Rhythm Thief & the Emperor's Treasure - recenzja

Rhythm Thief & the Emperor's Treasure - recenzja

Rhythm Thief & the Emperor's Treasure - recenzja
marcindmjqtx
10.08.2012 14:15, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Czasem pojawiają się na rynku takie gry, które w żaden sposób nie przypominają dzisiejszych produkcji. Nie podążają za modą, nie przelewają się w nich hektolitry krwi i flaków. Dawno nie graliście w coś takiego jak "Rhythm Thief & The Emperor's Treasure" - zgrabne połączenie przygotówki z grą rytmiczną, w starym, dobrym stylu.

Ocena 3/5 - Można Klasyczna przygodówka, urozmaicona rytmicznymi minigrami. Tak dla odmiany.

Bohater „Rhythm Thief” to złodziej, Phantom R, który tak naprawdę jest zwykłym dzieciakiem, półsierotą, a jego ojciec zniknął trzy lata wcześniej. Niepozorny młodzieniec zmienia się w charyzmatycznego złodzieja dopiero po przywdzianiu stylowego kapelusza i garnituru. Rzecz dzieje się w Paryżu, gdzie Phantom R postanawia ukraść z muzeum tajemniczą bransoletę. Podczas ucieczki przed policją napotyka... Napoleona i jego armię. Od tego momentu fabuła staje się coraz bardziej zakręcona i jeśli nigdy nie oglądaliście żadnego anime, możecie poczuć się trochę dziwnie. To taka typowo japońska przygoda, która czasem wydaje się bezsensowna, ale koniec końców potrafi wciągnąć. Opowieść wydaje się jednak tylko tłem do tego, co w „Rhythm Thief” smakuje najlepiej.

Czujesz rytm, synku? Tytuł „Rhythm Thief” pozwala sądzić, że produkcja stawia przede wszystkim na zabawy z rytmem. I jest właśnie tak. Tyle tylko, że nie chodzi o grę muzyczną w standardowym tego słowa zrozumieniu, ale o masę pomysłów, w których zarówno rytm, muzyka, jak i pojedyncze dźwięki grają główne skrzypce. Najłatwiej opisać to na przykładach, choć pomysłów na zabawę jest tak wiele, że trudno spamiętać wszystkie. Podczas napadu na muzeum będziemy więc ukrywać się za przedmiotami, stukając  rytmicznie stylusem w odpowiednie pola na dolnym ekranie. Dzięki temu w zgrabny sposób oszukamy niczego nie spodziewającego się strażnika i dojdziemy do bezpiecznego miejsca. Nie znajdziemy tu również klasycznej walki, choć Phantom R potrafi przyłożyć pięścią -  wciskając w odpowiednim momencie poszczególne przyciski wymierzymy ciosy, które pozwolą rozprawić się bohaterowi z grupami nacierających przeciwników.  Chcecie bardziej muzyczne motywy? Proszę bardzo - zagramy na skrzypcach, przesuwając rysik po dotykowym ekranie konsoli w lewo i w prawo, niczym smyczek po strunach. Odegrana w ten sposób melodia utoruje nam drogę do dalszej części opowieści.

W „Rhythm Thief” znajdziemy również proste, ale ciekawie wykonane łamigłówki. I znów w ruch pójdzie słuch, jak na przykład przy szukaniu dźwięku, który tonacją nie pasuje do kilkunastu pozostałych. Są także dźwiękowe sekwencje do zapamiętania i późniejszego odtworzenia.  Minigry zgrabnie wkomponowano w opowieść i czuć, że zostały zaprojektowane nie tylko po to, by dawać frajdę. Stanowią nieodłączny jej element i nie wydają się oderwane od wątku fabularnego. Brawo.

Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda I choć największą frajdę dają minigry, to podstawowym sposobem na budowanie opowieści są sekwencje przygodowe, których jest tu najwięcej. To takie pomieszanie biegania po mapie,  odwiedzania kolejnych miejscówek, wykonywania prostych zadań i rozmawiania z napotkanymi postaciami.

