Pierwsze wrażenia: 2010 FIFA World Cup South Africa

Pierwsze wrażenia: 2010 FIFA World Cup South Africa

Pierwsze wrażenia: 2010 FIFA World Cup South Africa
marcindmjqtx
02.04.2010 08:02, aktualizacja: 15.01.2016 15:48

Zwykle w stosunku do gier okolicznościowych mam mieszane uczucia. Z jednej strony trudno nie mieć skojarzeń z prostym skokiem na kasę. Z drugiej - nie tak dawna UEFA Euro 2008 była produkcją bardzo udaną, według mnie od niej rozpoczęło się ozdrowienie FIFY (zresztą taka na przykład FIFA World Cup 98 też była świetna - pamiętacie ją?).

PO NOWEMU, CZYLI PO STAREMU 2010 FIFA World Cup South Africa jest grą mniejszą niż FIFA 10. Przede wszystkim dlatego, że skoro jest dedykowana mundialowi, to pozwala grać wyłącznie reprezentacjami narodowymi - z oczywistych względów klubów nie uświadczymy. Trybów rozgrywki jest tutaj kilka, najważniejszym są oczywiście finały mistrzostw świata, które rozegrają się za nieco ponad 3 miesiące. 32 dostępne drużyny (Polski w tym trybie nie ma) są rozstawione dokładnie tak, jak w autentycznych grupach finałowych.

Jedynym sposobem na stworzenie innego układu grup - także z pozostałymi zespołami - jest skorzystanie z trybu, w którym przechodzimy przez całe mistrzostwa od początku eliminacji (a nawet od pierwszych meczów towarzyskich, jeśli sobie tego zażyczymy). Wówczas układ grup również okazuje się zgodny z historią, więc Polska występuje w towarzystwie Słowacji, Słowenii, Czech, Irlandii Północnej i San Marino. Podoba mi się to, że nie pominięto tutaj ani etapu wyłaniania ostatecznego składu na sam turniej, ani nawet losowania grup finałowych.

Z ciekawych opcji - w interesujący sposób rozwinięto tryb prowadzenia kariery pojedynczego zawodnika. Wcześniej nazywał się "Zostań kapitanem"/"Zostań gwiazdą" - tutaj nosi nazwę "Captain Your Country". Naszym zadaniem jest w nim przede wszystkim dostać się do składu reprezentującego kraj podczas eliminacji (musimy na to zasłużyć, pokazując się z jak najlepszej strony podczas meczów towarzyskich). Potem stopniowo budujemy swoją pozycję, by u szczytu formy przejąć dowodzenie na boisku jako kapitan. Podoba mi się to, że bardzo mocno zaakcentowany został element walki o miejsce w ekipie. Podczas meczu wyświetla się nie tylko ocena naszego zawodnika, lecz także tych, którzy grają na podobnych pozycjach - i mogliby zająć nasze miejsce.

Ciekawym - choć także nie nowym - trybem jest Story of Qualifications, w którym oddano nam do dyspozycji 43 zadania. Otóż mamy tam odmienić bieg historii - rozegrać końcówkę historycznego meczu z eliminacji tak, by doprowadzić do zakończenia, które okaże się korzystne dla rzeczywistego przegranego. Polska występuje w tym niechlubnym trybie w meczu z Irlandią Północną. Zaczynamy w 66 minucie, ze stratą jednej bramki. Autentyczny mecz skończył się remisem 1:1, ale naszym celem jest zwycięstwo - najlepiej dwubramkowe. Dodatkowo twórcy zaimplementowali kilka meczów z ubiegłych mistrzostw świata w Niemczech, możemy rozegrać nawet legendarny już finał, w którym Zidane zaatakował Materazziego z barana. Autorzy zapowiadają, że po mistrzostwach udostępnią także alternatywne wersje meczów finałowych 2010.

