Red Orchestra 2 - recenzja

Red Orchestra 2 - recenzja

Red Orchestra 2 - recenzja
marcindmjqtx
19.09.2011 19:28, aktualizacja: 30.12.2015 13:29

Hitlerowskie wojska ścierają się z bolszewickimi obrońcami Stalingradu. Czy warto pojechać na front i stanąć do krwawej walki o każdą ulicę, każdy budynek, każde piętro, każdą piędź ziemi tego zrujnowanego miasta?

II wojna światowa już od dłuższego czasu jest passe w światku gier. Także praktyka wydawania tytułów tylko na PC i próby realistycznego ujęcia tematu nie cieszą się wielką popularnością. Tripwire, wydając Red Orchestrę 2, zdaje się działać na przekór tym wszystkim trendom. Czy słusznie? Zobaczymy, ale najpierw obejrzyjcie ten materiał przygotowany przez wydział propagandy wspomnianego studia:

Jak w każdym materiale propagandowym, także i w tym uniknięto pokazania słabych stron reklamowanego dzieła. No ale najważniejsze jest to, że macie teraz ogólny pogląd na to, czym jest Red Orchestra 2.

W Stalingradzie nie walczono jednoosobowo Już na samym początku mogę napisać, że nie mają tu czego szukać osoby, które w Red Orchestrze 2 liczą na fajną kampanię jednoosobową. Tutaj jej nie znajdą. To typowa strzelanka sieciowa, która kampanię spycha na margines. Co prawda jest lepiej niż w Battlefieldzie 1942 czy 2, gdzie tryb jednoosobowy praktycznie nie istniał, ale tylko niewiele lepiej.

Mamy dwie kampanie, niemiecką i sowiecką, które są serią walk z botami. I to niezmiernie głupimi. Jak jednak pisałem wcześniej, sprawy mają się trochę lepiej niż w wymienionych strzelankach DICE. To zasługa klimatycznych filmików, które opowiadają o walce w Stalingradzie lub zawierają świadectwa tych starć (fragmenty listów lub pamiętników czytane przez lektora). Także każdy nowicjusz powinien zacisnąć zęby i przejść chociażby kampanie niemiecką - dobre samouczki oraz przynajmniej częściowa znajomość map okażą się wielką pomocą w trybie sieciowym.

Bo jak pisałem, to tryb sieciowy jest kluczowy w tej grze. Jeśli ktoś nie zamierza brać udziału w starciach z innymi graczami, to naprawdę powinien sobie darować Red Orchestrę 2. Jeśli zaś ktoś jest entuzjastą właśnie rozgrywek wieloosobowych, to spieszę poinformować, że w tytule Tripwire natknie się na jego drużynową wariację. Tak, pomijając specyfikę rozgrywki, to tutaj samotne rajdy nie będą mile widziane. Tu nie fragi są najważniejsze, ale drużyna i jej zwycięstwo.

Sprzyjają temu tryby gry, które przypominają różne wersje Gorączki i Podbojów z Battlefielda. Są też w grze drużyny, które mają ułatwić życie graczom, oraz dowódcy, którzy mogą wezwać dodatkowe wsparcie w postaci zwiadu lub artylerii. Wszystko w imię pełniejszej współpracy na rzecz zwycięstwa. A to, że ta współpraca na zwykłych serwerach wygląda różnie i nieraz trafią się tacy, którzy klasę dowódcy traktują jak kolejnego wojaka z pepeszą, to już inna historia.

Wojując lufą karabinu i czołgu

Rozgrywkę w Red Orchestrze 2 można podzielić na dwie części - jedną z piechotą i drugą z czołgami. Jeśli chodzi o  tę pierwszą pierwszą, to pozornie dzieło Tripwire niczym się nie wyróżnia. Szybko się jednak okaże, że pozory mylą. Pełno jest bowiem urealniających grę szczegółów, które zmieniają rozgrywkę. Dla przykładu, nie mamy licznika nabojów - możemy jedynie sprawdzić wagę magazynka i ocenić, czy jest np. w połowie pełny. Musimy także uważać podczas strzelania. Bronie mają spory rozrzut i bez dokładnego celowania jest mało prawdopodobne żebyśmy kogoś trafili. Dbałość o różne szczegóły robi wrażenie i nadaje głębi całej mechanice walki.

Do tych wszystkich niuansów związanych z bronią dochodzą jeszcze inne, związane z samą rozgrywką, takie jak możliwość krycia się za osłonami czy system ran, który sprawia, że większość trafień kończy się natychmiastową śmiercią, a pozostałe bandażem - inaczej się wykrwawimy. W efekcie walka niezbyt przypomina bardziej popularne strzelanki. Ta gra szybko zniechęca do śmiałych szturmów na umocnione pozycje przeciwnika. Wynik takich prób nie jest bowiem pokrzepiający. Zamiast tego lepsze wyniki osiągają ci, którzy ostrożnie przemieszczają po mapie i albo czyhają na wrogów, albo starają się ich zaskoczyć. I choć na początku przestawienie się na ten styl gry trochę zajmuje i frustruje, to jak już zorientujemy się co i jak, to zaczniemy doceniać specyfikę tego tytułu - nakłanianie gracza, by ruszył głową, zamiast pędzić z pepeszą na wroga.

