Specjał kuchni - Guns, Gore and Cannoli

Specjał kuchni - Guns, Gore and Cannoli

Specjał kuchni - Guns, Gore and Cannoli
Freszu
06.09.2016 17:35, aktualizacja: 06.09.2016 17:55

Jeśli miałbym kilka dni temu wyobrazić sobie nowego Dooma w 2D, oprócz projektów lokacji, najwięcej czasu zajęłoby mi zastanawianie się nad mechaniką strzelania i czuciem spluw. Jeśli miałbym to zrobić teraz, zerżnąłbym z Guns, Gore and Cannoli. To chyba najlepsza rekomendacja jaką mogę wystawić całkiem nowemu dziełu Crazy Monkey Studios, a Belgowie mają do zaoferowania więcej. I mniej.

"Mmm, that's some good cannoli!"

Vinnie Cannoli, gangster z czasów amerykańskiej prohibicji, został wysłany do Thugtown, by odnaleźć współpracownika szefa mafii, oczywiście na zlecenie przełożonego. W Mieście Bandytów, oprócz bandytów, zagrożeniem jest epidemia zombie (komu się przejadły nieumarlaki ręka do góry!), która wybuchła tuż po Dniu św. Patryka i... a co wam będę opowiadał. Nie jest to oryginalny scenariusz, historia opiera się w głównej mierze na podśmiechujkach, nawiązaniach do "Ojca Chrzestnego" oraz zabawnych, funky, klawych tekstach głównego bohatera. Najważniejsze jest, że Vinnie ma ołów. Tony ołowiu.

Obraz

"I sell lead by kilo these days! Oh. Next client."

Na stanie jest 9 broni plus koktajle Mołotowa i odłamkowe. Od zwykłego gnata, przez m.in. dwururkę (ale ona ma kopa!), Thompsona, Gatling Guna po nawet broń Tesli. Wszystkie wdrożone do gry bezbłędnie. Na czymś trzeba je przetestować, co? Na tym polu jest stabilnie, Vinnie zmierzy się z trzema rodzajami avversari: zombie, szybsze zombie i silniejsze zombie. Nie no żartuję. Oprócz tej jednej, najbardziej rozbudowanej frakcji, możemy wpakować kulki w kilka gangsterskich lub wojskowych głów (niżej, w ich rękach spoczywają bronie tego samego pokroju, którego używa główny bohater) oraz w zmutowane szczury. Spokojnie, są zmutowane, obrońcy praw zwierząt nie mają tu nic do roboty. Lokacje już są zrealizowane tylko poprawnie, chociaż przebłyski złośliwości mogą dać w kość. Nie będziecie ginąć co kilka sekund, a sprawdzając każdą szczelinę nie zostaniecie wydani na pewną śmierć, bo też gra dzieli się na 4 poziomy trudności, każdy z nich został dobrze przemyślany. Co więcej, ostatniego bossa da się pokonać, przy pechowym rozpoczęciu sekwencji z podstawowym pistoletem i dwururką. W moich rękach Vinnie zaliczył ok. 40 zgonów w ciągu 4-5 godzin gry. GG&C jest krótkie, bo wychodzi to grze na dobre. Capiche?

"Steve? I thought you are dead! I mean, you should be."

Mało tego, całą grę można przejść razem z maks. trzema kumplami lokalnie. Jeśli komuś pretekst do biegania w prawo tylko przeszkadzał, przygotowano tryb rywalizacji z siedmioma arenami i opcjami modyfikacji rozgrywki, jak rodzaj broni na arenie czy limit czasu.

Obraz

Ręczna rysowana, komiksowa grafika przywodzi mi na myśl połączenie Leisure Suit Larry z porządną, ale jednak mobilną gierką z App Store'a (o ironio, twórcy wcześniej wydali tylko taką). Szczegółowe lokacje potrafią przyprawić o opad szczęki albo szeroki wyszczerz, z drugiej strony czuć brak budżetu. Klasyczne włosko-brzmiące rzępolenie wpasowuje się w klimat i stoi na wysokim poziomie.

Jeżeli ktoś jest zmęczony rozdmuchanymi do granic produkcjami AAA i indie wannabe wysoko budżetowcami to zaręczam, że nawet jeśli cannoli wam nie posmakuje, to zawsze możecie je szybko wypluć.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)