YES, WE CAN (?) CHANGE Wbrew moim początkowym obawom, 2010 FIFA World Cup South Africa przynosi trochę zmian także w samej rozgrywce. Po pierwsze - odrobinę większego znaczenia nabrała tutaj gra ciałem. Sprawia ona wrażenie bardziej naturalnej, ponieważ zawsze, gdy wbiegamy zawodnikiem w przeciwnika, dochodzi do zwarcia i lekkiej przepychanki. Jej wynik nigdy nie jest z góry przesądzony, choć szybko można się zorientować, którzy zawodnicy lepiej radzą sobie w tym full kontakcie (w polskiej reprezentacji mocne łokcie ma Ireneusz Jeleń), a którzy gorzej (Paweł Brożek notorycznie dostaje łomot). Wygląda to dobrze, w moim odczuciu wiarygodniej niż w FIFIE 10.

Co jeszcze? 2010 FIFA World Cup South Africa promuje szybkie podania z pierwszej piłki. Zawodnicy dobrze się wystawiają, dzięki czemu nieraz zdarzyło mi się trzema podaniami z klepki rozmontować obronę przeciwnika i wpuścić swojego napastnika na dogodną pozycję. Fajniej także korzysta się z zawodników wychodzących na czystą pozycję jeszcze przed polem karnym - strzał z piętnastego-osiemnastego metra z pierwszej piłki potrafi tu być wyjątkowo soczysty - i efektowny (no, pod warunkiem, że się trafi w światło bramki). A skoro już o strzałach mowa - wydaje mi się, że odrobinę częściej niż w dziesiątce zdarzają się tu trafienia w słupek i poprzeczkę. Ale przyznaję, to tylko impresja - nie liczyłem, mogę się mylić.

Na uwagę zasługuje także zachowanie sędziego, które jest... no właśnie, najwidoczniej dosyć zróżnicowane. W pierwszych meczach, jakie rozegrałem, sędzia ani razu nie sięgnął do kieszeni z kolorowymi kartonikami; i już miałem psioczyć, że arbiter nie karze nawet najbardziej brutalnych zagrań, gdy w następnym meczu pojawiły się cztery żółte kartki, a jeden z przeciwników wyleciał z boiska. Sędzia nie krępuje się także przed przyznaniem rzutów karnych - a z nimi wiąże się chyba najistotniejsza innowacja tej edycji FIFY.

Od teraz skuteczność jedenastki zależy nie tylko od tego, jak mocno uderzymy i jak dobrze przycelujemy gałką. Przycisk odpowiadający za strzał należy jeszcze wcisnąć w odpowiednim momencie (gdy "wahadło" wyświetlające się na dole ekranu znajduje się w środkowej pozycji). Jeśli zrobimy to źle, piłkarz wykonujący karniaka przestrzeli, a może nawet zaliczyć bardzo efektowną glebę. Poza tym piłkę można podciąć - można się też zatrzymać tuż przed oddaniem strzału, żeby zmylić golkipera.

Wreszcie, słowa komentarza domaga się zmiana dotycząca bramkarzy. Chyba każdy, kto spędził przy FIFIE 10 trochę czasu, szybko zorientował się, że jedną z najskuteczniejszych metod na oszukanie bramkarza jest lob. Manewr zwykle działał niezawodnie, ponieważ golkiperzy mieli zwyczaj wychodzenia z linii bramkowej, gdy tylko ominęliśmy ostatnich obrońców. Najwidoczniej potrafią uczyć się na błędach, bo już się tak nie zachowują. Ba! Bramkarze zostają na linii tak długo, jak tylko się da - głupio się przyznać, ale podczas około 30-40 meczów tylko jedną bramkę strzeliłem w ten sposób. Później już dałem sobie spokój, bo metoda tradycyjna sprawdza się bez porównania lepiej. Ponadto bramkarze o wiele mądrzej zachowują się, gdy piłka jest w pobliżu końcowej linii boiska - parę razy mój golkiper nie odpuścił, pobiegł za piłką i uratował mnie od niepotrzebnego rzutu rożnego.

