Oreshika: Tainted Bloodlines - recenzja

Oreshika: Tainted Bloodlines - recenzja

Oreshika: Tainted Bloodlines - recenzja
marcindmjqtx
27.03.2015 14:58, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Śmierć głównej postaci co 2 lata z powodu klątwy, ale za to płodzenie na potęgę potomków poprzez spółkowanie z bogami, by walczyć z demonami w dekoracjach rodem z japońskich drzeworytów? Tak, uniesienie obu brwi to naturalna reakcja na ten opis.

I takie właśnie jest Oreshika: Tainted Bloodlines, która jakiś czas temu trafiła na PS Vitę. RPG z japońskim rozmachem, w którym nie dziwi fakt, że naszemu rodowi pomaga dziewczynka-łasica. O pierwszej części, Ore no Shikabane wo Koete Yuke, nie będę się rozpisywał, bo nie mam o niej pojęcia, zapewne tak jak Wy - pojawiła się na PSX-a w 1999 roku, ale tylko w japońskojęzycznej części świata. Jeśli ktoś czekał 16 lat na kontynuację, to pewnie z radości zjadł pantofle. Pardon, japonki.

W centrum historii Oreshiki mamy przeklęty ród, który wraca do życia, ale z pewnymi niedogodnościami. Bo umówmy się - pewna śmierć po niespełna dwóch latach to jednak pewna niedogodność. Czas jest tu jednak rzeczą względną, bo w ciągu 2 lat na ziemskich padole osiągamy pełnię wojowniczych możliwości, płodzimy potomków i generalnie nie zasypiamy gruszek w popiele. Drzewo genealogiczne naszego rodu rozrasta się, kolejne pokolenia dziedziczą pewne cechy po przodkach i przejmując pierwiastki boskie, a my decydujemy, czy tak jak przodek będzie posługiwało się mieczem, czy może złamie rodową tradycję i chwyci za łuk.

Siedziba naszego klanu to podstawa działalności. To tutaj wspieramy finansowo miejscowe sklepy, które dzięki temu rozszerzają działalność o nowy asortyment. Stąd też wyruszamy na misje - gra oferuje bowiem starcia przypominające klasyczne japońskie RPG-i, ale rzecz zasadza się na raidach rodem z MMORPG-ów. Odwiedzamy więc co rusz te same lokacje, zdobywając klucze do nowych korytarzy i miejscówek. Kluczem są demoniczne festiwale rozgrywane w określonym miesiącu, które kończą się starciem z bossem i pozwalają pchnąć fabułę do przodu. Rzecz o tyle ważna, że jeśli ów miesiąc przegapimy, to musimy czekać cały rok, aż festiwal znów się odbędzie. Większość czynności zajmuje właśnie miesiąc, a warto mieć na uwadze, że w dungeonach czas płynie i warto wybrać się na podbój nieco wcześniej, żeby ze spokojem odnaleźć miejsce, w którym tym razem urzędują demony.

Oreshika jest przesiąknięte klimatem feudalnej Japonii. Oprawa przywołuje na myśl drzeworyty Hokusaia z cyklu 36 widoków na górę Fudżi, które zapewne kojarzycie. Tu nawet atak, czy to wodny, czy ognisty, są stylizowane na dzieła tego artysty. Wrażenie jest doskonałe, a jeśli dołożymy do tego design postaci, projekty demonów czy towarzyszącą muzykę, Oreshika stanie się łakomym kąskiem dla japonofilów.

Oreshika: Tainted Bloodlines

Szkoda, że kroku nie dotrzymują pomysły w obrębie starć. To typowa japońska turówka z atakami fizycznymi i magicznymi, ale niepotrzebnie udziwniona faktem, że zwycięstwo odnosimy wtedy, gdy pokonamy kapitana wrogiego zastępu. Choćby i 8 demonów wyskoczyło, wystarczy jeden cios w jedną postać, by zakończyć starcie. Gra wręcz premiuje takie zagrania, bo kapitan lubi uciekać z pojedynków, a to jego śmierć jest konieczna, by zdobyć któryś z przedmiotów wylosowanych dzięki dostępnemu przed walką jednorękiemu bandycie.