Czołgi to drugi ważny element gry. Choć na walkach pancernych spędza się znacznie mniej czasu niż na walkach piechoty, to nie jest ona mniej emocjonująca. Nie, ona robi wrażenie już na samym początku, kiedy zasiądziemy za sterami pojazdu. I to dosłownie zasiądziemy. Twórcy postarali się bowiem o dokładne odwzorowanie czołgów Panzer IV i T-34, dzięki czemu możemy sterować nimi z ich wnętrza. Ma to swoje plusy, bo możemy rozejrzeć się po pojazdach i zobaczyć na przykład, że o ile Panzer IV jest całkiem przestronny i fajny, o tyle T-34 jest ciasny i mało komfortowy. Minusy, przynajmniej pozornie, także jednak są. Skoro bowiem sterujemy z wewnątrz, to i świat widzimy z wewnątrz.

A łatwo się domyślić, że zamknięcie w stalowej puszcze nie sprzyja obserwacjom świata zewnętrznego. Możemy korzystać ze sposobów, którymi posługiwały się historyczne załogi - włazów, szyb pancernych, optyki celowników. Nie jest to jednak łatwe i sprawne obserwowanie pola bitwy to pierwszy z ważnych elementów walki pancernej. Drugi to znajomość czołgów. W Red Orchestrze 2 nie ma bowiem pasków życia pojazdów i liczy się przede wszystkim to, w którą część wrogiego pojazdu trafimy - najlepiej w skład amunicji. Nie jest to łatwe, ale satysfakcja z fajerwerków gwarantowana. Tak jak i w ogóle z walki pancernej - jest ona całkiem trudna i wymaga sporego skupienia, ale, jak przy walce piechoty, ta złożoność jest orzeźwiająca.

Oprawa Stalingradu

Bitwa o Stalingrad wielokrotnie pojawiała się już w kulturze, szczególnie w filmie. Każdy zapewne ma skojarzenia powiązane z tą bitwą i co nieco o niej wie. Dlatego nietrudno wczuć się w Red Orchestrę 2. Na dobrą sprawę wystarczyłoby już samo tło, dobrze jednak, że twórcy dodali też coś od siebie. Już sama mechanika walki, która łączy powolne podchody z błyskawicznymi rozstrzygnięciami, świetnie wpisuje się w klimat starcia. W efekcie nieraz migną nam przed oczami znane obrazki z bitwy, jak choćby czołganie się pod ogniem karabinu maszynowego lub oczyszczanie budynku pokoju po pokoju.

A do tego dochodzi jeszcze masa innych zagrań. Muzyka, spokojna i mało pompatyczna, sprawia, że starciom w Red Orchestrze 2 brakuje wojskowej podniosłości - zamiast tego jest smutny obowiązek. Może niezbyt zagrzewa to do boju, ale znowu - to miła odmiana. Także brutalność oraz współczynnik przygwożdżenia, który w miarę ostrzału powoduje, że naszemu żołnierzowi może zabraknąć z wrażenia tchu, sprawiają, że walkom w Stalingradzie zawsze towarzyszy jakiś posępny klimat. Szkoda, że chwilami psują go polskie okrzyki, często nazbyt teatralne, ale całe szczęście można zainstalować angielską wersję językową.

Szkoda, że klimatycznej oprawie nie dorównuje strona techniczna. W tym grafika. Gra nie jest brzydka, ale też trudno mówić o zachwycie. Ogółem można ocenić, że tytuł wygląda poprawnie, ale nierówno. O ile bowiem tekstury czy szczegółowość poszczególnych modeli nie budzi zastrzeżeń, to już od mapy i szczegółowego rozstawienia elementów oraz nakładających się na to efektów graficznych, zależy, czy całość jest ładna, śliczna, czy też wręcz przeciwnie - brzydka i okropna. Mimo wszystko jednak zazwyczaj jest poprawnie.

Niestety, gra jest naszpikowana błędami i zapowiada się, że jeszcze przez parę ładnych tygodni jej twórcy będą ją łatali. Mnie samemu tytuł kilkakrotnie wysypał do pulpitu. Nie mogę też wychwalać optymalizacji - Red Orchestra 2 chodzi bardzo przeciętnie, szczególnie że nie nadrabia tego wyglądem. Sporo błędów jest na bieżąco naprawianych, ale trudno powiedzieć, kiedy tytuł będzie w pełni grywalny.

Werdykt

Spodobała mi się Red Orchestra 2, i to bardzo. Przez lata grałem w dynamiczne strzelanki osadzone we współczesności i już powoli zaczynałem się nimi nudzić. Zagranie więc w produkcję mającą za tło II wojnę światową i starającą się realistycznie podejść do tematu podziałało na mnie orzeźwiająco. To nie jest łatwy tytuł i z pewnością wielu nowych graczy zacznie wątpić w sens zakupu przez kilka pierwszych dni, ale cierpliwość popłaca. Z czasem zaczyna się doceniać skomplikowanie tej produkcji.

Kwestia oceny jest jednak dla mnie trudna. Pierwotnie chciałem wystawić grze „czwórkę”, ale mnogość błędów sprawia, że trudno uznać, że tej grze brakuje czegoś więcej, niż tylko ostatecznych szlifów. Jej brakuje wielu szlifów. Dlatego tytuł dostaje 3/5, bo, zgodnie z opisem oceny, lepiej trochę poczekać z jego kupnem.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Data premiery: 13.09.2011 Deweloper: Tripwire Wydawca: 1C Dystrybutor: Cenega Poland PEGI: 18 Grę do recenzji dostarczyła firma Tripwire.

Paweł Płaza

Red Orchestra 2: Bohaterowie Stalingradu (PC)

  • Gatunek: strzelanina
  • Kategoria wiekowa: od 16 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)