Resistance 3 - recenzja

Resistance 3 - recenzja

marcindmjqtx
09.09.2011 18:52, aktualizacja: 30.12.2015 13:29

Resistance nigdy mnie do siebie nie przekonał. Ot, prostacka strzelanka z nie najlepszą oprawą graficzną, która z racji tego, że jest jednym z nielicznych tytułów na wyłączność, urosła do rangi kultu - tak sobie o nim właśnie myślałem i wracałem do grania w tytuły dla prawdziwych mężczyzn. Aż uruchomiłem część trzecią i nagle odkryłem, że opanowany przez Chimery świat to bardzo fajne miejsce do spędzania czasu.

Ostatnia szansa ludzkości Akcja gry toczy się cztery lata po wydarzeniach z „dwójki”. [spoiler alert!] Nathan Hale ginie z rąk swojego towarzysza, Josepha Capelliego, ale z jego krwi udaje się stworzyć szczepionkę powstrzymującą wirusa Chimer. Odpada jedno zagrożenie, teraz trzeba się tylko pozbyć armii obcych, która opanowała już cały świat. Niedobitki ludzkości gromadzą się w niewielkich komunach, które za wszelką cenę starają się przeżyć. Joseph Capelli, który porzucił pełne wrażeń życie superżołnierza, wraz z żoną i kilkuletnim synkiem schronił się w miasteczku Haven. Życie nie jest łatwe, a patrole Chimer stanowią nieustanne zagrożenie, ale przynajmniej to jakaś stabilizacja. Niestety, obcy wprowadzają w życie nowy plan - zamierzają przekształcić Ziemię tak, by stała się odpowiednim dla nich miejscem do życia. Oczywiście oznacza to całkowitą eksterminację pozostałych przy życiu ludzi.

Joseph, zmuszony okolicznościami, wyrusza w długą podróż do Nowego Jorku, gdzie znajduje się centralna budowla Chimer. Resistance 3 to więc taki FPS drogi - wraz z Capellim odwiedzamy kolejne miasta, w których spotykamy komórki ruchu oporu, na różne sposoby radzące sobie z okupacją. Autorzy dwoją się i troją, by podróż była dla nas jak najprzyjemniejsza i jak najbardziej urozmaicona, dlatego co chwila wpadamy z deszczu pod rynnę - na jednym poziomie przedzieramy się przez ciasne uliczki prowincjonalnego miasteczka, by w kilka chwil później, z pokładu małego stateczku, oglądać zalane tereny wkoło Missisipi.

Insomniac w końcu nauczył się dobrze ustalać tempo rozgrywki i dobił do standardu ustalonego przez konkurencję - Resistance 3 to taka klasyczna przejażdżka kolejką górską, w trakcie której emocja goni emocję, a gracz co chwila ogląda widowiskowe sceny rozgrywające się na jego oczach. Raz jest to atak podziemnego stwora demolującego opuszczoną kopalnię, a kiedy indziej pochód goliatów - olbrzymich robotów, które niszczą wszystko, co znajdą na swej drodze.

Co ciekawe, mimo że gra nie skupia się specjalnie na opowiadaniu historii, to jednak cała fabuła trzyma się kupy i dobrze się ją śledzi. Wydarzenia wynikają z siebie, nie ma tu dziur, a bohaterowie są wyraziści i łatwo rozpoznawalni. Do tego dochodzi świetnie wykreowany świat - widać, że autorzy  świetnie się czują w tych realiach, mają na nie pomysł i wiedzą, jak go przedstawić. Klimat Ziemi pod totalną okupacją jest po prostu genialny i wszyscy fani  postapokaliptycznych realiów powinni być bardzo zadowoleni. Ja w każdym razie z radością (a przynajmniej satysfakcją) oglądałem zniszczone miasta, nawiedzane przez dzikie Chimery i nieustannie patrolowane przez obce wojska.

