Nidhogg - recenzja. Minimalistyczna bijatyka o szaleńczym tempie

Nidhogg - recenzja. Minimalistyczna bijatyka o szaleńczym tempie

Nidhogg - recenzja. Minimalistyczna bijatyka o szaleńczym tempie
marcindmjqtx
30.01.2014 13:29, aktualizacja: 08.01.2016 13:20

Nidhogg to skrzydlaty wąż rodem z mitów skandynawskich. Obżera się korzeniami Drzewa Świata, wysysa krew z ciał zmarłych i ogólnie niesympatyczna z niego bestia. Od niedawna Nidhogg to także minimalistyczna bijatyka autorstwa Marka Essena.

Zasady są proste. Graczy jest dwóch, stoją naprzeciwko siebie. Zwycięży ten, kto pierwszy dojdzie do ostatniego ekranu z prawej/lewej strony (oczywista oczywistość: gracz z lewej idzie w prawo, gracz z prawej w lewo). Tam czeka na niego nagroda - tłum wiwatujących ludzików na trybunach i przypominający wielką glistę Nidhogg. Który go pożre. Koniec.

Karateka spotyka Barbariana Haczyków jest kilka. Gracz ginie od jednego ciosu, ale już za chwilę odradza się na drodze przeciwnika. By dojść do mety, trzeba więc dosłownie "wydzierać" kolejne fragmenty planszy. Wbijasz ostrze w serce wroga, biegniesz na złamanie karku, a potem znów stajesz naprzeciwko niego. Możesz także nie walczyć - jeśli uda Ci się wroga przeskoczyć albo ominąć w inny sposób, dotrzesz całkiem daleko. Choć w końcu gra i tak pewnie zmusi was do pojedynku.

Nidhogg

Sam system walki w Nidhogg też jest banalnie prosty. To w zasadzie szermierka - dysponujesz mieczem i możesz wykonywać pchnięcia na jednym z trzech poziomów. Jeśli akurat wybierzesz ten sam, co przeciwnik, ciosy zostaną sparowane. Uderz od góry albo dołu w miecz przeciwnika swoim mieczem, a wytrącisz mu go z ręki. Ucieka? Rzuć za nim swoim orężem. Dopadłeś go, ale nie masz broni? Możesz spróbować go podciąć, zaatakować kopniakiem z wyskoku albo po prostu zatłuc pięściami (a potem wyrwać mu serce). Jest jeszcze trochę drobnych zależności i możliwości (np. odbijanie się od ścian), ale też nie są przesadnie skomplikowane.

Opanowanie systemu walki zajmuje jakieś góra dwie minuty. Tutaj nie liczą się tylko zdolności manualne, ale przede wszystkim zdolność szybkiego przewidywania ruchów przeciwnika i improwizacji. Podkreślam: szybkiego. Rozgrywka ma szaleńcze tempo i nie pozwala na chwilę wytchnienia. Wręcz hipnotyzuje - nie bez znaczenia jest przy tym złożona z pokręconej elektroniki ścieżka dźwiękowa czy oprawa graficzna, która dla jednych będzie po prostu brzydka, ale innym może się wydać stylowym hołdem dla Atari 2600.

Nidhogg

Bierz mój miecz i masz Nidhogg to gra stworzona przede wszystkim do grania we dwóch przy jednym komputerze (nie trzeba nawet kontrolerów, bo sterowanie jest na tyle proste, że z powodzeniem wystarczy jedna klawiatura). To wtedy pokazuje swoją prawdziwą siłę. Niesamowite tempo rozgrywki wciąga i fascynuje, a system walki zachęca do improwizacji i co chwilę zmusza do rzucania tekstów w stylu "Patrz, jaka akcja!!!". Nie ma siły, powtarzam, nie ma siły, żeby grając z żywym przeciwnikiem, ktoś nie zachwycił się Nidhogg. Nie potrzeba przegryzać się przez sterowanie czy uczyć skomplikowanych kombinacji ciosów. Siadasz, grasz i momentalnie się wciągasz, pokrzykując na przeciwnika. Jeszcze jedna partyjka? Pytanie!