Na górnym ekranie konsoli co jakiś czas będzie się pojawiała mapa, po której będziemy poruszać naszym bohaterem - niestety nie ma tu ani grama eksploracji, ścieżki zostały z góry wytyczone, a duży fioletowy wykrzyknik informuje nas wyraźnie, gdzie powinniśmy się w danej chwili udać. Każda z miejscówek to obrazek, po którym możemy stukać rysikiem. Odnajdujemy na nim ukryte paczki z monetami (które można potem wymienić na dodatkową muzyczną zawartość), zaczepiamy postacie, z którymi warto porozmawiać, albo przemieszczamy się pomiędzy pomieszczeniami. „Rhythm Thief” prowadzi nas w tu za rękę i nie ma możliwości, żeby gdzieś się zgubić - burzy to trochę ideę klasycznej przygotówki, ale z drugiej strony nie stracimy zapału do uczestnictwa w opowieści. Fajnym pomysłem jest możliwość nagrywania niektórych dźwięków do specjalnej biblioteki odgłosów - możecie to robić z własnej inicjatywy, kompletując bazę dźwięków lub używać jedynie w zadaniach fabularnych, ale wtedy zostaniecie ponownie poprowadzeni za rękę (znajdź obiekt, nagraj go, odtwórz w konkretnym miejscu).

Opowieść może się wydawać infantylna, ale to japońska historyjka, która rządzi się własnymi prawami. Szukacie sensu i klasycznego podejścia? Tu ich nie znajdziecie. Nie są to może wykręcone pomysły znane z jRPG, ale Napoleon we współczesnym Paryżu brzmi wystarczająco niepoważnie jak na dzisiejsze standardy. O ile sama opowieść jest w porządku, o tyle spora część dialogów irytuje. No bo wyobraźcie sobie taką sytuację - największym przyjacielem Phantoma R jest jego wierny, sympatyczny pies. W porządku, ale czy naprawdę bohater musi z nim ciągle rozmawiać? Ja rozumiem, że to pomysł na zwerbalizowanie myśli, ale czworonóg odpowiadający ciągle szczekaniem staje się po kilkunastu minutach denerwujący. Niewiele lepiej jest niestety z rozmowami z napotkanymi tu i ówdzie postaciami. Nawet jeśli wnoszą coś do fabuły, to niejednokrotnie miałem ich już dość i czekałem, aż się skończą - na szczęście nie ma tu kilkuminutowych wywodów znanych z jRPG. Tego bym już nie zniósł.

Na kilka słów zasługują świetnie wykonane filmiki przerywnikowe. Bardzo lubię anime i tego typu kreskę. W tym miejscu możecie pobawić się suwakiem regulującym 3D i sprawdzić, czy animowana kreska z odrobiną głębi przypadnie Wam do gustu.

Załóżcie słuchawki Bo w nich najlepiej wyczujecie muzykę, która w „Rhythm Thief” ma kluczowe znaczenie. Podczas minigier niejednokrotnie ważniejsze jest wciskanie (lub smyranie ekranu) na podstawie rytmu niż pojawiających się podpowiedzi. I tu niestety muszę zwrócić uwagę na oprawę muzyczną, która jest po prostu przeciętna. Utwory zwyczajnie wpadają jednym uchem, a wypadają drugim. Nie ma tu nic, co rzuciłoby na kolana albo chociaż zostało w pamięci na kolejne miesiące. Trochę szkoda. Podobnie z oprawą wizualną. Bardzo fajnie wyglądają zarówno minigry, jak i filmowe przerywniki przypominające anime. Nie można tego niestety powiedzieć o mapie, którą będziecie widzieć praktycznie co chwilę. Zaryzykowałem jej oglądanie z włączonym 3D i nie polecam, to męczący oczy chaos. Nintendo powinno trochę przystopować z tym całym trójwymiarem i skupić się bardziej na innych atutach 3DS-a.

Werdykt Takich gier jak „Rhythm Thief & The Emperor's Treasure” już się nie robi i podczas pierwszych kilkudziesięciu minut cały czas myślałem, że trzymam w dłoniach DS-a, grając w tytuł sprzed kilku lat. Moc tej pozycji drzemie w świetnych, pomysłowych minigrach, które w różne ciekawe sposoby wykorzystują dolny ekran dotykowy konsoli. Tytułowy rytm sprawi, że noga będzie Wam co chwilę podskakiwać oraz że przymkniecie oko na odrobinę infantylne dialogi i specyficzną, japońską historyjkę. „Rhythm Thief & The Emperor's Treasure” potrafi wciągnąć i robi najlepszy jak dotychczas użytek z dotykowego ekranu 3DS-a. A to pozwala sądzić, że nie 3D jest najmocniejszym punktem konsoli. Jeśli macie dość odgrzewanych 3DS-owych kotletów i szukacie czegoś innego niż strzelanki, to pozycja dla Was.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Paweł Winiarski

Data premiery: 5 kwietnia 2012 Deweloper: SEGA Wydawca: SEGA Dystrybutor: Stadlbauer PEGI: 12

Grę do recenzji dostarczył dystrybutor.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)