Starzy znajomi w akcji W swojej konstrukcji nowy Resistance to gra bardzo w starym stylu - tak jak w FPS-ach z dawnych lat, najważniejszy jest tu arsenał, który stanowi główną siłę pociągową rozgrywki. Pod tym względem seria zawsze się wyróżniała, a część trzecia to dla miłośników strzelania z futurystycznych karabinów istny raj.

Oczywiście powracają wszystkie ikony - marksman, M5A2, auger czy bullseye. Ich działanie raczej się nie zmieniło, zgodnie z zasadą, że nie naprawia się czegoś, co nie było zepsute. Bullseye nadal więc namierza automatycznie cele po ich wcześniejszym oznaczeniu, auger przebija się przez ściany, a M5A2... no cóż, w moim odczuciu  ten karabin jest akurat beznadziejny, ale wynika to też z tego, że w chwili, gdy go dostajemy, mamy już znacznie ulepszone pozostałe bronie.

W Resistance 3 mamy bowiem rozwój, aczkolwiek nie postaci, a właśnie arsenału. Im częściej używamy jakiegoś karabinu, tym staje się on lepszy. Pociski z bullseye'a zaczynają wybuchać, a broń może namierzać kilka celów naraz, shotgun rossmore zaczyna podpalać trafionych przeciwników, a na marksmanie pojawia luneta. Taka mechanika sprawia, że gracze mają znacznie więcej radości z używania swojej ulubionej pukawki, a, nie oszukujmy się - w każdym FPS-ie zawsze mamy jakichś ulubieńców, z których strzelamy częściej niż z innych.

Oczywiście w Josephowej zbrojowni pojawią się też giwery, których wcześniej nie było. Na przykład atomizer, który zamienia przeciwników w rozpalone obłoczki pary, albo tworzy studnię grawitacyjną, zasysającą do swojego wnętrza wszystkich nieszczęśników znajdujących się w zasięgu. Jest też bardzo wydajny karabin azotowy, który zamraża cele, a potem rozkrusza je sprężonym powietrzem. Broń jest świetnie zaprojektowana, a zestaw urozmaicony. Do tego wszystkie pukawki mają to, co w FPS-ach jest szczególnie ważne - właściwego kopa. Z nich się po prostu fajnie strzela.

Chimery, które nigdy nie grzeszyły szczególną inteligencją, przypominając pod tym względem przeciwników z Serious Sama, tym razem troszkę zmądrzały. Hybrydy starają się nas okrążać i chować za przeszkodami. Gdy widzą, że są osłabione, próbują się wycofywać. Niektóre z rodzajów umieją się teraz wspinać, przez co znacznie trudniej jest wykorzystywać teren, bunkrując się na jakimś balkoniku czy dachu, z nadzieją, że nikt nas nie dorwie.

Pocztówki z końca świata Dużo dobrego można też powiedzieć o oprawie Tu także Insomniac odrobił pracę domową i stworzył grę, która, choć nie jest pozbawiona błędów, robi bardzo dobre wrażenie. Mnie szczególnie spodobało się otoczenie - zniszczony przez wojnę świat jest sugestywny, pełen detali i bardzo zróżnicowany. Są miasta i miasteczka, znalazł się tradycyjny poziom w kanałach (jak mogłoby go zabraknąć?), mamy też olbrzymią kopalnię i otwarte tereny ją otaczające. Wszystko szczegółowe i dopracowane, a do tego pokazane przy wykorzystaniu charakterystycznych resistance'owych filtrów podkreślających epokę, w której toczy się akcja gry (lata 50.).

Dobrze wypadają także efekty specjalne, które niemal nie ustępują tym z Killzone'a. A jak wiadomo, w Killzone'ie efekty prezentowały się wyśmienicie. Resistance 3 wygrywa zresztą z dziełem Guerrilla Games dyrekcją artystyczną - Ziemia pod panowaniem Chimer to znacznie ciekawsze wizualnie miejsce niż pokryty blachą falistą Helghan.