Szybko okazało się, że w sumie nawet nie mam po co walczyć, bo gra jest bardzo łatwa. Większość starć wygrywałem jednym ciosem. Z bossami było nieco trudniej, ale nadal bez własnego zgonu. Zacząłem więc odpoczywać długimi miesiącami i grać tylko festiwale oraz płodzić potomków, ale niewiele to zmieniło - wciąż było łatwo.

Winnym był najpewniej wybrany poziom trudności. Nie, nie grałem na Easy, bo nigdy na nim nie gram. W Oreshice ta kwestia, tak jak wszystko inne, jest rozwiązana dość osobliwie. Otóż gracz wybiera, ile czasu chce przy tej produkcji spędzić. Warianty rozciągają się od 30 do 100 godzin, a ja wybrałem ten pierwszy - że tak powiem, "krótki". W nim dostaje się więcej pieniędzy oraz doświadczenia od przeciwników i pewnie właśnie to zadecydowało, że szybko odskoczyłem poziomem od wroga. Na szczęście poziom trudności można w każdej chwili zmienić, co też uczyniłem i po pewnym czasie gra wreszcie zaczęła stanowić wyzwanie. Choć 100 godzin raczej przy niej nie spędzę.

Oreshika: Tainted Bloodlines

Dziwnych rozwiązań jest więcej. W dungeonach nie ma mapy, a bywa, że lokacje są rozbudowane, choć każdy korytarz wygląda podobnie - trzeba pamiętać, gdzie się idzie. Kiepsko wymyślono też zarządzanie ekwipunkiem. Podręczna sakwa jest tak mała, że w zasadzie co chwilę musimy pozbywać się przedmiotów, bo już nic nam się nie mieści.

Z czasem przyzwyczajamy się do tego, że nasi podopieczni co rusz umierają - gra zakłada, że spędzimy z nią wiele pokoleń, czego owocem będzie rozbudowane drzewo genealogiczne. Odejściu podopiecznego za każdym razie towarzyszy swoista ceremonia pożegnalna. Ale życie toczy się dalej, choćby trwało tylko 2 lata. A gracz z czasem zaczyna kombinować ludzko-boskie mezalianse, odkrywając, że połączenie żywiołów owocuje konkretnymi efektami. Każdy z bogów ma swoją "cenę", a walutę zdobywamy w trakcie walk, więc choćby z tego względu warto się wybierać na wyprawy do lochów.

Mam spory problem z Oreshiką. Z jednej strony jestem zachwycony jej oprawą audiowizualną, klimatem i szalonymi pomysłami. Czuć, że twórcy chcieli jak najwięcej oklepanych elementów zrobić na swoją modłę. Z drugiej strony grze brakuje celu. Żyjemy sobie pokolenie po pokoleniu, mozolnie odkrywamy kolejne dungeony. Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. Tempo wydarzeń nie przyspiesza, niewiele się dzieje. Jedyną motywacją jest fakt, że już za kilka miesięcy uda się odkryć coś nowego. Może.

Dobrze się stało, że ta gra na Vitę wyszła. Nowe gry na tę konsolę są na wagę złota, zwłaszcza jeśli są tytułami na wyłączność i reprezentują gatunek jRPG. Szansę Oreshice na pewno warto dać, charakternych produkcji nigdy za mało.

PS Gra jest dostępna tylko w formie cyfrowej w cenie 84 zł - zatem bardzo okazyjnie.

Marcin Kosman

Platformy: PS Vita Producent: Alfa System Wydawca: SCE Dystrybutor: SCEP Data premiery: 04.03.2015 PEGI: 12

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od wydawcy.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)