy.Jack Boyd jest komendantem głównym policji w amerykańskim Freeburgu. Jak dotąd cieszył się sympatią zarówno mieszkańców, jak i swoich podwładnych oraz władz miasta, a to z jednego powodu – potrafił wszystko załatwić. Przestępczość była utrzymywana na zadowalającym poziomie, ważne osobistości mogły zawsze liczyć na jego pomoc, a i podlegli mu funkcjonariusze nie mieli powodów do narzekania.Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy i w wyniku afery Boyd musi odejść ze służby. Oficjalnie przechodzi na wcześniejszą emeryturę, natomiast prawda jest taka, że po prostu został wywalony. Z tym wszystkim wiąże się pewien problem – nasz bohater nie ma odłożonych pieniędzy, a życie z emerytury szefa policji niespecjalnie mu się uśmiecha. Dlatego stawia sobie ambitny cel: uzbierać pół miliona dolarów w 180 dni, jakie zostały do końca jego pracy.Sumka spora, pensja komendanta mizerna, a czasu też niewiele. Ale spokojnie, Freeburg oferuje ludziom takim jak Jack Boyd wiele okazji do dodatkowego zarobku.Zbliżająca się emerytura czy nie, nadal jesteśmy szefem policji i mamy określone obowiązki. Do tych należy przede wszystkim dbanie o to, żeby w mieście było bezpiecznie. Aby osiągnąć ten cel musimy umiejętnie, a często też sprytnie, zarządzać podległymi nam funkcjonariuszami, co czasem wydaje się zadaniem trudniejszym niż uzbieranie funduszu emerytalnego.Ludzi do pracy brakuje, przestępców przybywa, czasu na reakcję jest coraz mniej, a ratusz niechętnie przeznacza środki na kolejne wakaty. Do tego dochodzą zdarzenia losowe, jak choroby policjantów, czy głupie wymówki pokroju: „Wciągnąłem się w książkę i chcę ją dziś dokończyć, więc nie przyjdę do pracy”. W większości przypadków możemy odmówić, ale to wiąże się z niezadowoleniem podwładnego, a czasem ze śmiercią, bo po całej nocy picia nasi policjanci często giną w wypadkach samochodowych.Na tym etapie mamy do czynienia z klasycznym „czasozarządzaczem”. Każde zgłoszenie wymaga określonej liczby policjantów, a do tego mamy ograniczony czas na wysłanie patrolu. Dlatego warto się zastanowić czy jest sens, aby sześciu funkcjonariuszy jechało na drugi koniec miasta ze wsparciem jednostki SWAT, podczas gdy pod nosem są trzy przestępstwa wymagające udziału tylko dwóch policjantów. A może zaryzykować i zamiast sześciu wysłać tylko trzech? Jeśli są dobrzy w tym, co robią, powinni sobie poradzić. Chyba…Warto też zastanowić się nad jeszcze jedną kwestią – po co zawracać sobie głowę, skoro do emerytury pół roku, a na koncie pustka? Wbrew pozorom nie możemy zupełnie zaniedbać swoich obowiązków, bo olewanie pracy wiąże się z poważnymi konsekwencjami. Przede wszystkim jeśli burmistrz będzie z nas niezadowolony, może nie przyznać pieniędzy na zatrudnienie kolejnych policjantów. Mało tego, może też obciąć budżet i kazać kogoś zwolnić.To oczywiście nie wszystko. Brak reakcji na popełniane przestępstwa zachęca kolejnych rzezimieszków do działania, efektem czego niecnych uczynków jest więcej, wymagają wysłania większej siły, no i nie będziemy w stanie reagować na wszystkie, co doprowadzi do jeszcze większego niezadowolenia naszych przełożonych.Stara, policyjna robota
Poza klasycznym reagowaniem na zgłoszenia w This Is the Police prowadzimy też śledztwa. W tym elemencie mamy większy wpływ na efekt pracy. Najpierw nasi detektywi zbierają dowody i przesłuchują świadków, co daje nam dostęp do serii fotografii obrazującej popełnione przestępstwo. Następnie musimy je ułożyć we właściwą sekwencję na podstawie wcześniej zebranych materiałów. Potem wystarczy już wysłać patrol po delikwenta i sprawa zamknięta.Może w takim razie po prostu ignorujmy potrzeby podkomendnych i każmy im tyrać w nieskończoność? Też nie bardzo, bo przytrafiają im się różne sytuacje. O ile można śmiało odmówić komuś wolnego, bo w sklepie z ciuchami jest wyprzedaż, to zabronienie pojechania do szpitala, w którym leży potrącona przez samochód matka policjanta, jest już nieludzkie. Prawda jest taka, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby postąpić jak zimny drań, ale jeśli przesadzimy, to prędzej czy później ktoś złoży na nas skargę, a to będzie sporo kosztować.Bo choć w This Is the Police chodzi o zbieranie kasy, będziemy też musieli ją wydawać. Twórcy co prawda oszczędzili nam zarządzania policyjnym budżetem, ale czasem jesteśmy zmuszeni zabulić z własnej kieszeni. Jeśli komisja dyscyplinarna, albo nawet prokurator, uzna, że jesteśmy winni