I JEST NA CO POPATRZEĆ... Jednym z największych (pozytywnych!) zaskoczeń, jakie przyniosła 2010 FIFA World Cup South Africa, okazały się zmiany w grafice. Nie dotyczą one samego silnika graficznego, tylko wykorzystania i wyeksponowania poszczególnych elementów. Są drobne, to fakt, ale zauważalne. Po pierwsze, wygląda na to, że twórcy poważnie potraktowali wygląd zawodników z drużyn, które dostały się do rozgrywek finałowych. Największe gwiazdy futbolu robią na boisku wrażenie. Niestety nie dotyczy to naszych zawodników, no ale cóż - nie można tego skwitować innym stwierdzeniem jak tylko: sami są sobie winni.

Bardzo realistycznie wyglądają także trenerzy, którzy towarzyszom swoim drużynom (znów - tylko tym uczestniczącym w rozgrywkach finałowych, więc Smudy, Majewskiego ani Beenhakkera nie zobaczymy). Często widać podczas przerywników filmowych, na przykład podczas wykonywania zmian personalnych na murawie. Pierwszym trenerem, którego zobaczyłem w grze, był Diego Maradona, i był to dla nie spory szok. Wyglądał naprawdę jak żywy! Choć oczywiście sam patent nie jest nowy - emocje trenerów mogliśmy obserwować także w UEFA Euro 2008.

Wspomnianych przerywników filmowych jest znacznie więcej niż w FIFIE 10. Pojawiają się w zasadzie przy każdej okazji: podczas każdego faulu, spalonego, nawet po wybiciu piłki na aut. Rozgrywka traci przez to odrobinę na dynamice, ale zyskuje na efektowności. Podczas przerywników filmowych pokazywana jest czasem także widownia - poprzebierani i umalowani w narodowe barwy kibice zostali dopracowani równie mocno jak sami piłkarze. Podczas zbliżeń nie widać jednak więcej niż... czterech kibiców.

Po strzeleniu gola mamy do dyspozycji nowe cieszynki, ale ważniejsze jest to, że gdy dajemy pokaz radości, kamera działa dynamicznie - robi bardzo szybki najazd na cieszącego się zawodnika. Aż dziwne, że pojawia się to dopiero teraz - zmiana niby drobna, a efekt o wiele lepszy. Smaczków jest więcej, na przykład confetti leżące na skraju boiska - pozostałość po radości kibiców z inauguracji meczu.

PODSUMOWUJĄC Niestety z 2010 FIFA World Cup to wiąże się zasadniczy problem: z moich pierwszych wrażeń wynika, że ta gra to "tylko" FIFA 10, do której wprowadzono parę - to fakt: potrzebnych - zmian. Niektóre z nich są niewielkie, inne są drobne, jeszcze inne - mikroskopijne. Z czego wcale nie wynika, że to produkcja słaba, wręcz przeciwnie - jest tak samo dobra jak FIFA 10, miejscami nawet lepsza (a według mnie dziesiątka zasłużyła na bardzo wysokie noty). Z drugiej jednak strony - jest to produkt okrojony pozbawiony bardzo ważnej części - rozgrywek klubowych. Oczywiście brak tej funkcjonalności znajduje bardzo konkretne uzasadnienie (wszak to gra o mistrzostwach!), ale pozostaje brakiem.

Czy warto czekać na mundialową edycję FIFY? Wygląda na to, że tak - zwłaszcza jeśli nie grało się w FIFĘ 10. Nowa produkcja kanadyjskiego studia zapowiada się na naprawdę miodną grę, więc jeśli ktoś nie miał ostatnio do czynienia z piłką nożną od EA Sports, to prawdopodobnie będzie zachwycony. Czy wniebowzięci będą także starzy wyjadacze, którzy poprzednią edycję mają w małym palcu? Trudno powiedzieć. Obawiam się, że zmiany jakościowe, jakie oferuje 2010 FIFA World Cup South Africa mogą być zbyt małe, by nakłonić nas do ponownego sięgnięcia po portfele. Ale to się dopiero okaże, gdy do rąk dostaniemy ostateczną wersję gry. A wtedy prawdopodobnie ogarnie już nas mundialowe szaleństwo, emocje wezmą górę, więc nic nie będzie niemożliwe.

PS: W chwili, gdy pisałem pierwsze wrażenia, nie było jeszcze dostępnej opcji gry po sieci.

Piotr Kubiński

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)