Ratchet & Clank: Załoga Q [recenzja]

Ratchet & Clank: Załoga Q [recenzja]

Ratchet & Clank: Załoga Q [recenzja]
marcindmjqtx
03.12.2012 09:20, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

„Ratchet & Clank: Załoga Q” to sposób Insomniac Games na uczczenie dziesięciolecia serii. Tort byłby lepszy.

Ocena: 2/5: Dostaliśmy dziwną, nieprzemyślaną hybrydę, w której nie zagrała najważniejsza składowa.

Jeśli liczyliście, że po zeszłorocznym odejściu od kanonu w „4 za jednego” przyjdzie pora na powrót do korzeni, to hmm, nie wiem, co poczujecie. Fundamentami przygód Lombaksa i blaszaka są strzelanie, skakanie po platformach i eksploracja. I rzeczywiście, to wszystko powraca w załodze Q. Tyle że jako tło.

Stając na głowie Bo nowy Ratchet & Clank jest przede wszystkim grą typu tower defense. A przynajmniej miała nią być.

Ratchet & Clank: Załoga Q

Cała zabawa przebiega teraz wedle prostego schematu. Najłatwiej podzielić ją na dwa etapy: przygotowania i obrona. Lądujemy w naszej bazie na opanowanej przez wrogów planecie. Prowadzą do niej dwa wejścia, a w środku ukryte jest sześć generatorów. Na razie jest w miarę spokojnie, więc możemy zapuścić się w głąb poziomu, żeby nazbierać śrubek, znaleźć bronie (większość już kiedyś widzieliśmy) i załatwić zasilanie dla fortu. Za śrubki kupujemy umocnienia (wieżyczki, miny, bariery i ewentualne naprawy podniszczonego generatora), pukawki są teraz za darmo - wystarczy odszukać zasobniki, a energię odbija się siłą z opanowanych przez wrogów rozdzielni. Żeby nie było zbyt łatwo, co jakiś czas naszą bazę nękają ataki małych oddziałów, które trzeba odeprzeć. Gdy zrobimy wszystko, co trzeba, zaczyna się druga faza: frontalny atak (ciekawostka: w Stanach podtytuł gry to „Full Frontal Assault”). Teraz pozostaje tylko utrzymać pozycję i uratować co najmniej jeden generator.

Sam sobie śrubką, wieżyczką... I to by było na tyle. Ten jeden akapit opisuje wszystko, co jest do zrobienia w „Ratchet & Clank: Załoga Q”. Niewiele tego, a co gorsza - nawet to nie zostało dopracowane. Frajda z gier typu tower defense opiera się na satysfakcji ze sprytnie rozstawionych pułapek na napierających wrogów. Tutaj tego zabrakło. Z wieżyczek, barykad i min nie ma wielkiego pożytku. Te pierwsze prawie w ogóle nie zadają obrażeń i padają po paru strzałach, bariery zaś zatrzymują falę na jakieś 5 sekund. Min mogłoby nie być, nikt by nie zauważył. Za taką „pomoc” trzeba ponadto płacić jak za zboże. Nie muszę chyba dodawać, że śrubek nieustannie brakuje.

Obrona spoczywa zatem głównie na naszych barkach. Wejścia są dwa, a pytanie „więcej was matka nie miała?” pasuje do przeciwników idealnie, więc szybko robi się gorąco. Pół biedy, gdy gramy z kolegą w kooperacji. Wtedy da się podzielić obowiązki i jakoś zapanować nad rozjuszonym tłumem. Gdy zmagamy się w pojedynkę, panuje chaos, bieganie od bramy do bramy i walenie na oślep. Przekroczenie przyczółku jest tylko kwestią czasu. Raz wybitą dziurę trudno załatać i pozostaje czekać, aż zjawi się czołg lub inna potężna jednostka, po czym wczytać punkt kontrolny.

Gra bywa trudna, ale w najgorszy możliwy sposób. Szwankująca mechanika, zepsucie najważniejszego aspektu gry i zalewanie falami wrogów to nie sposób na rzucenie wyzwania graczom. To sposób na ich wkurzenie.

Gdy nie ma Lombaksa, myszy harcują Także eksploracja ma swoje problemy. Zapomnijcie o beztroskim zwiedzaniu. Gdy zbieramy śrubki i pukawki baza stoi otworem. Ataki są wówczas znacznie słabsze, ale nawet jeden zabłąkany Grungarianin może zrobić bałagan. Gdy do tego dojdzie, trzeba gnać przez cały poziom, żeby go powstrzymać. Zdarza się to zdecydowanie za często i zazwyczaj w momencie, gdy prawie oczyściliśmy gniazdo wroga. Mamy wtedy wybór: nie reagować i pożegnać się z paroma generatorami albo zareagować i pozwolić wrogom się przegrupować i odrodzić. Nie ma łatwo. Na szczęście mapy są malutkie, więc powrót nie zajmuje długo. A skoro już przy nich jesteśmy, to warto wspomnieć, że przemierzamy standardowe, oklepane środowiska, takie jak zielony las czy usiana stalowymi kładkami rafineria. Można je też policzyć na palcach jednej ręki, choć Insomniac nieudolnie starało się to utrudnić. Zaliczenie wszystkich to zadanie na około pięć godzin. Zależy od tego, jak sprawnie sobie poradzicie i ile razy zatniecie się przez oszukańczy poziom trudności. Do ukończonych poziomów można wracać, by wykręcić lepszy czas i wynik, ale wątpię, żeby ktoś miał na to ochotę.

ratchet & clank: załoga q

Całość łączy ze sobą słaby fabularny klej. Historia to kiepski pretekst do przeciągnięcia nas przez te parę planet i wrzucenie pomiędzy kilku nudnych scenek. Brakuje dobrego humoru i uroku, za który lata temu wielu pokochało Ratcheta i Clanka. Jest nijako.