Problem w tym, że nie zawsze pod ręką jest drugi gracz. Wtedy, niestety, przestaje być tak różowo. Żadnego trybu fabularnego tu nie ma, samotnikom pozostaje seria pojedynków z coraz lepiej radzącą sobie sztuczną inteligencją. I o ile to dobry sposób na trening, o tyle nie ma nawet ułamka uroku grania z żywym przeciwnikiem. Szybko się nudzi, po prostu.

Nidhogg

Jest co prawda możliwość grania za pośrednictwem sieci, ale na nią bym nie liczył. Po pierwsze, choć smutno mi to mówić, to w Nidhogga mało kto gra. Znalezienie przeciwnika graniczy zwykle z cudem. Po drugie, jeśli się nawet uda, to w zabawie skutecznie przeszkadza opóźnienie. Tak szybka gra nawet przy najmniejszych lagach zupełnie traci sens.

Żabie skoki i miecze-bumerangi Okiem Pawła Kamińskiego: Nidhogg z początku zachwyca - pomysłem, tempem, płynnością, prostym ale efektywnym systemem walki. A przede wszystkim toną radochy, jaka płynie z pojedynków z kolegą. Ale nadal gra się tylko na czterech planszach, których szybko nauczycie się na pamięć. Królestwo za nowe areny albo edytor. Królestwo za więcej treści. Świetny pomysł, który mógłby doczekać się lepszej realizacji. Moim zdaniem: MOŻNA zagrać.

Trochę szkoda także, że w grze są tylko cztery plansze. Owszem, podoba mi się ich różnorodność i fakt, że każda ma jakąś unikalną cechę wpływającą na rozgrywkę. W chmurach na przykład nie można stać zbyt długo w miejscu, bo się spadnie, a w dziczy można się schować w wysokiej trawie. Ale nie rozumiem, czemu jest ich tak niewiele. Nie chcę wyjść na mądrzejszego od twórcy, ale z miejsca można przecież wymyślić z dziesięć miejsc, który pasowałyby do tematyki gry. Ciemny las, bagna, górskie szczyty, wieża maga, sala tortur albo lochy - to tylko kilka przykładów. Czemu nie podarować graczom edytora poziomów? Zwłaszcza, że przy tak minimalistycznej oprawie stworzenie etapu nie powinno być trudnym zadaniem. Nidhogg wygląda na dobry pomysł, który ktoś chciał jak najszybciej skoczyć - niby gra powstawała około 4 lat, a w ogóle tego po niej nie widać. Sama rozgrywka się nie nudzi, ale czasami miałem już dość patrzenia na ciągle te same plansze. Albo tęskniłem do bardziej rozbudowanego trybu dla jednego gracza... Świetnie można by pokazać w taki sposób nordycką mitologię - trochę szkoda, że twórca się na to nie zdecydował.

Ciekawostką są natomiast dostępne modyfikacje rozgrywki. Można włączyć tryb turbo, "miecze-bumerangi", obniżoną grawitację czy nawet opcję, która sprawi, że postaci mogą się poruszać jedynie przy pomocy żabich skoków. Jest tego sporo i polecam zabawę rozmaitymi kombinacjami - wyniki bywają zaskakujące i zaskakująco miodne. Sami zobaczcie, co udało się nam stworzyć z Pawłem Kamińskim - nazwaliśmy to "Nidhoggiem na grzybach":

Werdykt Nie potrafię nie kochać Nidhogg, bo ilekroć robimy sobie w redakcji przerwę na "tylko parę partyjek", kończy się to co najmniej godzinnym posiedzeniem i zastrzykiem energii, który spokojnie wystarcza do końca dnia. Ale nie potrafię też nie patrzeć na grę obiektywnie. Tak, jest mało różnorodna. Tak, może się nudzić. Tak, samotna zabawa nie ma większego sensu, a po sieci nie da się grać. Co nie zmienia faktu, że jest to i tak od teraz moja ulubiona gra imprezowa.

Tomasz Kutera

Platformy:Win Producent:Messhof Wydawca:- Dystrybutor: - Data premiery: 13.01.2014 PEGI:- Wymagania: 1,2 GHz, 512 MB RAM, karta graficzna zgodna z DirectX 8 i 32 MB RAM

Screeny podchodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)