Niestety, z jakością wizualną nie idzie w parze jakość dźwiękowa, skutecznie psuta przez polską wersję. Sony, które wręcz rozpuściło nas sowimi lokalizacjami (wystarczy wpomnieć Uncharted 2), tym razem nie przyłożyło się do pracy. W efekcie dostaliśmy jeden ze słabszych dubbingów, jakie ostatnio słyszałem. Źle dobrano aktorów do poszczególnych postaci (nie ma to jak 40-latek mówiący głosem 20-latka), słabo też zagrali swoje role. Uszy bolą i zęby zgrzytają, a co najgorsze wersji angielskiej nie da się włączyć, bo (znów zaskoczenie) w grze nie ma takiej opcji. W niemal wszystkich ostatnio wydanych grach była, a tu się niestety nie udało.

Szczęśliwie polska wersja nie przeszkadza w strzelaniu, czyli w tym, w czym Resistance 3 sprawdza się doskonale. Tryb dla pojedynczego gracza to dwa wieczory doskonałej jazdy, a potem zawsze zostaje multi.

Trybów jest sporo, bo oprócz klasycznego deathmatchu i drużynowego deathmatchu można też grać w przejmowanie flagi czy popularne ostatnio tryby polegające na wykonywaniu zadań. Mamy też tryb, w którym, niczym w Battlefieldzie, trzeba przejmować kolejne punkty kontrolne, a potem zażarcie ich bronić przed kontrą przeciwnika. Nie zabrakło też elementu, bez którego współcześni gracze nie wyobrażają sobie chyba strzelaniny - grając, zarabiamy punkty doświadczenia i awansujemy na kolejne poziomy. W ten sposób odblokowujemy dostęp do kolejnych, coraz potężniejszych karabinów, oraz do umiejętności specjalnych, takich jak klon biegający koło gracza, czy czasowa niewidzialność. Z kronikarskiego obowiązku warto jeszcze wspomnieć o tym, że jest tryb współpracy zarówno lokalny (na podzielonym ekranie), jak i sieciowy.

Move?

Pewnym zaskoczeniem jest to, jak się w Resistance 3 gra na Move i na Sharpshoo... przepraszam - na Strzelcu Wyborowym. Wszystko jest dobrze do chwili, gdy nie włączymy trybu dokładnego celowania. Krzyżyk zasuwa sobie po ekranie, broń fajnie się rusza, śledząc jego ruchy, ale gdy tylko przykleimy oko do przyrządów celowniczych, celownik prawie przestaje reagować. Aby dogonić uciekający cel, trzeba wykonywać szerokie ruchy move'em, a i tak efekty są mizerne. Efekt był taki, że włączyłem, sprawdziłem i z dużym żalem wyłączyłem, wracając do normalnego pada, na którym, nawiasem mówiąc, gra się bardzo wygodnie.

WERDYKT Ta gra miło mnie zaskoczyła. W trybie dla jednego gracza ma klimat i widowiskowe sceny, a w rozgrywkach wieloosobowych wszystkie elementy potrzebne do zajmowania graczy przez długie zimowe wieczory. Oczywiście wiadomo, że kiedy wyjdzie MW3 i BF3, w R3 będą grali jedynie najwięksi fani, ale w tym momencie jest to zdecydowanie jeden z najlepszych FPS-ów na konsolowym rynku i gra, którą z pewnością warto polecić nie tylko miłośnikom zarzynania Chimer. Viva la Resistance!

Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów.)

Data premiery: 09.09.2011 Deweloper: Insomniac Wydawca: SCE Dystrybutor: SCEP PEGI: 18 Grę do recenzji dostarczyła firma Sony Computer Entertainment Polska

Tadeusz Zieliński

Resistance 3 (PS3)

  • Gatunek: strzelanina
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)