zarzucanego nam czynu (a zwykle uznaje), nie tylko obetnie nam pensję, ale zabierze też część zgromadzonych oszczędności. Raz straciłem tak ponad 200 tysięcy dolców i 90% wynagrodzenia.Straty finansowe możemy co prawda minimalizować, uciekając się do zastraszania świadków, przekupywania związków zawodowych, by te nie protestowały w związku z niesłusznym zwolnieniem pracownika i stosując inne, nie do końca legalne sposoby. Ale to też kosztuje. Po śmierci policjanta spada morale na całym posterunku, ale zaradzi temu biskup, który za jedyne 12 tysięcy dolarów osobiście odprawi nabożeństwo i podbuduje ducha załogi.Skoro przy nielegalnych metodach jesteśmy, pora pomyśleć trochę o sobie i jakoś uzbierać te pół bańki zielonych. Przyznam szczerze, że po pierwszych dwóch godzinach gry poważnie zacząłem się zastanawiać, czy cel ten w ogóle można zrealizować. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to takie trudne.Możliwości mamy naprawdę sporo. Na przykład współpraca z mafią, która prześle nam pewną sumę w zamian za przymknięcie oka na jakieś przestępstwo, porzucenie śledztwa czy użyczenie kilku policjantów. Do tego dochodzą też specjalne zlecenia od różnych osobistości Freeburga. Właściciel magazynu z przyjemnością zapłaci 10 tysięcy dolarów za to, że nasi ludzie pojadą zrobić porządek ze strajkującymi pracownikami. Można też zebrane dowody zbrodni przekazać nie do policyjnej piwnicy, a na czarny rynek, warto tylko pamiętać, żeby od czasu do czasu podzielić się z resztą policjantów, bo inaczej postępowanie murowane…Nic nie stoi też na przeszkodzie, by wzbogacić się zupełnie legalnie. Na wypłatę nie ma co liczyć, ale można dostać całkiem niezłe premie. Rozbicie gangu to kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkaset tysięcy dolarów. Ujęcie grasującego po mieście seryjnego mordercy to też konkretna kasa, choć tutaj trzeba uważać, bo mi się nie udało. Efektem tego była nałożona na mnie bolesna kara finansowa i zwolnienie połowy policjantów.Właśnie to jest w This Is the Police najpiękniejsze. Konieczność wytyczenia granicy, której jednak się nie przekroczy. I to nie Jackowi Boydowi, tylko sobie. Prosty przykład: mafia chce, bym wysłał praktycznie wszystkich swoich funkcjonariuszy do osłaniania transportu narkotyków. W tym samym czasie grupa napastników urządza strzelaninę w lokalnej podstawówce, co też wymaga odpowiednio silnej ekipy. No i co teraz? Wiem, że w pierwszym przypadku zarobię naprawdę duże pieniądze, ale kosztem życia małych dzieci. Jednak wybieram strzelaninę, odbiję sobie innym razem. A mafia niech się pieprzy, jak zaczną podskakiwać, ja zacznę utrudniać im życie.Dosłownie i w przenośni, bo This Is the Police to przede wszystkim historia Jacka Boyda, człowieka oddanego swojej pracy, ale też wcale nie tak krystalicznie czystego, jak można by zakładać. To przede wszystkim twardo stąpający po ziemi cynik, który chętnie wyśle patrol by pomóc staruszce przejść na pasach, a po chwili każe tym samym policjantom skatować kogoś w sali przesłuchań.
Boyd to też postać bardzo smutna, zmagająca się z problemami w małżeństwie, które bezskutecznie stara się ratować, a jednocześnie próbująca walczyć z nałogiem i nawarstwiającymi się problemami. I choć opowiadana właśnie w formie komiksu fabuła jest dość sztampowa, to ma w sobie coś takiego, co powoduje, że ciężko się oderwać.Pokuszę się o stwierdzenie, że całe to zarządzanie pracą policjantów i reagowanie na zgłoszenia jest tylko otoczką. Czymś drugoplanowym. Szczerze powiedziawszy, akurat ten element dość szybko się nudzi i spędzając z grą kolejne godziny, z niecierpliwością czekałem, aż uchylony zostanie kolejny rąbek tajemnicy.Pójdę nawet krok dalej i napiszę, że całą tę część można by spokojnie wyciąć i zrobić z This Is the Police pełnoprawną przygodówkę z prowadzeniem śledztw, podejmowaniem decyzji i lawirowaniem między działaniami moralnymi, a takimi przyprawiającymi o koszmary w nocy. W takim przypadku gra spokojnie dostałaby ode mnie jeden punkt więcej.Niezależnie od tego, tytuł Weappy Studios gorąco polecam. Nie tylko z powodu świetnej fabuły, muzyki rodem ze starych filmów policyjnych, pasującej, minimalistycznej grafiki, czy Johna St. Johna - tak, Duke'a Nukema - wcielającego się w rolę komisarza Boyda. Poza tym wszystkim zapewnia ona naprawdę wiele godzin rozrywki, a dzięki licznym wyborom mamy możliwość wielokrotnego wracania do niej i poznawania historii z nieco innej perspektywy.