Graficznie jest w zasadzie bez zmian względem poprzednich części. „Załoga Q” nie zmusza do odwracania głowy od ekranu, ale też nie każe tą głową kręcić w geście niedowierzania. Podobnie mają się sprawy z polonizacją. Jeżeli komuś podobał się duet Malajkat - Kryszak w poprzednich odsłonach, to wie, czego się spodziewać. Ja się do tego grona nie zaliczam. Zwłaszcza pan Malajkat nie pasuje do roli Ratcheta, ale można na to przymknąć oko. W obsadzie jest też nowy głos - Krzysztof Gonciarz. Dziennikarz/jutuber/pisarz wciela się w złego okularnika i jak na pierwsze kroki w dubbingowej karierze wypada przyzwoicie.

Co dwie głowy? Kooperacja, o której pobieżnie wspomniałem (nie ma sensu drążyć, robimy to samo, co w pojedynkę, tylko z kimś), to niejedyny wariant zabawy dla kilku osób. Powraca niewidziany w serii od czasów „Up Your Arsenal” na PSP tryb multi, rzucający graczy przeciwko sobie. I wiecie co? Jest fajniejszy niż główny wątek fabularny. Postawiono na kameralność, dostępne są warianty 1 vs 1 i 2 vs 2. Mecz dzieli się na trzy fazy: 1) zbieractwo i przejmowanie elektrowni, które zapewnią przypływ śrubek; 2) wydawanie śrubek na umocnienia swojej bazy i hordę, która najedzie przeciwnika; 3) atak i obrona. Myślenie i planowanie procentuje tutaj bardziej niż w zabawie z konsolą, gdzie systemy obronne są bezużyteczne i liczy się tylko siła ognia.

Ratchet & Clank: Załoga Q

Nie trzeba przejmować się też funduszami, gdyż to, ile śrubek do nas spłynie, zależy od liczby przejętych rozdzielni. Insomniac zapowiada, że będzie wspierał tryb dla wielu graczy przez DLC. Fakt, zabawa przez sieć sprawia przyjemność, ale nie wierzę, żeby powstała wokół niej zorganizowana społeczność czekająca na kolejne dodatki z wywieszonym językiem.

Na korzyść „Ratchet & Clank: Załoga Q” przemawia cena. Gra kosztuje mniej więcej połowę zwyczajowej ceny nowej produkcji. Kupując wersję na PS3, dostajemy też gratis edycję na PS Vita. Jej premiera została jednak przesunięta na styczeń przyszłego roku. Trzeba poczekać. Ciekawe, czy oznacza to, że skupione na „Fuse” Insomniac i Sony wiedzieli, że to produkt wybrakowany, niewart 200 złotych, czy to rodzaj prezentu z okazji dekady przygód duetu? I drugie - ważniejsze - pytanie: czy powinniśmy przymknąć oko na to, że to gra niekompletna tylko dlatego, że jest tańsza?

Nie.

Werdykt Nie ma nic złego w eksperymentach. O ile nie kończą się katastrofą. „Załoga Q” to już jedenasta gra w serii i druga z rzędu próba wprowadzenia powiewu świeżości. Tym razem Insomniac wskoczyło do wagonika popularnego ostatnio gatunku, próbując przy okazji jedną nogą zostać w przeszłości. W wyniku tego rozkroku dostaliśmy dziwną, nieprzemyślaną hybrydę, w której nie zagrała najważniejsza składowa. Na domiar złego gra sprawia wrażenie zrobionej na kolanie, w przerwach od pracy przy czymś innym. Jeśli tak wygląda pomysł ojców Ratcheta i Clanka na uczczenie ich dziesiątych urodzin, to może pora zrzec się prac rodzicielskich i pozwolić dzieciom wylecieć z gniazda?

Ocena: 2/5 - Ostatecznie (Ocenę 2 otrzymują gry słabe, ale niepozbawione dobrych momentów. Zdecydowanie tylko dla fanów gatunku, tylko, jeśli nie ma niczego innego do grania).

Piotr Bajda

  • Deweloper: Insomniac
  • Wydawca: Sony Computer Entertainment
  • Dystrybutor: Sony Computer Entertainment Polska
  • PEGI: 7

Egzemplarz do recenzji dostarczył dystrybutor

Ratchet and Clank: Załoga Q (PS3)

  • Gatunek: platformowa
  • Kategoria wiekowa: od 7 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)